sobota, 24 maja 2014

Rozdział 7

Rodzeństwo siedziało sobie spokojnie, rozmyślając o minionym dniu. Madie rozmyślała nad swoim życiem, u boku Sherlocka, a Sherlock myślał o Johnie i jak bardzo mu go brakuje. Owszem Madie była dobrą pomocnicą lecz nie miała ''tego czegoś'', co miał John. 
Będę musiał go częściej odwiedzać, albo nie... pomyśli, że sobie nie radzę – myślał. 
Wtem rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Madie wpuściła gościa. Była to kobieta starsza średniego wzrostu. 
- Przepraszam, czy pan Sherlock Holmes jeszcze przyjmuje ? - zapytała 
- Klientka ? John się tym zajmował... - powiedział z wahaniem Holmes
Miły uśmiech starszej pani zrzedł lecz ciągle miała nadzieję wypisaną na twarzy. Madie obserwując całą sytuacje postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i podsunęła pani krzesło mówiąc z uśmiechem: 
- Niech pani siada, zobaczymy co możemy poradzić w tej sprawie.
Sherlock głośno westchnął i spojrzał na Madie zirytowany, jednak się nie odezwał. 
- Mów – powiedział obojętnie
- No dobrze, otóż mój mąż zniknął parę dni temu, szukałam go wszędzie...
- A próbowała pani w kostnicy? – przerwał złośliwie Sherlock.
Nudziło go to, standardowa sprawa, ktoś zaginął najprawdopodobniej nie żyje, a on musi go odnaleźć. Mam lepsze rzeczy do roboty – myślał – albo nie... nie mam niczego do roboty. 
Ale mimo to postanowił zignorować sprawę oraz panią. Wstał, wziął płaszcz, już miał wychodzić jednak się zatrzymał i powiedział:
- Pani mąż wyjechał w tourne razem z orkiestrą. Zapomniała pani o tym. Skąd to wiem? Z pani płaszcza wystaje mini-plakat reklamujący tą trasę, musi też tam być pani mąż inaczej nie miałaby go pani w kieszeni na ważne rzeczy. Pani mąż gra na skrzypcach, widać że używa na pani smyczka do gry. Niezbyt praktyczne, można zniszczyć instrument. A zapomniała pani o tym, ponieważ nie wzięła pani leków na sklerozę, które wstają z pani torebki. Znowu, zapomniała pani o nich. To nie zwykła skleroza, radzę się przebadać, to może być początek poważnej choroby – powiedział i wyszedł zostawiając zdumioną siostrę i klientkę.
Poszedł do swojego ulubionego parku w Londynie. Mógł tam spokojnie pomyśleć, równocześnie dedukując ludzi. Po pół godzinie pojawiła się Madie, wiedział, ze przyjdzie, wypyta go o wszystko, ochrzani, pokłócą się, będą sobie docinać ale się pogodzą. Tak jak zawsze... - myślał obserwując siostrę zbliżającą się do niego. 
- Od kiedy przychodzisz do miejsc publicznych? - zaczęła złośliwie – myślałam, że głupota ludzka cię rozprasza.
- Teraz próbuję się od niej odciąć, przeszkadzasz mi – odparł spokojnie.
- Ta kobieta prawie zwariowała i od razu pobiegła do lekarza – zignorowała jego słowa Madie – jeśli u każdego będziesz dedukował choroby, to lekarze w tym mieście się wzbogacą.
Sherlock pozostał obojętny na jej słowa jednak po chwili powiedział : 
- Widzisz tego faceta, co stoi obok kosza na śmieci ? Żona zdradza go z jego terapeutą. W dzieciństwie go bito, widać po ruszaniu głową. Albo ta młoda nastolatka, jest królową szkoły, jednak śmieją się z niej i obgadują ją za plecami... - w tym momencie zabrzmiał telefon Sherlocka, jednak on dedukował dalej. Przerwała mu Madie:
- Skończ się popisywać, zresztą nie wciągniesz mnie w tą grę. Nie chce znać tajemnic innych ludzi, niektóre są zbyt...ee...dziwne – wyjaśniła poirytowana – i odbierz w końcu ten telefon !
- Po co? Ten kto mnie zna wiedziałby, że wolę sms'y.
Telefon w końcu przestał dzwonić i rodzeństwo pogrążyło się w ciszy. Jednak po chwili rozległ się dźwięk przychodzącego sms'a z telefonu Madie. Czym prędzej go odebrała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
- Muszę iść – powiedziała i odeszła z uśmiechem.
Co ona taka radosna? - myślał Sherlock – zresztą to nastolatka, teraz cieszą się z byle czego. Ale przy najbliższej okazji muszę to zbadać – w tym momencie Sherlock dostał sms'a – no co znowu?! Jestem sławy, ale nie aż tak! - westchnął i odebrał wiadomość, zawierała jedynie te słowa : 
''Mary rodzi, szpital, przyjedź. 
                           JW'' 
No ładnie – pomyślał – teraz będzie miał dziecko, jeszcze mniej czasu...jechać tam? - bił się z myślami – w końcu to mój przyjaciel, jedyny... 
Sherlock gwałtownie wstał i pobiegł szukać taksówki. W ciągu kilku minut dojechał do szpitala. Znali go tam i wpuścili bez słowa. Zobaczył Johna przy sali operacyjnej. 
Widocznie coś się stało, cesarskie cięcie – myślał w biegu. 
John go spostrzegł i lekko się uśmiechnął, jednak jego twarz pozostała blada. 
- Parę godzin po waszym wyjściu, Mary zemdlała, pojechałem z nią do szpitala. Dziecko zagrożone, muszą operować – wyjaśniał gorączkowo – boję się o nią – wyznał.
Sherlock nie wiedząc co zrobić, dotknął lekko ramienia Johna, próbując go pocieszyć, jednocześnie starając pozostać przy obojętnym wyrazie twarzy. John wiedział, że dla Sherlocka ten gest znaczy tyle co dla innych przytulanie i pocieszanie, więc tylko uśmiechnął się do niego wdzięcznie. 
- Madie już tu jedzie, wysłałem jej sms'a. Pomyślałem, że wolałbyś żeby tu była... - wtem zza drzwi sali rozległ się płacz dziecka a na twarzy Johna pojawił się uśmiech. Niedługo przewieźli Mary na salę a John poszedł sprawdzić jak się czuję i zobaczyć swoje dziecko. Niedługo potem przybyła Madie z rumieńcami na twarzy. Sherlock na jej towarzystwo nic nie powiedział, więc siedzieli w milczeniu, aż pojawił się John, zapewniający, że wszystko w porządku i zapraszający ich do sali.
Madie weszła z wielkim uśmiechem, Sherlock z powątpiewaniem. Weszli do sali, a Madie od razu podbiegła do Mary i dziecka. Kochała dzieci, już sobie wyobrażała jak będzie się z nią bawić. Mary dała jej na ręce małą Josephie, Josephie Madeline Watson. Tak się nazywała, dziewczyna nie była pewna czy to na jej cześć ale myślała, ze dowie się w swoim czasie. Sherlock wciąż stał przy drzwiach. Czuł się jak piąte koło u wozu, wszyscy się cieszą, on zresztą też, ale tego nie okazywał. Dzieci urosną – myślał – z wiekiem już nie są takie wspaniałe... 
Zostałby tak gdyby nie John, który podszedł i go przytulił. Przelał w niego wszystkie emocje i radość dzisiejszego dnia. Cieszył się, że ma dziecko, ale również dlatego, że jest tutaj jego najlepszy przyjaciel. Po chwili włożył mu na ręce małą Jo. Sherlock był bardzo zaskoczony, nie miał dziecka na rękach od kiedy Madie była mała. Było to miłe uczucie, nosić na rekach nowe życie. Przyjrzał się jej dokładnie: miała blond włoski jak Mary i oczy Johna. Spoglądała na niego tak zaciekawiona, jak może być dziecko. Sherlock trwał w tej chwili rozkoszując się nią. Pokochał to dziecko, wiedział, że potrafiłby oddać za nią życie byle uratować, tak jak Johna. 
Miłość– dziwne uczucie – myślał. Dawno nie doświadczył takiej. Wspaniałą chwilę pełną ciszy przerwała Madie żartując: 
- Sherlock ma dziecko na rękach, trzymajcie mnie niebiosa. Kto ma aparat? Nikt w to nie uwierzy, że pan Holmes zdobył się na coś takiego... - jednak uderzyła ją ta chwila, Sherlock wyglądał tak ludzko z dzieckiem. Jak nie on.
Sherlock obudził się z transu, mający minę przyłapanego dziecka. Dał się przyłapać na uczuciach i to jego własnej siostrze! 
John podejrzewał, że zaraz się pokłócą, więc zajął Sherlocka mówiąc: 
- Miała mieć na drugie imię Sherly, od Sherlock, jednak zdecydowaliśmy się na Madeline. W końcu to też cząstka ciebie. Tak jak prosiłeś.
Sherlock uśmiechnął się w podzięce, chrząknął, pogratulował jeszcze raz szczęśliwej parze z dzieckiem i oznajmij, że musi iść, że nie chce przeszkadzać. Razem z nim wyszła Madie. Podjechali do domu taksówką, a stojąc już na ulicy Madie powiedziała: 
- No Sherlock, widać że oboje ją pokochaliśmy. Będzie tu częstym gościem. Wujek Sherlock i ciocia Madie, ładnie brzmi...
- To ty będziesz się nią zajmowała a John będzie znowu moim pomocnikiem dobrze? - powiedział sarkastycznie Sherlock – Chociaż.. czemu nie?
Madie prychnęła i weszli do domu. Sherlock od razu zauważyła brak pewnej rzeczy... 
- Ktoś ukradł moją czaszkę! - krzyknął.
W jej miejsce zastali wiadomość : 

''No, no, no...kolejna osoba, za którą możesz oddać życie, uważaj na nią, bo możesz ją zgubić ~ M²''

- O Boże... - wyszeptał Sherlock.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział ;) Trochę rozczulania ale coś trzeba było napisać ;) Mam nadzieje, że wam się podobało i zachęcam do czekania na następną część. Proszę także o opinie ! ;) Dziękuję również za wyświetlenia i za to że ktoś to czyta ;) // Kopenhaga ;) 

wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 6

Minął tydzień od rozwiązania tajemniczej sprawy morderstw staruszków. Tydzień od otrzymania tajemniczej wiadomości od jeszcze bardziej tajemniczego ‘’M²’’. Sherlock przez cały ten czas myślał kim może być ten tajemniczy koleś. Coraz częściej Sherlock powracał do myśli, że to kolejna sztuczka Moriaty’ego.
Litera ‘’M’’ przecież się zgadza, jednak czemu druga potęga? – myślał Sherlock siedząc w sowim fotelu - a może to wcale nie sprawa Moriarty’ego? Może do zupełnie inny człowiek utrudnia mi życie?
Na te pytania jednak Sherlock nie umiał odpowiedzieć.  W tej chwili do pokoju weszła pani Hudson, która wróciła już ze szpitala po felernym dniu gdy jacyś idioci próbowali zemścić się na niej za to co zrobił jej mąż. Pani Hudson jak gdyby nigdy nic zajęła się ponownie domem. Nawet słowem nie wspomniała o tamtym dniu, nie okazywała też żadnych uszkodzeń psychicznych po tym zdarzeniu, więc Sherlock uznał, że nie musi się nią przejmować, że ona sobie da sama radę.  Madie natomiast była przejęta tym co się stało. Zaczęła poświęcać pani Hudson więcej czasu, bardziej się o nią troszczyła i starała się żeby pani Hudson nie zostawała sama w domu lub sama nie wychodziła na miasto. Madie bała się, że panią Hudson spotka taki los jak resztę osób zaatakowanych przez morderców. Skoro przedtem udało im się wywieźć panią Hudson z domu to czemu teraz miałoby im się to nie udać?
W mieszkaniu Holmesów zapanował pozory spokój. Ogólnie nic się nie działo oprócz tego, że pewnego pięknego słonecznego dnia rano Sherlock i Madie siedząc sobie spokojnie w fotelach i rozmyślając każdy o swoich sprawach, zostali ‘’napadnięci’’ przez ich matkę.
- Co wy sobie wyobrażacie? Będziecie sobie tu tak bezczynnie siedzieć bez żadnego słowa, żę moja córka jeszcze żyje?! – powiedziała rozwścieczona matka.
Madie już się przygotowała, że zaraz zacznie się dłuuugie kazanie na temat tego co zrobiła, jak bardzo mama się o nią martwiła, ile zawałów przeszła, etc... jednak to Sherlock został bardziej okrzyczany.
- Co ty sobie wyobrażasz Madeline? Będziesz sobie tak uciekać z domu bez żadnego ostrzeżenia? A ty! – powiedziała matka wskazując na Sherlocka - Ty powinieneś wykazać się większą dojrzałością i odpowiedzialnością i powinieneś powiadomić mnie i ojca, że Madie jest u ciebie!
- Czy ja dobrze słyszę? Oskarżasz mnie o to, że ten mały wypłosz przeszedł do mojego mieszkania bez żadnego ostrzeżenia, zadomowił się w moim pokoju, zakłócił mój wewnętrzny spokój i na dodatek zaszantażował żebym nie powiadamiał was o jej obecności tutaj. Halo! Ludzie! To ja tutaj jestem poszkodowany – powiedział Sherlock zgrywając biedne dziecko.
- Wypraszam sobie! Ja cię wcale nie szantażowałam…- zaczęła Madie, jednak Sherlock jej przerwał.
- Nie, wcale mnie nie szantażowałaś, wcale – powiedział sarkastycznie Shelrock
- No dobrze może użyłam małego szantażu – powiedziała Madie uśmiechając się szeroko- ale zapomniałeś, że pomogłam ci w rozwiązaniu sprawy. Nie jestem aż tak bezużyteczna jak mówisz!
Sherlock właśnie chciał coś powiedzieć ale matka go wyprzedziła.
- Dzieci przymknijcie się! – krzyknęła - nie wnikam w wasze relacje. Ty Sherlocku bez względy na szantaż powinieneś nas powiadomić o zaistniałej sytuacji – Sherlock wywrócił oczami słysząc słowa matki-  Ty Madie pamiętaj jeszcze jedna taka akcja a pożałujesz.
- To znaczy, że mam zacząć się już pakować?  - powiedział smutno Madie
Sherlock był zaskoczony takim smutnym tonem głodu Madie i szkoda mu się zrobiło siostry, bo chciał żeby Madie z nim została, bo ona potrafiła mu pomóc w sprawach jednak aby zachować pozory nienawiści do siostry udawał, że cieszy się z wyjazdu Madie.
- Znaczy no… nie pakuj się – powiedział matka ku zaskoczeniu obydwojga Holmesów.
- Co? Jak to nie? – krzyknęli razem.
- No nie - odpowiedział spokojnie matka- Z ojcem chcemy się gdzieś przejechać na romantyczne – przy tym słowie Sherlock wzdrygnął się – wakacje, więc ktoś musi się zająć Madie a skoro ona już tu jest to niech tutaj zostanie.
Madie chciała zaprotestować, że ona sobie sama poradzi i nie musi jej zostawiać pod opieką brata, ale pasowało jej życie w towarzystwie Sherlocka, było w nim dużo adrenaliny a tego właśnie potrzebował Madie.  Sherlock był zaskoczony tym co usłyszał.
- Ale…ale przecież tak nie można! Nie możesz jej u mnie zostawić! To wbrew zasadom! – powiedział zdruzgotany
- Sherlocku – uśmiechnęła się pani Holmes- wbrew jakim zasadom?
- Wbrew moim zasadom – powiedział Sherlock robiąc minę obrażonego dziecka
- Sherlock skarbeńku będziesz musiał jakoś przeżyć czas naszego wyjazdu.
- Jak długo was nie będzie? – wtrąciła się Madie
- Jeszcze dokładnie nie wiem ale tak z miesiąc może dwa.
- Miesiąc może dwa? Czy ty się dobrze czujesz ? Mam wytrzymać jeszcze tak długo z tym.. z tym czymś – powiedział Sherlock wskazując na siostrę
- Oj nie martw się braciszku, jakoś damy radę – powiedział słodko Madie i przytuliła się do Sherlocka.
Sherlock był zaskoczony tym aktem czułości. Jednocześnie czuł takie miłe uczucie w żołądku i obrzydzenie. Nie wiedząc co ma zrobić stał sztywno w czasie gdy matka patrzyła na rodzeństwo i przypominała sobie dawne czasy gdy Sherlock, Madie i Mycroft nie mogli bez siebie żyć i bawili się razem bez kłótni. 
Niestety te czasy już nie wrócą – pomyślała pani Holmes smutno - teraz każde z nich wybrało własną drogę. No tak. Tak to już bywa.
Pani Holmes aby nie dać poznać po sobie smutku z powodu wspomnień postanowiła opuścić mieszkanie przy Baker Street.
- No dobrze dzieci, a więc: Madie ty zostajesz u Sherlocka o postaraj się nie narobić mu kłopotów – Madie oderwała się od Sherlocka i przytaknęła – A ty Sherlock postaraj się  żeby, gdy wrócimy z wakacji to żebyśmy zastali Madie żywą- powiedział z uśmiechem matka rodzeństwa
- Nic nie obiecuje - odpowiedział pochmurnie Sherlock
Pani Holmes wyszła. Madie i Sherlock wrócili w ciszy do swoich rozmyślań. Wkrótce Madie przerwałą ciszę :
- Sherlocku…- zaczęła
- Hmmm…
- Może poszlibyśmy  do Johna, tak dawno się z nim nie widziałeś- powiedziała Madie
Na wspomnienie Johna Sherlocka coś zakuło w środku ale aby nie zdradzić tego, że ma on jednak uczucia, Holmes przybrał surową minę i powiedział ozięble:
- Niby po co mam tam iść?
- Bo dawno z nim nie rozmawiałeś – odparła Madie
- i co w związku z tym?
- To, że kiedyś rozmawialiście codziennie i nie mogliście bez siebie żyć – powiedziała przekonująco Madie
- To było kiedyś. Czasy się zmieniły. On ma swoje życie. – powiedział obojętnie Sherlock
- John to twój przyjaciel. Jedyny przyjaciel.
I tu Madie miała racje. Sherlockowi brakowało obecności Johna. Miło było mieć świadomość, że jest ktoś dla kogo jesteś ważny, jednak Sherlock nie potrafił zajść do Johna i z nim porozmawiać. John w końcu założył własną rodzinę, więc po co mu Sherlock a może Madie ma rację. Może warto pójść do Johna. I tak trwały rozmyślania Sherlocka, które przerwała Madie.
- Wstawaj, idziemy! – powiedział stanowczo
- Ale gdzie?
- No jak to gdzie? Do Johna idioto – powiedziała Madie z uśmiechem, wychodząc z mieszkania
Sherlock nie do końca świadomy tego co robi poszedł za siostrą. W Madie było coś takiego, co potrafiło kontrolować Sherlocka. Brat ulegał jej. Sherlock nadal próbował rozgryźć czemu akurat młodsza siostra potrafi nim sterować, dlaczego on jest zależny od takiej marnej osóbki. Były to kolejne pytania, na które Sherlock nie znał odpowiedzi. John był bardzo zaskoczony gdy otworzył drzwi a za nimi stał Sherlock z uśmiechniętą Madie.
- Witaj John! Jak się masz? Możemy wejść? – powiedział Sherlock
- Eeeeee.. noo.. znaczy ...yyy… wejdzcie – powiedział nadal zaskoczony John
- John, kto przyszedł? - powiedział Mary wchodząc do holu – Ooo.. Sherlock! Jak miło cię widzieć. Tak dawno nie rozmawialiśmy. Czemu wcześniej nie przyszedłeś?
- Był zajęty udawaniem, że sobie poradzi bez Johna, ale trochę mu to nie wyszło – powiedziała Madie
- Ohh witaj. Przepraszam nie zauważyłam cię wcześniej kochanie – powiedział Mary do Madie
- Nie ma sprawy Mary. Przyzwyczaiłam się, że wszyscy mnie ignoruję – powiedziała patrząc na Sherlocka z wyrzutem.
- Nieważne. Chodźcie do salonu – powiedział John zapraszającym gestem.
Rodzeństwo i Mary poszli za nim. Na początku pośród gości panowała napięta atmosfera i było bardzo sztywno, potem Madie zaczęła wesoło rozmawiać z Mary a Sherlock i John… no cóż.. oni rozmawiali o morderstwach. Sherlock opowiadał Johnowi o sprawie z staruszkami i o kilku innych.. John poczuł smutek z powody tego, że tym razem nie mógł pomóc Sherlockowi ale nie przeszkadzało mu to w tym, żeby ‘’pogdybać’’ sobie z Sherlockiem o morderstwach. Na takich rozmowach upłynął im cały wieczór. W końcu Sherlock i Madie pożegnali się i poszli do swojego mieszkania na Baker Street. Po drodze Madie zapytała Sherlocka :
- I co ? Było aż tak strasznie ?
- Nie, brakowało mi tego - odpowiedział tajemniczo Sherlock
Na Baker Street zapanował pozorny spokój, jednak nie na długo…

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie. Udało mi się wymęczyć kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Zachęcam do oczekiwania na kolejną część. Miłego dnia :D // Justyna c;

<dopisek Kopenhagi>

Wiem, że to tak zabrzmi ale... prosimy o opinie, bardzo nam zależy na tym, ponieważ chcemy wiedzieć czy ktoś to czyta i co o tym sądzi ;) Lekki rozdział idealny dla poprawy humoru (przynajmniej dla mnie) mam nadzieję, że wam też poprawił humor ;)

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 5

Sherlock poszedł złapać taksówkę, a Madie niepostrzeżenie zerwała plakat ze słupa, gdyż czuła że ma rację co do niego. Schowała go do kieszeni spodni i pobiegła za Sherlockiem, który siedział już w taksówce.
- Po co wzięłaś ten plakat ? Po to by mnie zdenerwować czy po to by pokazać, że coś robisz? – zadrwił Sherlock.
- Jak ty to… - zaczęła Madie
- Widziałem w lusterku, a poza tym wystaję ci żółty papier ze spodni – wyjaśnił Sherlock – Na Baker Street – tym razem zawrócił się do taksówkarza.
Drogę przebyli w milczeniu. Po przybyciu do domu Madie poszła gdzieś nie informując nikogo gdzie, a Sherlock zaczął przeszukiwać gazety szukając informacji o morderstwach. Po kilku minutach na schodach rozległy się kroki i wszedł Mycroft wymachujący swoją parasolką. Sherlock zignorował go lecz wiedział, że jego brat nie wpada do niego na ‘’braterskie pogawędki’’ chyba że….
- Informuję, że teraz nie mam czasu na ratowanie Anglii więc jeśli chcesz mi coś zaproponować to znasz moją odpowiedź.- powiedział Sherlock
- I tak byś się zgodził, jak zawsze zresztą, ale nie o to chodzi. Dzwonili do mnie rodzice i poinformowali, że Madie uciekła z domu i kazali mi ja odnaleźć.
- To szukaj jej – odparł Sherlock – nie wiem co tutaj robisz, myślisz, że chowa się za kanapą? – zadrwił Sherlock.
Mycroft  uśmiechnął się i już miał wychodzić lecz w drzwiach  natknął się na nikogo innego jak Madie. Na jego twarzy odmalowało się zdumienie. Spojrzał pytającym wzrokiem na brata a ten odpowiedział :
- Mówiłam, że nie chowa się za kanapą, schowała się na dole – zaśmiał się – a teraz możesz już iść. Madie uciekła, schowała się tu, a ty nic nie powiesz rodzicom proste.
- Ale, ale… - zaciął się Mycroft – czemu niby mam nie poinformować rodziców? – odzyskał fason.
- Bo wtedy chcieliby tu przyjechać i pewnie zostali by parę dni, naprzykrzając ci się – wcięła się Madie-  a tak przy okazji poprosiłam Molly by zbadała tą krew z plakatu. Należy do niejakiego Sama Eriotto i jeśli się nie mylę to jest nasza ofiara. Czy nadal uważasz że to nie należy do naszej sprawy Sherly ? – zapytała słodko brata.
- Mycroft wyjdź – rozkazał Sherlock – Madie wyjątkowo miałaś szczęście, a teraz idziemy!
- Gdzie? – zapytała Madie
- No jak to? Idziemy szukać plakató ! – odpowiedział Sherlock zakładając płaszcz.
Wychodząc z domu natknęli się na plakat w witrynie sklepu. Obejrzeli go dokładnie ale nie zobaczyli nic ciekawego. Następnie przeszukali ponownie tereny morderstw. Wszędzie wisiały plakaty.
- To nie dziwne? – zapytała Madie
- Widać dosyć popularna fir…. – Sherlock przerwał w pół słowa.
- Co jest ? Zobaczyłeś mądrego człowieka? – zapytała Madie
- Nie, tacy nie istnieją. Popatrz na ten plakat… czy widzisz coś dziwnego? – zapytał.
- Hmmm…. – Madie obejrzała dokładnie plakat – podpowiedź?
- Wyciągnij ten plakat co masz w spodniach i porównaj z tym – powiedział zirytowany Sherlock.
Madie wyciągnęła plakat i nagle ją olśniło. Plakat przedstawiał na pierwszym planie kobietę nalewającą herbatę, a z tyłu starsze panie wesoło gawędzące. Jednak główna tajemnica kryła się w kobiecie. Otóż na jednym plakacie owa kobieta miała bransoletkę na ręce a na drugim nie.
- Jak tego nie mogliśmy zauważyć? Ale pozostaje pytanie kto i dlaczego? I czy to nie przypadek?  – zapytała Madie.
- Przypomnij sobie wszystkie plakaty z miejsc morderstw – złapał ją za ramiona Sherlock – miały dorysowane bransoletki , ta nie ma…
- Sherlock… - przerwała mu Madie – przed naszym domem był plakat. Bez bransoletki. Tyle że pani Hudson nie potrzebuje pomocy. Na szczęście.
- Przeczytaj ogłoszenie jeszcze raz. Piszą, że naprawiają także sprzęty domowe. Ostatnio zepsuł się nam… coś się nam zepsuło.Pani Hudson wspominała – powiedział zakłopotany Sherlock.
- Ale to nie możliwe żeby teraz… - powiedziała z obawą dziewczyna.
- W każdym razie jedziemy na Baker Street – rozkazał Sherlock w tym samym czasie szukając taksówki.
Szybko dojechali do domu. Wbiegli do domu… jednak tam nie spotkali pani Hudson. Zastali jednak wiadomość : ‘’Czy twoja gosposia jest dla ciebie ważna? Jeśli tak to spróbuj ją odnaleźć, to powinno Ci dać do myślenia’’, dołączone było również zdjęcie narkotyku w torebeczce.
- Sherlock myśl! – rozkazała Madie – nie znam pani Hudson tak dobrze, ty pewnie coś wiesz!
- Hmmm… - Sherlock usiadł na fotelu i złożył ręce ‘’jak do modlitwy’’ – pani Hudson… Hudson… no jasne! – wykrzyknął a oczy mu zabłysły.
- Co?! – zapytała dziewczyna.
- Mąż pani Hudson, tyle ci na razie wystarczy – odparł jak zawsze tajemniczy Holmes – Jedziemy!
- Pewnie i tak nie dowiem się gdzie ale jedźmy – odpowiedziała Madie.
Już wychodzili, jednak Sherlock zawrócił, zaczynając przeszukiwać dolne półki w kuchni.
- Gdzieś tu są stare gazety… mam! – wykrzyknął – teraz idziemy!
W taksówce przeglądał gazety, wyglądające tak na oko na lata 60.
- W 1968 roku istniała duża mafia, sprawy narkotykowe i inne– wyjaśniał gorączkowo Sherlock – byli nieobliczalni, jednak ktoś ich zdradził i podobno ‘’znikli’’ z powierzchni ziemi. Mąż pani Hudson należał do niej, zanim zajął się własnym interesem. Widocznie ktoś się mści… - w przypływie szczerości Sherlock wyjaśnił wszystko w miarę zrozumiale.
- Gdzie jedziemy? – zapytał taksówkarz.
- Na Terian Street – rozkazał – to stara opuszczona ulica, stara siedziba szefa mafii, myślę, że tam ją znajdziemy.– wyjaśnił Madie.
Po drodze były korki, w tym czasie Sherlock nadal przeglądał gazety a Madie zamartwiała się nad panią Hudson. W czasie tych kilkunastu dni zdążyła ją polubić, choć czasem działała jej na nerwy to mimo to była miłą, starszą panią.
-Tylko co ona ma z tym wspólnego? Przecież jej mąż nie żyje – wyrwało się nagle Madie.
- Była jego asystentką… ale myślę, że to ma coś wspólnego ze mną. Moriarty zaczyna swoje sztuczki, wie , że bez niej będzie mi trudno – powiedział cicho Sherlock.
Co on nagle taki szczery? – pomyślała Madie.
Nagle znikły piękne posiadłości i wieżowce, pojawiły się opuszczone, stare meliny. Taksówkarz nie chciał dalej jechać, więc musieli iść dalej sami. Stanęli przy jednej z melin.
- Madie, stój tu i czekaj. W razie czego wezwiesz Lestrada – polecił Madie Sherlock
- Myślisz, że cię posłucham ? Nie odbierzesz mi takiej rozrywki – powiedziała pewnie dziewczyna.
- Nie, Mycroft prześladowałby mnie całe życie gdybyś tutaj zginęła… a co dopiero rodzice! Zostań tu! – rozkazał młodszej siostrze i poszedł.
Madie niechętnie została, bo wiedziała, że będzie niebezpiecznie, ale ona tego chciała! Chciała adrenaliny.
Może spróbować przeszukać inne ‘’domy’’? – wpadła na pomysł.
Tymczasem Sherlock wchodził pewnie do ‘’przytulnego domku’’. Nie spodziewał się by ktoś go złapał. Nie spodziewał się także  niebezpieczeństwa. Chciał tylko by Madie za nim się nie włóczyła. Usłyszał głosy. Głos mężczyzny, miał pewnie około 26 lat. Usłyszał także panią Hudson… złorzeczyła na swojego męża. Słychać było także strach i panikę w jej głosie. Ale widocznie  się stawiała.
Dzielna kobieta, tylko gdyby nie narzekała – pomyślał Sherlock.
Wszedł do pokoju, wzrok mężczyzny skierował się na niego. Wyraził nie małe zdumienie.
- Przecież nikt nie miał wiedzieć… - zdumiał się
- Widocznie twój pracodawca zmienił plany – powiedział spokojnie Sherlock – a teraz z łaski swojej zostaw kobietę. Nic nie wie o kolegach swoje męża. Była jego sekretarką, ale nic takiego nie wiedziała. Swoją drogą  nieźle to wykombinowaliście, pomoc starszym. Kto w tym wieku nie potrzebuje pomocy? Ale ty nie jesteś od myślenia i zabijania. Ty tylko straszysz ludzi. Gdzie twoja siostra? Tak siostra – powiedział widząc zdumienie na twarzy mężczyzny – ofiar zostały uduszone, ale widać było, że dusiły się długo… kobieta nie ma tyle siły by… - przerwał w pół słowa, czując dłonie na swojej szyi.
- Tu jestem, aż dziw że mnie nie zauważyłeś – powiedział kobiecy głos – ty może nie należałeś do mafii ale z chęcią pozbawię Anglię bohatera…
- Mówił, że mamy go tylko przestraszyć, opanuj się – powiedział brat do siostry.
- Hmmm doskonałe – powiedział Sherlock lekko chropowatym głosem – nikt nie podejrzewa wolontariuszy. Nikt nie czyta plakatów… oprócz starszych ludzi. A teraz puść mnie i powiedz kto wam to zlecił ?
Kobieta zacieśniła uścisk.
- Nikt nie zlecił, dostaliśmy tylko mały dodatek za zadanie ci… – przerwała kobieta w pól słowa.
Trzask! Kobieta padła nieprzytomna na ziemię.
- Oj, przepraszam chciałam mocniej – powiedziała z uśmiechem Madie – ty też chcesz? – pokazała kawałek metalu zdumiałemu facetowi – łap go Sherlock, póki policja nie przyjedzie – powiedziała  i poszła rozwiązywać pani Hudson.
Policja przyjechała i zabrała ‘’sprawców’’. Odkryli również, że w innych domach siedzieli wspólnicy rodzeństwa.
- Po co to robili? – zapytał Sherlock’a ciągle nie rozumiejący Lestrade.
- Zemsta – wyjaśnił krótko Sherlock – sprawa sprzed lat, mafia. Widocznie byli dziećmi zdrajcy mafii. Zabijali pozostały członków organizacji, tych co zemścili się na ich ojcu za zdradę. Panią Hudson porwali, ponieważ jej mąż był w to zamieszany, a ona znała jego kontakty. A to, że była moja gosposią ktoś wykorzystał… proste a jednocześnie genialne. Zatrudniali się jako wolontariusze i mieli wielkie możliwości. Starsi ufają takim. A na plakatach zaznaczali, który dom jest już ‘’zaliczony’’. A tych co nie potrzebowali pomocy porywali i wtedy mordowali. - powiedział Sherlock widząc ciągłe zdumienie na twarzy inspektora – a teraz przepraszam, wracam do domu.
Wsiedli wraz z Madie do taksówki. Panią Hudson zabrała karetka, miała małe rany na ciele. W taksówce Sherlock zwrócił się do Madie mówiąc :
- Miałaś się stamtąd nie ruszać.
- Uratowałam cię Sherlock… mam więcej tego nie robić ? Wystarczyło by ‘’dziękuję‘’ – powiedziała z wyrzutem Madie.
Sherlock nie odpowiedział nic. Weszli do domu… w pokoju czekała na nich karteczka, z powycinanych z gazet liter :
‘’ Nieźle duecie Holmes’ów, ale to dopiero rozgrzewka
                                                                                 M²’’
                                                                                          
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i proszę, kolejny rozdział. Akcja trochę się zakręca. Mam nadzieję, ze się podobało i zachęcam do komentowania i czekania na kolejny rozdział, który pojawi się w miarę szybko // KopenhAga ;)

*Ulice, mafia i nazwiska były zmyślone i nie prawdziwe (chyba) a nawet jeśli, to co tu napisałam to jest tylko i wyłącznie wzięte z mojej wyobraźni. Za wszelkie podobieństwa do czegoś i błędy przepraszam ;) 

środa, 7 maja 2014

Rozdział 4


        Sherlock siedząc w fotelu na komisariacie przeglądał akta spraw morderstw. Zwykle takie sprawy były dla niego  niezbyt interesujące, jednak te były inne i nie umiał znaleźć miedzy nimi powiązania.
- Skup się Sherlock, to łatwe nie jesteś idiotą – powiedział sam do siebie Holmes – jest jakieś powiązanie tylko jakie? Czemu nie ma tu Johna on przez swoją głupotę naprowadziłby mnie na rozwiązanie sprawy…
Lestrade  wszedł do gabinetu chcąc coś przekazać Sherlockowi jednak on mu przerwał mówiąc :
- Jeżeli zamierzasz coś powiedzieć to wyjdź albo usiądź i siedź cicho.
Lestrade przyzwyczajony do rozkazów Sherlocka posłusznie usiadł i milczał. Po chwili Sherlock powiedział :
- Teraz podaj mi telefon.
- Przecież leży obok ciebie – odpowiedział inspektor
- Co nie zmienia faktu, że masz mi go podać- powiedział zirytowany Sherlock
Lestrade spokojnie podał telefon. Sherlock napisał SMS’a do Johna : ‘’Spotkajmy się na Baker Street za 15 minut’’ Po kilku minutach przyszła odpowiedź  : ‘’Nie mogę. Muszę pomóc Mary’’ Sherlock posmutniał. Od czasu ślubu John spędzał coraz mniej czasu z Sherlockiem. Sherlockowi nie było to na rękę,  ponieważ doskwierała mu samotność ale nie dał tego po sobie poznać. Detektyw musiał jechać zobaczyć  miejsca morderstw a potrzebował kogoś kto mógłby mu pomóc znaleźć powiązanie między zbrodniami.
‘’John nie może ze mną jechać a więc – pomyślał Sherlock - a więc mam do wyboru : jechać sam lub.. zabrać ze sobą Madie. Odpowiedź jest prosta : Jadę sam!’’ Sherlock wolał zginąć niż poprosić swoją siostrę o pomoc.
- Lestrade jedziemy! - powiedział Sherlock 
- Ale g…g..gdzie ? – odparł Lestrade wyrwany z zadumy 
- Na miejsca morderstw idioto – powiedział Sherlock wychodząc
Lestrade przyzwyczajony już do wyzwisk ze strony Sherlocka zignorował to i poszedł za Holmesem
Detektyw jak zwykle wolał skorzystać z taksówki niż jechać radiowozem policyjnym. Po ‘’zwiedzeniu’’ prawie wszystkich miejsc, po przepytaniu wszystkich możliwych osób Sherlock nadal nic nie wiedział. Nie znalazł żadnego powiązania między zmarłymi osobami. Po przyjeździe na ostanie miejsce jakie Sherlock miał zobaczyć,  detektyw bardzo się zdziwił, bo zastał nie kogo innego jak Madie, jego irytującą młodszą siostrę.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał zdenerwowany Sherlock  
- Cześć braciszku – powiedziała słodko Madie - jak tam sprawa?
- Zadałem pytanie! Co tutaj robisz ? Miałaś się nie wtrącać w moje sprawy!
- Niczego takiego nie mówiłeś – zaprzeczyła Madie - Poza tym nie dasz sobie rady sam. Jestem ci potrzebna.
Sherlock zdawał sobie sprawę z tego, żę w tym co mówi Madie jest ziarnko prawdy. Sherlock potrzebował pomocnika. Detektyw jednak nie chciał dać siostrze wygrać, więc zaprzeczył :
- Nie jesteś mi potrzebna. Świetnie sobie radzę sam. Jestem już niedaleko rozwiązania tej sprawy - skłamał
- Taa.. na pewno. Sam nie wierzysz w to co mówisz. Dobrze wiesz jaka jest prawda. Potrzebujesz pomocy.
 Sherlock milczał, zostawał obojętny na błagania siostry.
- Oh.. weź Sherly ! Schowaj swoje przerosłe ego głęboko do kieszeni i zrozum, że proszenie kogoś o pomoc nie jest przestępstwem. Nie poradzisz sobie ze wszystkim sam ! – wyrzuciła ze złością dziewczyna
Madie trafiła w sedno. Sherlock zrozumiał, że Madie nim manipuluje a on nie może nic z tym zrobić. Nie podobało się mu to, że jest zależny od kogoś ale zgodził się na pomoc Madie. Dziewczyna bardzo uradowała się swoją wygraną, bo wiedziała, że skoro Sherlock teraz ją dopuściło sprawy to następnym razem też to zrobi. Sherlock ruszył  w stronę domu, Madie podreptała za nim. Miejsce zabójstwa niczym się nie wyróżniało, było takie jak te poprzednie : żadnych śladów, żadnych odcisków.  Nic. Morderca nie pozostawiał za sobą żadnych śladów. Ta sprawa była wyjątkowo trudna. W ciągu kolejnych dni Holmesowie naradzali się, dyskutowali i snuli teorie na temat przebiegu morderstw, jednak żadna z nich po sprawdzeniu faktów nie była możliwa. Rodzeństwo zostało wezwane na kolejne miejsce morderstwa. Sherlock wszedł do domu, widząc, że Madie za nim nie idzie zapytał :
- Nie idziesz?
- Nie.. ja rozejrzę się wokół domu. Może coś znajdę. - odpowiedziała
Sherlock wszedł do domu a Madie obeszła kilkakrotnie dom dookoła, jednak nic nie znalazła. Rezygnując z poszukiwań Madie stanęła przed domem i z nudów zaczęła czytać tablicę ogłoszeń stojącą obok. Ogólnie nie było tam nic ciekawego i dziewczyna zamierzała pójść do Sherlocka gdy nagle coś przykuło jej uwagę. Na dużym żółtym plakacie - ogłoszeniu o chęci pomocy ludziom w podeszłym wieku widniała małą czerwona plamka.
-  Czy to krew? – zapytała sama siebie Madie
Dziewczyna dokładnie obejrzała plakat. Sherlock właśnie wyszedł z domu.
-  Madie idziemy!
-  Czekaj ! Sherlocku chodź tu! – Sherlock podszedł do dziewczyny - Patrz to chyba krew. Nie sądzisz?
Sherlock wyjął swoje szkiełko powiększające i dokładnie obejrzał plamę.
- Możliwe ale co to ma wspólnego z sprawą?
- Może morderca niepostrzeżenie otarł się o ten plakat. Może uda nam się go znaleźć? – powiedział podekscytowana Madie
- Madie bądź rozsądna. Każdy mógł się o ten plakat otrzeć. To nie musiał być morderca.
- Ale może akurat to morderca? – dziewczyna nie dawała za wygraną
- Akurat ten człowiek nie popełnił by takiego błędu. Ten morderca dba o każdy szczegół. Nie narażał by się aż tak, żeby zostawić swoją krew pod domem ofiary.
-Ale… - zaczęła Madie lecz Sherlock jej przerwał
- Koniec tematu! Ta krew nie ma nic wspólnego z naszą sprawą.
Madie ucieszyła się z tego, że Sherlock powiedział ‘’naszą sprawą’’ oznaczało to, że oficjalnie uznał, że Madie mu pomaga, jednak dziewczyna czuła, że ta krew ma znaczenie w tej sprawie i uznała, że skoro Sherlock ignoruje plakat z krwią to ona udowodni mu, że się myli.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam bardzo, że tak długo musieliście czekać ale jakoś brakowało natchnienia na napisanie kolejnego rozdziału :D Ale udało się i oto jest kolejny rozdział przygód Sherlocka i Madie. Zachęcamy do komentowania i miłego wieczoru życzę // Justyna c: