Rodzeństwo siedziało sobie spokojnie, rozmyślając o minionym dniu. Madie rozmyślała nad swoim życiem, u boku Sherlocka, a Sherlock myślał o Johnie i jak bardzo mu go brakuje. Owszem Madie była dobrą pomocnicą lecz nie miała ''tego czegoś'', co miał John.
Będę musiał go częściej odwiedzać, albo nie... pomyśli, że sobie nie radzę – myślał.
Wtem rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Madie wpuściła gościa. Była to kobieta starsza średniego wzrostu.
- Przepraszam, czy pan Sherlock Holmes jeszcze przyjmuje ? - zapytała
- Klientka ? John się tym zajmował... - powiedział z wahaniem Holmes
Miły uśmiech starszej pani zrzedł lecz ciągle miała nadzieję wypisaną na twarzy. Madie obserwując całą sytuacje postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i podsunęła pani krzesło mówiąc z uśmiechem:
- Niech pani siada, zobaczymy co możemy poradzić w tej sprawie.
Sherlock głośno westchnął i spojrzał na Madie zirytowany, jednak się nie odezwał.
- Mów – powiedział obojętnie
- No dobrze, otóż mój mąż zniknął parę dni temu, szukałam go wszędzie...
- A próbowała pani w kostnicy? – przerwał złośliwie Sherlock.
Nudziło go to, standardowa sprawa, ktoś zaginął najprawdopodobniej nie żyje, a on musi go odnaleźć. Mam lepsze rzeczy do roboty – myślał – albo nie... nie mam niczego do roboty.
Ale mimo to postanowił zignorować sprawę oraz panią. Wstał, wziął płaszcz, już miał wychodzić jednak się zatrzymał i powiedział:
- Pani mąż wyjechał w tourne razem z orkiestrą. Zapomniała pani o tym. Skąd to wiem? Z pani płaszcza wystaje mini-plakat reklamujący tą trasę, musi też tam być pani mąż inaczej nie miałaby go pani w kieszeni na ważne rzeczy. Pani mąż gra na skrzypcach, widać że używa na pani smyczka do gry. Niezbyt praktyczne, można zniszczyć instrument. A zapomniała pani o tym, ponieważ nie wzięła pani leków na sklerozę, które wstają z pani torebki. Znowu, zapomniała pani o nich. To nie zwykła skleroza, radzę się przebadać, to może być początek poważnej choroby – powiedział i wyszedł zostawiając zdumioną siostrę i klientkę.
Poszedł do swojego ulubionego parku w Londynie. Mógł tam spokojnie pomyśleć, równocześnie dedukując ludzi. Po pół godzinie pojawiła się Madie, wiedział, ze przyjdzie, wypyta go o wszystko, ochrzani, pokłócą się, będą sobie docinać ale się pogodzą. Tak jak zawsze... - myślał obserwując siostrę zbliżającą się do niego.
- Od kiedy przychodzisz do miejsc publicznych? - zaczęła złośliwie – myślałam, że głupota ludzka cię rozprasza.
- Teraz próbuję się od niej odciąć, przeszkadzasz mi – odparł spokojnie.
- Ta kobieta prawie zwariowała i od razu pobiegła do lekarza – zignorowała jego słowa Madie – jeśli u każdego będziesz dedukował choroby, to lekarze w tym mieście się wzbogacą.
Sherlock pozostał obojętny na jej słowa jednak po chwili powiedział :
- Widzisz tego faceta, co stoi obok kosza na śmieci ? Żona zdradza go z jego terapeutą. W dzieciństwie go bito, widać po ruszaniu głową. Albo ta młoda nastolatka, jest królową szkoły, jednak śmieją się z niej i obgadują ją za plecami... - w tym momencie zabrzmiał telefon Sherlocka, jednak on dedukował dalej. Przerwała mu Madie:
- Skończ się popisywać, zresztą nie wciągniesz mnie w tą grę. Nie chce znać tajemnic innych ludzi, niektóre są zbyt...ee...dziwne – wyjaśniła poirytowana – i odbierz w końcu ten telefon !
- Po co? Ten kto mnie zna wiedziałby, że wolę sms'y.
Telefon w końcu przestał dzwonić i rodzeństwo pogrążyło się w ciszy. Jednak po chwili rozległ się dźwięk przychodzącego sms'a z telefonu Madie. Czym prędzej go odebrała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Muszę iść – powiedziała i odeszła z uśmiechem.
Co ona taka radosna? - myślał Sherlock – zresztą to nastolatka, teraz cieszą się z byle czego. Ale przy najbliższej okazji muszę to zbadać – w tym momencie Sherlock dostał sms'a – no co znowu?! Jestem sławy, ale nie aż tak! - westchnął i odebrał wiadomość, zawierała jedynie te słowa :
''Mary rodzi, szpital, przyjedź.
JW''
No ładnie – pomyślał – teraz będzie miał dziecko, jeszcze mniej czasu...jechać tam? - bił się z myślami – w końcu to mój przyjaciel, jedyny...
Sherlock gwałtownie wstał i pobiegł szukać taksówki. W ciągu kilku minut dojechał do szpitala. Znali go tam i wpuścili bez słowa. Zobaczył Johna przy sali operacyjnej.
Widocznie coś się stało, cesarskie cięcie – myślał w biegu.
John go spostrzegł i lekko się uśmiechnął, jednak jego twarz pozostała blada.
- Parę godzin po waszym wyjściu, Mary zemdlała, pojechałem z nią do szpitala. Dziecko zagrożone, muszą operować – wyjaśniał gorączkowo – boję się o nią – wyznał.
Sherlock nie wiedząc co zrobić, dotknął lekko ramienia Johna, próbując go pocieszyć, jednocześnie starając pozostać przy obojętnym wyrazie twarzy. John wiedział, że dla Sherlocka ten gest znaczy tyle co dla innych przytulanie i pocieszanie, więc tylko uśmiechnął się do niego wdzięcznie.
- Madie już tu jedzie, wysłałem jej sms'a. Pomyślałem, że wolałbyś żeby tu była... - wtem zza drzwi sali rozległ się płacz dziecka a na twarzy Johna pojawił się uśmiech. Niedługo przewieźli Mary na salę a John poszedł sprawdzić jak się czuję i zobaczyć swoje dziecko. Niedługo potem przybyła Madie z rumieńcami na twarzy. Sherlock na jej towarzystwo nic nie powiedział, więc siedzieli w milczeniu, aż pojawił się John, zapewniający, że wszystko w porządku i zapraszający ich do sali.
Madie weszła z wielkim uśmiechem, Sherlock z powątpiewaniem. Weszli do sali, a Madie od razu podbiegła do Mary i dziecka. Kochała dzieci, już sobie wyobrażała jak będzie się z nią bawić. Mary dała jej na ręce małą Josephie, Josephie Madeline Watson. Tak się nazywała, dziewczyna nie była pewna czy to na jej cześć ale myślała, ze dowie się w swoim czasie. Sherlock wciąż stał przy drzwiach. Czuł się jak piąte koło u wozu, wszyscy się cieszą, on zresztą też, ale tego nie okazywał. Dzieci urosną – myślał – z wiekiem już nie są takie wspaniałe...
Zostałby tak gdyby nie John, który podszedł i go przytulił. Przelał w niego wszystkie emocje i radość dzisiejszego dnia. Cieszył się, że ma dziecko, ale również dlatego, że jest tutaj jego najlepszy przyjaciel. Po chwili włożył mu na ręce małą Jo. Sherlock był bardzo zaskoczony, nie miał dziecka na rękach od kiedy Madie była mała. Było to miłe uczucie, nosić na rekach nowe życie. Przyjrzał się jej dokładnie: miała blond włoski jak Mary i oczy Johna. Spoglądała na niego tak zaciekawiona, jak może być dziecko. Sherlock trwał w tej chwili rozkoszując się nią. Pokochał to dziecko, wiedział, że potrafiłby oddać za nią życie byle uratować, tak jak Johna.
Miłość– dziwne uczucie – myślał. Dawno nie doświadczył takiej. Wspaniałą chwilę pełną ciszy przerwała Madie żartując:
- Sherlock ma dziecko na rękach, trzymajcie mnie niebiosa. Kto ma aparat? Nikt w to nie uwierzy, że pan Holmes zdobył się na coś takiego... - jednak uderzyła ją ta chwila, Sherlock wyglądał tak ludzko z dzieckiem. Jak nie on.
Sherlock obudził się z transu, mający minę przyłapanego dziecka. Dał się przyłapać na uczuciach i to jego własnej siostrze!
John podejrzewał, że zaraz się pokłócą, więc zajął Sherlocka mówiąc:
- Miała mieć na drugie imię Sherly, od Sherlock, jednak zdecydowaliśmy się na Madeline. W końcu to też cząstka ciebie. Tak jak prosiłeś.
Sherlock uśmiechnął się w podzięce, chrząknął, pogratulował jeszcze raz szczęśliwej parze z dzieckiem i oznajmij, że musi iść, że nie chce przeszkadzać. Razem z nim wyszła Madie. Podjechali do domu taksówką, a stojąc już na ulicy Madie powiedziała:
- No Sherlock, widać że oboje ją pokochaliśmy. Będzie tu częstym gościem. Wujek Sherlock i ciocia Madie, ładnie brzmi...
- To ty będziesz się nią zajmowała a John będzie znowu moim pomocnikiem dobrze? - powiedział sarkastycznie Sherlock – Chociaż.. czemu nie?
Madie prychnęła i weszli do domu. Sherlock od razu zauważyła brak pewnej rzeczy...
- Ktoś ukradł moją czaszkę! - krzyknął.
W jej miejsce zastali wiadomość :
''No, no, no...kolejna osoba, za którą możesz oddać życie, uważaj na nią, bo możesz ją zgubić ~ M²''
- O Boże... - wyszeptał Sherlock.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział ;) Trochę rozczulania ale coś trzeba było napisać ;) Mam nadzieje, że wam się podobało i zachęcam do czekania na następną część. Proszę także o opinie ! ;) Dziękuję również za wyświetlenia i za to że ktoś to czyta ;) // Kopenhaga ;)
John Watson wyprowadził się, pani Hudson nadal przyrządza herbatki, Sherlock Holmes nadal wysadza dom przy okazji swoich doświadczeń. Mówiąc wprost życie na Baker Street 221B toczy się swoim zwykłym, spokojnym rytmem. Spokój ten trwałby jeszcze bardzo długi czas, gdyby nie to, że pewnego dnia, w progach mieszkania 221B pojawiła się pewna niespodziewana osóbka, która zdecydowanie namieszała w życiu słynnego detektywa Sherlocka Holmesa. Zapraszamy do ‘’Świata Sherlocka i MH’’.
sobota, 24 maja 2014
wtorek, 20 maja 2014
Rozdział 6
Minął tydzień od rozwiązania tajemniczej sprawy morderstw
staruszków. Tydzień od otrzymania tajemniczej wiadomości od jeszcze bardziej
tajemniczego ‘’M²’’. Sherlock
przez cały ten czas myślał kim może być ten tajemniczy koleś. Coraz
częściej Sherlock powracał do myśli, że to kolejna sztuczka Moriaty’ego.
Litera ‘’M’’ przecież się zgadza, jednak czemu druga
potęga? – myślał Sherlock siedząc w sowim fotelu - a może to wcale nie sprawa
Moriarty’ego? Może do zupełnie inny człowiek utrudnia mi życie?
Na te pytania jednak Sherlock nie umiał
odpowiedzieć. W tej chwili do pokoju
weszła pani Hudson, która wróciła już ze szpitala po felernym dniu gdy jacyś
idioci próbowali zemścić się na niej za to co zrobił jej mąż. Pani Hudson jak
gdyby nigdy nic zajęła się ponownie domem. Nawet słowem nie wspomniała o tamtym
dniu, nie okazywała też żadnych uszkodzeń psychicznych po tym zdarzeniu, więc
Sherlock uznał, że nie musi się nią przejmować, że ona sobie da sama radę. Madie natomiast była przejęta tym co się
stało. Zaczęła poświęcać pani Hudson więcej czasu, bardziej się o nią
troszczyła i starała się żeby pani Hudson nie zostawała sama w domu lub sama
nie wychodziła na miasto. Madie bała się, że panią Hudson spotka taki los jak
resztę osób zaatakowanych przez morderców. Skoro przedtem udało im się wywieźć
panią Hudson z domu to czemu teraz miałoby im się to nie udać?
W mieszkaniu Holmesów zapanował pozory spokój. Ogólnie
nic się nie działo oprócz tego, że pewnego pięknego słonecznego dnia rano
Sherlock i Madie siedząc sobie spokojnie w fotelach i rozmyślając każdy o
swoich sprawach, zostali ‘’napadnięci’’ przez ich matkę.
- Co wy sobie wyobrażacie? Będziecie sobie tu tak
bezczynnie siedzieć bez żadnego słowa, żę moja córka jeszcze żyje?! –
powiedziała rozwścieczona matka.
Madie już się przygotowała, że zaraz zacznie się dłuuugie
kazanie na temat tego co zrobiła, jak bardzo mama się o nią martwiła, ile zawałów przeszła, etc... jednak to Sherlock został bardziej okrzyczany.
- Co ty sobie wyobrażasz Madeline? Będziesz sobie tak
uciekać z domu bez żadnego ostrzeżenia? A ty! – powiedziała matka wskazując
na Sherlocka - Ty powinieneś wykazać się większą dojrzałością i
odpowiedzialnością i powinieneś powiadomić mnie i ojca, że Madie jest u ciebie!
- Czy ja dobrze słyszę? Oskarżasz mnie o to, że ten mały
wypłosz przeszedł do mojego mieszkania bez żadnego ostrzeżenia, zadomowił się w
moim pokoju, zakłócił mój wewnętrzny spokój i na dodatek zaszantażował żebym
nie powiadamiał was o jej obecności tutaj. Halo! Ludzie! To ja tutaj jestem
poszkodowany – powiedział Sherlock zgrywając biedne dziecko.
- Wypraszam sobie! Ja cię wcale nie szantażowałam…-
zaczęła Madie, jednak Sherlock jej przerwał.
- Nie, wcale mnie nie szantażowałaś, wcale – powiedział
sarkastycznie Shelrock
- No dobrze może użyłam małego szantażu – powiedziała
Madie uśmiechając się szeroko- ale zapomniałeś, że pomogłam ci w rozwiązaniu
sprawy. Nie jestem aż tak bezużyteczna jak mówisz!
Sherlock właśnie chciał coś powiedzieć ale matka go
wyprzedziła.
- Dzieci przymknijcie się! – krzyknęła - nie wnikam w
wasze relacje. Ty Sherlocku bez względy na szantaż powinieneś nas powiadomić o
zaistniałej sytuacji – Sherlock wywrócił oczami słysząc słowa matki- Ty Madie pamiętaj jeszcze jedna taka akcja a
pożałujesz.
- To znaczy, że mam zacząć się już pakować? - powiedział smutno Madie
Sherlock był zaskoczony takim smutnym tonem głodu Madie i
szkoda mu się zrobiło siostry, bo chciał żeby Madie z nim została, bo ona
potrafiła mu pomóc w sprawach jednak aby zachować pozory nienawiści do siostry
udawał, że cieszy się z wyjazdu Madie.
- Znaczy no… nie pakuj się – powiedział matka ku
zaskoczeniu obydwojga Holmesów.
- Co? Jak to nie? – krzyknęli razem.
- No nie - odpowiedział spokojnie matka- Z ojcem chcemy
się gdzieś przejechać na romantyczne – przy tym słowie Sherlock wzdrygnął się –
wakacje, więc ktoś musi się zająć Madie a skoro ona już tu jest to niech tutaj
zostanie.
Madie chciała zaprotestować, że ona sobie sama poradzi i
nie musi jej zostawiać pod opieką brata, ale pasowało jej życie w towarzystwie
Sherlocka, było w nim dużo adrenaliny a tego właśnie potrzebował Madie. Sherlock był zaskoczony tym co usłyszał.
- Ale…ale przecież tak nie można! Nie możesz jej u mnie
zostawić! To wbrew zasadom! – powiedział zdruzgotany
- Sherlocku – uśmiechnęła się pani Holmes- wbrew jakim
zasadom?
- Wbrew moim zasadom – powiedział Sherlock robiąc minę
obrażonego dziecka
- Sherlock skarbeńku będziesz musiał jakoś przeżyć czas
naszego wyjazdu.
- Jak długo was nie będzie? – wtrąciła się Madie
- Jeszcze dokładnie nie wiem ale tak z miesiąc może dwa.
- Miesiąc może dwa? Czy ty się dobrze czujesz ? Mam
wytrzymać jeszcze tak długo z tym.. z tym czymś – powiedział Sherlock wskazując
na siostrę
- Oj nie martw się braciszku, jakoś damy radę –
powiedział słodko Madie i przytuliła się do Sherlocka.
Sherlock był zaskoczony tym aktem czułości.
Jednocześnie czuł takie miłe uczucie w
żołądku i obrzydzenie. Nie wiedząc co ma zrobić stał sztywno w czasie gdy matka
patrzyła na rodzeństwo i przypominała sobie dawne czasy gdy Sherlock, Madie i
Mycroft nie mogli bez siebie żyć i bawili się razem bez kłótni.
Niestety te czasy już
nie wrócą – pomyślała pani Holmes smutno - teraz każde z nich wybrało własną drogę.
No tak. Tak to już bywa.
Pani Holmes aby nie dać poznać po sobie smutku z powodu
wspomnień postanowiła opuścić mieszkanie przy Baker Street.
- No dobrze dzieci, a więc: Madie ty zostajesz u
Sherlocka o postaraj się nie narobić mu kłopotów – Madie oderwała się od
Sherlocka i przytaknęła – A ty Sherlock postaraj się żeby, gdy wrócimy z wakacji to żebyśmy zastali
Madie żywą- powiedział z uśmiechem matka rodzeństwa
- Nic nie obiecuje - odpowiedział pochmurnie Sherlock
Pani Holmes wyszła. Madie i Sherlock wrócili w ciszy do
swoich rozmyślań. Wkrótce Madie
przerwałą ciszę :
- Sherlocku…- zaczęła
- Hmmm…
- Może poszlibyśmy
do Johna, tak dawno się z nim nie widziałeś- powiedziała Madie
Na wspomnienie Johna Sherlocka coś zakuło w środku ale
aby nie zdradzić tego, że ma on jednak uczucia, Holmes przybrał surową minę i
powiedział ozięble:
- Niby po co mam tam iść?
- Bo dawno z nim nie rozmawiałeś – odparła Madie
- i co w związku z tym?
- To, że kiedyś rozmawialiście codziennie i nie mogliście
bez siebie żyć – powiedziała przekonująco Madie
- To było kiedyś. Czasy się zmieniły. On ma swoje życie. –
powiedział obojętnie Sherlock
- John to twój przyjaciel. Jedyny przyjaciel.
I tu Madie miała racje. Sherlockowi brakowało obecności
Johna. Miło było mieć świadomość, że jest ktoś dla kogo jesteś ważny, jednak
Sherlock nie potrafił zajść do Johna i z nim porozmawiać. John w końcu założył
własną rodzinę, więc po co mu Sherlock a może Madie ma rację. Może warto pójść do Johna. I tak trwały rozmyślania Sherlocka, które przerwała Madie.
- Wstawaj, idziemy! – powiedział stanowczo
- Ale gdzie?
- No jak to gdzie? Do Johna idioto – powiedziała Madie z
uśmiechem, wychodząc z mieszkania
Sherlock nie do końca świadomy tego co robi poszedł za
siostrą. W Madie było coś takiego, co potrafiło kontrolować Sherlocka. Brat
ulegał jej. Sherlock nadal próbował rozgryźć czemu akurat młodsza siostra
potrafi nim sterować, dlaczego on jest zależny od takiej marnej osóbki. Były to
kolejne pytania, na które Sherlock nie znał odpowiedzi. John
był bardzo zaskoczony gdy otworzył drzwi a za nimi stał Sherlock z
uśmiechniętą Madie.
- Witaj John! Jak się masz? Możemy wejść? – powiedział
Sherlock
- Eeeeee.. noo.. znaczy ...yyy… wejdzcie – powiedział
nadal zaskoczony John
- John, kto przyszedł? - powiedział Mary wchodząc do holu –
Ooo.. Sherlock! Jak miło cię widzieć. Tak dawno nie rozmawialiśmy. Czemu
wcześniej nie przyszedłeś?
- Był zajęty udawaniem, że sobie poradzi bez Johna, ale
trochę mu to nie wyszło – powiedziała Madie
- Ohh witaj. Przepraszam nie zauważyłam cię wcześniej
kochanie – powiedział Mary do Madie
- Nie ma sprawy Mary. Przyzwyczaiłam się, że wszyscy mnie
ignoruję – powiedziała patrząc na Sherlocka z wyrzutem.
- Nieważne. Chodźcie do salonu – powiedział John
zapraszającym gestem.
Rodzeństwo i Mary poszli za nim. Na początku pośród gości
panowała napięta atmosfera i było bardzo sztywno, potem Madie zaczęła wesoło
rozmawiać z Mary a Sherlock i John… no cóż.. oni rozmawiali o morderstwach.
Sherlock opowiadał Johnowi o sprawie z staruszkami i o kilku innych.. John
poczuł smutek z powody tego, że tym razem nie mógł pomóc Sherlockowi ale nie
przeszkadzało mu to w tym, żeby ‘’pogdybać’’ sobie z Sherlockiem o morderstwach. Na takich rozmowach upłynął im cały wieczór. W końcu Sherlock i Madie
pożegnali się i poszli do swojego mieszkania na Baker Street. Po drodze Madie
zapytała Sherlocka :
- I co ? Było aż tak strasznie ?
- Nie, brakowało mi tego - odpowiedział tajemniczo
Sherlock
Na Baker Street zapanował pozorny spokój, jednak nie na
długo…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie. Udało mi się wymęczyć
kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Zachęcam do
oczekiwania na kolejną część. Miłego dnia :D // Justyna c;
<dopisek Kopenhagi>
Wiem, że to tak zabrzmi ale...
prosimy o opinie, bardzo nam zależy na tym, ponieważ chcemy
wiedzieć czy ktoś to czyta i co o tym sądzi ;) Lekki rozdział
idealny dla poprawy humoru (przynajmniej dla mnie) mam nadzieję, że
wam też poprawił humor ;)
niedziela, 11 maja 2014
Rozdział 5
Sherlock poszedł złapać taksówkę, a Madie niepostrzeżenie
zerwała plakat ze słupa, gdyż czuła że ma rację co do niego. Schowała go do
kieszeni spodni i pobiegła za Sherlockiem, który siedział już w taksówce.
- Po co wzięłaś ten plakat ? Po to by mnie zdenerwować czy
po to by pokazać, że coś robisz? – zadrwił Sherlock.
- Jak ty to… - zaczęła Madie
- Widziałem w lusterku, a poza tym wystaję ci żółty papier
ze spodni – wyjaśnił Sherlock – Na Baker Street – tym razem zawrócił się do
taksówkarza.
Drogę przebyli w milczeniu. Po przybyciu do domu Madie
poszła gdzieś nie informując nikogo gdzie, a Sherlock zaczął przeszukiwać
gazety szukając informacji o morderstwach. Po kilku minutach na schodach rozległy
się kroki i wszedł Mycroft wymachujący swoją parasolką. Sherlock zignorował go
lecz wiedział, że jego brat nie wpada do niego na ‘’braterskie pogawędki’’
chyba że….
- Informuję, że teraz nie mam czasu na ratowanie Anglii więc
jeśli chcesz mi coś zaproponować to znasz moją odpowiedź.- powiedział Sherlock
- I tak byś się zgodził, jak zawsze zresztą, ale nie o to
chodzi. Dzwonili do mnie rodzice i poinformowali, że Madie uciekła z domu i
kazali mi ja odnaleźć.
- To szukaj jej – odparł Sherlock – nie wiem co tutaj
robisz, myślisz, że chowa się za kanapą? – zadrwił Sherlock.
Mycroft uśmiechnął
się i już miał wychodzić lecz w drzwiach
natknął się na nikogo innego jak Madie. Na jego twarzy odmalowało się
zdumienie. Spojrzał pytającym wzrokiem na brata a ten odpowiedział :
- Mówiłam, że nie chowa się za kanapą, schowała się na dole
– zaśmiał się – a teraz możesz już iść. Madie uciekła, schowała się tu, a ty
nic nie powiesz rodzicom proste.
- Ale, ale… - zaciął się Mycroft – czemu niby mam nie poinformować
rodziców? – odzyskał fason.
- Bo wtedy chcieliby tu przyjechać i pewnie zostali by parę
dni, naprzykrzając ci się – wcięła się Madie- a tak przy okazji poprosiłam Molly by zbadała
tą krew z plakatu. Należy do niejakiego Sama Eriotto i jeśli się nie mylę to
jest nasza ofiara. Czy nadal uważasz że to nie należy do naszej sprawy Sherly ?
– zapytała słodko brata.
- Mycroft wyjdź – rozkazał Sherlock – Madie wyjątkowo miałaś
szczęście, a teraz idziemy!
- Gdzie? – zapytała Madie
- No jak to? Idziemy szukać plakató ! – odpowiedział
Sherlock zakładając płaszcz.
Wychodząc z domu natknęli się na plakat w witrynie sklepu.
Obejrzeli go dokładnie ale nie zobaczyli nic ciekawego. Następnie przeszukali
ponownie tereny morderstw. Wszędzie wisiały plakaty.
- To nie dziwne? – zapytała Madie
- Widać dosyć popularna fir…. – Sherlock przerwał w pół
słowa.
- Co jest ? Zobaczyłeś mądrego człowieka? – zapytała Madie
- Nie, tacy nie istnieją. Popatrz na ten plakat… czy widzisz
coś dziwnego? – zapytał.
- Hmmm…. – Madie obejrzała dokładnie plakat – podpowiedź?
- Wyciągnij ten plakat co masz w spodniach i porównaj z tym
– powiedział zirytowany Sherlock.
Madie wyciągnęła plakat i nagle ją olśniło. Plakat
przedstawiał na pierwszym planie kobietę nalewającą herbatę, a z tyłu starsze
panie wesoło gawędzące. Jednak główna tajemnica kryła się w kobiecie. Otóż na
jednym plakacie owa kobieta miała bransoletkę na ręce a na drugim nie.
- Jak tego nie mogliśmy zauważyć? Ale pozostaje pytanie kto
i dlaczego? I czy to nie przypadek? –
zapytała Madie.
- Przypomnij sobie wszystkie plakaty z miejsc morderstw –
złapał ją za ramiona Sherlock – miały dorysowane bransoletki , ta nie ma…
- Sherlock… - przerwała mu Madie – przed naszym domem był
plakat. Bez bransoletki. Tyle że pani Hudson nie potrzebuje pomocy. Na
szczęście.
- Przeczytaj ogłoszenie jeszcze raz. Piszą, że naprawiają
także sprzęty domowe. Ostatnio zepsuł się nam… coś się nam zepsuło.Pani Hudson
wspominała – powiedział zakłopotany Sherlock.
- Ale to nie możliwe żeby teraz… - powiedziała z obawą
dziewczyna.
- W każdym razie jedziemy na Baker Street – rozkazał
Sherlock w tym samym czasie szukając taksówki.
Szybko dojechali do domu. Wbiegli do domu… jednak tam nie
spotkali pani Hudson. Zastali jednak wiadomość : ‘’Czy twoja gosposia jest dla ciebie ważna? Jeśli tak to spróbuj ją
odnaleźć, to powinno Ci dać do myślenia’’, dołączone było również zdjęcie
narkotyku w torebeczce.
- Sherlock myśl! – rozkazała Madie – nie znam pani Hudson
tak dobrze, ty pewnie coś wiesz!
- Hmmm… - Sherlock usiadł na fotelu i złożył ręce ‘’jak do
modlitwy’’ – pani Hudson… Hudson… no jasne! – wykrzyknął a oczy mu zabłysły.
- Co?! – zapytała dziewczyna.
- Mąż pani Hudson, tyle ci na razie wystarczy – odparł jak
zawsze tajemniczy Holmes – Jedziemy!
- Pewnie i tak nie dowiem się gdzie ale jedźmy –
odpowiedziała Madie.
Już wychodzili, jednak Sherlock zawrócił, zaczynając
przeszukiwać dolne półki w kuchni.
- Gdzieś tu są stare gazety… mam! – wykrzyknął – teraz
idziemy!
W taksówce przeglądał gazety, wyglądające tak na oko na lata
60.
- W 1968 roku istniała duża mafia, sprawy narkotykowe i inne–
wyjaśniał gorączkowo Sherlock – byli nieobliczalni, jednak ktoś ich zdradził i
podobno ‘’znikli’’ z powierzchni ziemi. Mąż pani Hudson należał do niej, zanim
zajął się własnym interesem. Widocznie ktoś się mści… - w przypływie szczerości
Sherlock wyjaśnił wszystko w miarę zrozumiale.
- Gdzie jedziemy? – zapytał taksówkarz.
- Na Terian Street – rozkazał – to stara opuszczona ulica,
stara siedziba szefa mafii, myślę, że tam ją znajdziemy.– wyjaśnił Madie.
Po drodze były korki, w tym czasie Sherlock nadal przeglądał
gazety a Madie zamartwiała się nad panią Hudson. W czasie tych kilkunastu dni
zdążyła ją polubić, choć czasem działała jej na nerwy to mimo to była miłą,
starszą panią.
-Tylko co ona ma z tym wspólnego? Przecież jej mąż nie żyje
– wyrwało się nagle Madie.
- Była jego asystentką… ale myślę, że to ma coś wspólnego ze
mną. Moriarty zaczyna swoje sztuczki, wie , że bez niej będzie mi trudno –
powiedział cicho Sherlock.
Co on nagle taki szczery? – pomyślała Madie.
Nagle znikły piękne posiadłości i wieżowce, pojawiły się
opuszczone, stare meliny. Taksówkarz nie chciał dalej jechać, więc musieli iść
dalej sami. Stanęli przy jednej z melin.
- Madie, stój tu i czekaj. W razie czego wezwiesz Lestrada –
polecił Madie Sherlock
- Myślisz, że cię posłucham ? Nie odbierzesz mi takiej
rozrywki – powiedziała pewnie dziewczyna.
- Nie, Mycroft prześladowałby mnie całe życie gdybyś tutaj
zginęła… a co dopiero rodzice! Zostań tu! – rozkazał młodszej siostrze i
poszedł.
Madie niechętnie została, bo wiedziała, że będzie
niebezpiecznie, ale ona tego chciała! Chciała adrenaliny.
Może spróbować przeszukać inne ‘’domy’’? – wpadła na
pomysł.
Tymczasem Sherlock wchodził pewnie do ‘’przytulnego domku’’.
Nie spodziewał się by ktoś go złapał. Nie spodziewał się także niebezpieczeństwa. Chciał tylko by Madie za
nim się nie włóczyła. Usłyszał głosy. Głos mężczyzny, miał pewnie około 26 lat.
Usłyszał także panią Hudson… złorzeczyła na swojego męża. Słychać było także
strach i panikę w jej głosie. Ale widocznie
się stawiała.
Dzielna kobieta, tylko gdyby nie narzekała – pomyślał Sherlock.
Wszedł do pokoju, wzrok mężczyzny skierował się na niego.
Wyraził nie małe zdumienie.
- Przecież nikt nie miał wiedzieć… - zdumiał się
- Widocznie twój pracodawca zmienił plany – powiedział
spokojnie Sherlock – a teraz z łaski swojej zostaw kobietę. Nic nie wie o
kolegach swoje męża. Była jego sekretarką, ale nic takiego nie wiedziała. Swoją
drogą nieźle to wykombinowaliście, pomoc
starszym. Kto w tym wieku nie potrzebuje pomocy? Ale ty nie jesteś od myślenia
i zabijania. Ty tylko straszysz ludzi. Gdzie twoja siostra? Tak siostra –
powiedział widząc zdumienie na twarzy mężczyzny – ofiar zostały uduszone, ale
widać było, że dusiły się długo… kobieta nie ma tyle siły by… - przerwał w pół
słowa, czując dłonie na swojej szyi.
- Tu jestem, aż dziw że mnie nie zauważyłeś – powiedział
kobiecy głos – ty może nie należałeś do mafii ale z chęcią pozbawię Anglię
bohatera…
- Mówił, że mamy go tylko przestraszyć, opanuj się –
powiedział brat do siostry.
- Hmmm doskonałe – powiedział Sherlock lekko chropowatym
głosem – nikt nie podejrzewa wolontariuszy. Nikt nie czyta plakatów… oprócz
starszych ludzi. A teraz puść mnie i powiedz kto wam to zlecił ?
Kobieta zacieśniła uścisk.
- Nikt nie zlecił, dostaliśmy tylko mały dodatek za zadanie
ci… – przerwała kobieta w pól słowa.
Trzask! Kobieta padła nieprzytomna na ziemię.
- Oj, przepraszam chciałam mocniej – powiedziała z uśmiechem
Madie – ty też chcesz? – pokazała kawałek metalu zdumiałemu facetowi – łap go
Sherlock, póki policja nie przyjedzie – powiedziała i poszła rozwiązywać pani Hudson.
Policja przyjechała i zabrała ‘’sprawców’’. Odkryli również,
że w innych domach siedzieli wspólnicy rodzeństwa.
- Po co to robili? – zapytał Sherlock’a ciągle nie
rozumiejący Lestrade.
- Zemsta – wyjaśnił krótko Sherlock – sprawa sprzed lat,
mafia. Widocznie byli dziećmi zdrajcy mafii. Zabijali pozostały członków
organizacji, tych co zemścili się na ich ojcu za zdradę. Panią Hudson porwali,
ponieważ jej mąż był w to zamieszany, a ona znała jego kontakty. A to, że była
moja gosposią ktoś wykorzystał… proste a jednocześnie genialne. Zatrudniali się
jako wolontariusze i mieli wielkie możliwości. Starsi ufają takim. A na
plakatach zaznaczali, który dom jest już ‘’zaliczony’’. A tych co nie
potrzebowali pomocy porywali i wtedy mordowali. - powiedział Sherlock widząc
ciągłe zdumienie na twarzy inspektora – a teraz przepraszam, wracam do domu.
Wsiedli wraz z Madie do taksówki. Panią Hudson zabrała
karetka, miała małe rany na ciele. W taksówce Sherlock zwrócił się do Madie
mówiąc :
- Miałaś się stamtąd nie ruszać.
- Uratowałam cię Sherlock… mam więcej tego nie robić ?
Wystarczyło by ‘’dziękuję‘’ – powiedziała z wyrzutem Madie.
Sherlock nie odpowiedział nic. Weszli do domu… w pokoju
czekała na nich karteczka, z powycinanych z gazet liter :
‘’ Nieźle duecie
Holmes’ów, ale to dopiero rozgrzewka
M²’’
M²’’
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i proszę, kolejny rozdział. Akcja trochę się zakręca. Mam
nadzieję, ze się podobało i zachęcam do komentowania i czekania na kolejny
rozdział, który pojawi się w miarę szybko // KopenhAga ;)
*Ulice, mafia i nazwiska były zmyślone i nie prawdziwe (chyba) a nawet
jeśli, to co tu napisałam to jest tylko i wyłącznie wzięte z mojej wyobraźni.
Za wszelkie podobieństwa do czegoś i błędy przepraszam ;)
środa, 7 maja 2014
Rozdział 4
Sherlock
siedząc w fotelu na komisariacie przeglądał akta spraw morderstw. Zwykle takie
sprawy były dla niego niezbyt
interesujące, jednak te były inne i nie umiał znaleźć miedzy nimi powiązania.
- Skup się Sherlock, to łatwe nie jesteś idiotą – powiedział
sam do siebie Holmes – jest jakieś powiązanie tylko jakie? Czemu nie ma tu
Johna on przez swoją głupotę naprowadziłby mnie na rozwiązanie sprawy…
Lestrade wszedł do
gabinetu chcąc coś przekazać Sherlockowi jednak on mu przerwał mówiąc :
- Jeżeli zamierzasz coś powiedzieć to wyjdź albo usiądź i
siedź cicho.
Lestrade przyzwyczajony do rozkazów Sherlocka posłusznie
usiadł i milczał. Po chwili Sherlock powiedział :
- Teraz podaj mi telefon.
- Przecież leży obok ciebie – odpowiedział inspektor
- Co nie zmienia faktu, że masz mi go podać- powiedział
zirytowany Sherlock
Lestrade spokojnie podał telefon. Sherlock napisał SMS’a do
Johna : ‘’Spotkajmy się na Baker Street za 15 minut’’ Po kilku minutach
przyszła odpowiedź : ‘’Nie mogę. Muszę
pomóc Mary’’ Sherlock posmutniał. Od czasu ślubu John spędzał coraz mniej czasu
z Sherlockiem. Sherlockowi nie było to na rękę, ponieważ doskwierała mu samotność ale nie dał
tego po sobie poznać. Detektyw musiał jechać zobaczyć miejsca morderstw a potrzebował kogoś kto
mógłby mu pomóc znaleźć powiązanie między zbrodniami.
‘’John nie może ze mną jechać a więc – pomyślał Sherlock -
a więc mam do wyboru : jechać sam lub.. zabrać ze sobą Madie. Odpowiedź jest
prosta : Jadę sam!’’ Sherlock wolał zginąć niż poprosić swoją siostrę o pomoc.
- Lestrade jedziemy! - powiedział Sherlock
- Ale g…g..gdzie ? – odparł Lestrade wyrwany z zadumy
- Na miejsca morderstw idioto – powiedział Sherlock
wychodząc
Lestrade przyzwyczajony już do wyzwisk ze strony Sherlocka
zignorował to i poszedł za Holmesem
Detektyw jak zwykle wolał skorzystać z taksówki niż jechać
radiowozem policyjnym. Po ‘’zwiedzeniu’’ prawie wszystkich miejsc, po
przepytaniu wszystkich możliwych osób Sherlock nadal nic nie wiedział. Nie
znalazł żadnego powiązania między zmarłymi osobami. Po przyjeździe na ostanie
miejsce jakie Sherlock miał zobaczyć, detektyw bardzo się zdziwił, bo zastał nie
kogo innego jak Madie, jego irytującą młodszą siostrę.
- Co ty tutaj robisz? – zapytał zdenerwowany Sherlock
- Cześć braciszku – powiedziała słodko Madie - jak tam sprawa?
- Zadałem pytanie! Co tutaj robisz ? Miałaś się nie wtrącać
w moje sprawy!
- Niczego takiego nie mówiłeś – zaprzeczyła Madie - Poza tym
nie dasz sobie rady sam. Jestem ci potrzebna.
Sherlock zdawał sobie sprawę z tego, żę w tym co mówi Madie
jest ziarnko prawdy. Sherlock potrzebował pomocnika. Detektyw jednak nie chciał
dać siostrze wygrać, więc zaprzeczył :
- Nie jesteś mi potrzebna. Świetnie sobie radzę sam. Jestem
już niedaleko rozwiązania tej sprawy - skłamał
- Taa.. na pewno. Sam nie wierzysz w to co mówisz. Dobrze
wiesz jaka jest prawda. Potrzebujesz pomocy.
Sherlock milczał,
zostawał obojętny na błagania siostry.
- Oh.. weź Sherly ! Schowaj swoje przerosłe ego głęboko do
kieszeni i zrozum, że proszenie kogoś o pomoc nie jest przestępstwem. Nie
poradzisz sobie ze wszystkim sam ! – wyrzuciła ze złością dziewczyna
Madie trafiła w sedno. Sherlock zrozumiał, że Madie nim
manipuluje a on nie może nic z tym zrobić. Nie podobało się mu to, że jest
zależny od kogoś ale zgodził się na pomoc Madie. Dziewczyna bardzo uradowała
się swoją wygraną, bo wiedziała, że skoro Sherlock teraz ją dopuściło sprawy to
następnym razem też to zrobi. Sherlock ruszył w stronę domu, Madie podreptała za nim. Miejsce
zabójstwa niczym się nie wyróżniało, było takie jak te poprzednie : żadnych
śladów, żadnych odcisków. Nic. Morderca
nie pozostawiał za sobą żadnych śladów. Ta sprawa była wyjątkowo trudna. W
ciągu kolejnych dni Holmesowie naradzali się, dyskutowali i snuli teorie na
temat przebiegu morderstw, jednak żadna z nich po sprawdzeniu faktów nie była
możliwa. Rodzeństwo zostało wezwane na kolejne miejsce morderstwa. Sherlock
wszedł do domu, widząc, że Madie za nim nie idzie zapytał :
- Nie idziesz?
- Nie.. ja rozejrzę się wokół domu. Może coś znajdę. -
odpowiedziała
Sherlock wszedł do domu a Madie obeszła kilkakrotnie dom
dookoła, jednak nic nie znalazła. Rezygnując z poszukiwań Madie stanęła przed
domem i z nudów zaczęła czytać tablicę ogłoszeń stojącą obok. Ogólnie nie było
tam nic ciekawego i dziewczyna zamierzała pójść do Sherlocka gdy nagle coś
przykuło jej uwagę. Na dużym żółtym plakacie - ogłoszeniu o chęci pomocy
ludziom w podeszłym wieku widniała małą czerwona plamka.
- Czy to krew? –
zapytała sama siebie Madie
Dziewczyna dokładnie obejrzała plakat. Sherlock właśnie
wyszedł z domu.
- Madie idziemy!
- Czekaj ! Sherlocku
chodź tu! – Sherlock podszedł do dziewczyny - Patrz to chyba krew. Nie sądzisz?
Sherlock wyjął swoje szkiełko powiększające i dokładnie
obejrzał plamę.
- Możliwe ale co to ma wspólnego z sprawą?
- Może morderca niepostrzeżenie otarł się o ten plakat. Może
uda nam się go znaleźć? – powiedział podekscytowana Madie
- Madie bądź rozsądna. Każdy mógł się o ten plakat otrzeć.
To nie musiał być morderca.
- Ale może akurat to morderca? – dziewczyna nie dawała za
wygraną
- Akurat ten człowiek nie popełnił by takiego błędu. Ten
morderca dba o każdy szczegół. Nie narażał by się aż tak, żeby zostawić swoją
krew pod domem ofiary.
-Ale… - zaczęła Madie lecz Sherlock jej przerwał
- Koniec tematu! Ta krew nie ma nic wspólnego z naszą
sprawą.
Madie ucieszyła się z tego, że Sherlock powiedział ‘’naszą
sprawą’’ oznaczało to, że oficjalnie uznał, że Madie mu pomaga, jednak
dziewczyna czuła, że ta krew ma znaczenie w tej sprawie i uznała, że skoro
Sherlock ignoruje plakat z krwią to ona udowodni mu, że się myli.
Przepraszam bardzo, że tak długo musieliście czekać ale
jakoś brakowało natchnienia na napisanie kolejnego rozdziału :D Ale udało się i
oto jest kolejny rozdział przygód Sherlocka i Madie. Zachęcamy do komentowania
i miłego wieczoru życzę // Justyna c:
Subskrybuj:
Posty (Atom)