sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 10

     Chyba pierwszy raz Madie była w tak ogromnym niebezpieczeństwie nie mogąc liczyć na pomoc brata. Dziewczyna była sparaliżowana. Nie wiedziała co zrobić. Strach ją przerósł. Nagle otworzyły się drzwi. Madie zamknęła oczy i już przygotowała się na możliwość, że może zaraz umrzeć. Dziewczyna zebrała w sobie resztki odwagi, otworzyła oczy, spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła…Philipa Andersona. Madie poznała go gdy razem z Sherlockiem poszli na komisariat załatwić jakieś sprawy papierkowe. Błagał by przyjęli go z powrotem do pracy. Dziewczyna zdążyła już się przekonać, że Anderson to niesamowity idiota i tak jak Sherlock nie przepadała za nim. Dla dziewczyny zobaczenie tego idioty w drzwiach sprawiło, że natychmiastowo poczuła ulgę. Strach ją opuścił ale czy na długo?
- Hey Anderson. Co u ciebie? Jak to możliwe, że taki idiota jak ty dojechał na miejsce przed zabójcami? – zakpiła z niego Madie
Anderson uśmiechnął się
- Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni - powiedział i wyciągnął pistolet z kieszeni i wycelował w leżącego na podłodze Sherlocka - A teraz na ziemie laluniu i leż spokojnie chyba, że chcesz żeby twój braciszek zginął.
- Osz ty wredny draniu, zdrajco! - krzyczała Madie - Niech się tylko Lestrade dowie. Zginiesz…
- Zamknij się. Nikt się o tym nie dowie. Świadków żadnych nie ma a ty jeszcze dzisiaj zginiesz - powiedział Anderson
Madie przestraszyła się ale nie dała tego po sobie poznać. Znowu zaczął rzucać wyzwiska w stronę Andersona ale ten kazał zawiązać jej usta i przy okazji związać jej ręce, co poskutkowało tym, że Madie nie była w stanie się ruszyć, ani nawet zawołać o pomoc. Anderson i jego dwóch pomocników zajęło się szukaniem jakiejś rzeczy, na której widocznie bardzo im zależało. Madie rozważała możliwość ucieczki. Drzwi były niedaleko, jednak fakt, że była skrepowana nie pomagał jej. Zanim dziewczyna zdążyłaby wstać Anderson już by ją dopadł.
- Może warto spróbować - powiedziała do siebie dziewczyna i zerwała się z podłogi w jednym, błyskawicznym ruchu.
Madie sama była zdziwiona, że tak szybko udało jej się wstać ale postanowiła nie marnować czasu i rzuciła się biegiem w stronę drzwi. Oszołomieni bandyci zaczęli gonić uciekinierkę po kilku sekundach co dało Madie trochę przewagi. Dziewczyna dobiegła do drzwi, wybiegła na podwórko i została złapana przez jeszcze jednego pomocnika Andersona, który pilnował drzwi.
- Szlag! - krzyknęła Madie - puśćcie mnie!
- Bo co? – powiedział ze śmiechem jeden z pomocników
- Bo jak ci się zaraz odwinę to będziesz u sąsiada zębów szukał- powiedziała Madie szarpiąc się niemożliwie, jednak mężczyzna, który ją trzymał był silny, więc nic to Madie nie dało.
- Lalunia, uspokój się, bo się jeszcze zmęczysz - zakpił z niej Anderson
Madie nie mogła znieść myśli, że zostaje obrażana przez takich idiotów. Anderson podszedł do mężczyzny leżące w kącie, przeszukał go i znalazł to czego szukał: pendrive. Madie nie miała pojęcia co może znajdować się na tejże rzeczy.
- Dobra. Spadamy stąd. Popatrzcie czy nie zostawiliście za sobą żadnych śladów. – powiedział Anderson - bo jeszcze pan wszechwiedzący odgadnie kto tu był - mówiąc to Anderson podszedł do Sherlocka leżącego na ziemi i wymierzył mu solidnego kopniaka w brzuch.
- Sherlock! - krzyknęła przestraszona Madie.
Niestety nogawka spodni Andersona zahaczyła o guzik marynarki i spodnie rozerwały się zostawiając kawałek materiału na guziku marynarki detektywa. Anderson tego nie zauważył.
- Pośpieszcie się. Nie mamy dużo czasu. Zaraz wszyscy się ockną.
W pospiechu wszyscy oddalili się z sali balowej. Madie został wepchnięta na tył auta, obok niej usiadł jeden z pomocników Andersona. Madie nie miała pojęcia gdzie jedzie. Bardzo się bała. W myślach modliła się, żeby Sherlock obudził się i odnalazł ją, bo przestraszona dziewczyna nie miała pojęcia co ci mężczyźni chcą z nią zrobić.

Tymczasem Sherlock zaczął odzyskiwać świadomość. Wydawało mu się, że leży sobie spokojnie w łóżku ale nagle poczuł zimno bijące od podłogi.
Czyżbym zasnął na podłodze? – pomyślał
Zapach unoszący się w powietrzu też nie pasował do jego domu. Sherlock nagle oprzytomniał. Przypomniał sobie co się działo. Skoczył na równe nogi, rozejrzał i od razu zauważył.
- Madie – szepnął błagalnym tonem
Wokół detektywa ludzie po kolei zaczynali się budzić. Nikt nie był w stanie wyjaśnić co się stało. Sherlock biegał jak oparzony z nadzieja, że zaraz zza rogu wyjdzie Madie. W końcu Holmes wziął się w garść.
- Znajdą ją. Do cholery znajdę ją! - powiedział sam do siebie.
Sherlock chciała poprawić marynarkę i wtedy zauważył kawałek materiału zahaczony o guzik.
- Szlag! Znowu rozerwałem… to przecież nie moje. Co to jest? I skąd się tu wzięło?
Sherlock dokładnie obejrzał kawałek materiału. Wiedział, że zna kogoś kto nosi takie spodnie ale ni umiał sobie przypomnieć kim jest ta osoba. Strach o Madie paraliżował umysł Holmesa. Sherlock bardzo bał się o siostrę. Już miał przed oczami wizję, jak jego matka wyskakuje na niego za to, że nie dopilnował siostry. Ta wizja się mu nie podobało. Nie mógł dopuścić, by się spełniła.
- Do cholery! Sherlocku skup się. Musisz odnaleźć Madie. Szybko!
Gdy Sherlock się bał i nie umiał się opanować często przeklinał. To był jeden z tych momentów gdy z ust detektywa wychodziły takie słowa, jakich nikt nie używał. Nagle przed Sherlockiem stanął obraz Andersona.
- Co ten idiota robi w moim umyśle? - spytał sam siebie błagalnie - Anderson? Cóż znowu ten niegodziwiec uczynił? Ahhh tak spodnie. Że też ja na to nie wpadłem. Ale co on do diaska tutaj robił. Czyżby to on porwał Madie. Niemożliwe. Ten idiota nie byłby w stanie obmyślić takiego dogranego planu. Ale… może akurat. Mógł planować zemstę za te wszystkie lata poniżania go. Nie to absurdalne. – Sherlock prowadził monolog wewnętrzny. Tak trudno mu było racjonalnie myśleć. Liczyło się dla niego tylko to, żeby odnaleźć Madie żywą!- Zaufam intuicji. Idę szukać Andersona.
Powiedziawszy to Sherlock pospieszył ku drzwiom. Biegnąc, krzyknął:
- Pędzę na ratunek. Madie żyj!
Ludzie znajdujący się w sali patrzyli za wybiegającym Holmesem
- Wariat - stwierdził mężczyzna w zielonym krawacie - Pewnie za ukochaną się ugania.
Sherlock złapał taksówkę i pojechał do swojego mieszkania. Szybko wyciągnął laptopa i zaczął namierzanie telefonu Andersona.
- Anderdon na pewno nie jest tak inteligentny, by wyrzucić telefon - zakpił sobie Sherlock
Wyszukiwanie trwało chwilę. Sherlock był na skraju cierpliwości i wytrzymałości. W końcu usłyszał długo wyczekiwany dźwięk, który miał oznajmić, że poszukiwanie zostało zakończone. Sherlock doskoczył do laptopa. Spojrzał na adres i już wiedział, że Madie jest z Andersonem. Sherlock złapał pierwszą lepszą taksówkę. W trakcie jazdy Holmes nieustannie pośpieszał kierowcę, groził mu. Kierowca pod wpływem detektywa jechał o wiele za szybko niż powinien. Gdy tylko taksówka się zatrzymała Sherlock wyskoczył z niej i pędem pobiegł do opuszczonego domu. Ta dzielnica nie wyglądała zbyt ładnie. Pełno tutaj opuszczonych domów, starych ruder. Tutaj praktycznie nikt nie mieszkał.
- Idealne miejsce na przetrzymywanie więźniów – pomyślał Sherlock i wszedł do domu
Ogarnął go zapach zgnilizny. Holmes usłyszał głos, a nawet 3 głosy i jeszcze jęki. Przytulony do ściany detektyw próbował się obeznać z kim ma do czynienia. Od razu rozpoznał głos Andersona. Oprócz tego idioty było tam jeszcze 2 innych mężczyzn, zapewne tak samo idiotycznych jak Anderson. A jęki należały nie do kogo innego jak Madie. Dziewczyna miła skrępowane ręce, nogi. Usta też miła związane.
Zapewne stawiała opór - pomyślał Sherlock
Mężczyźni rozmawiali o tym co zrobić z Madie. Sherlock postanowił, że musi działać.
- Witam szanownych panów! Mogę dołączyć do waszego skromnego przyjęcia? Panuje tu taka miła atmosfera – powiedział detektyw z uśmiechem
- To znowu ty? – powiedział Anderson
- Milcz idioto – powiedział obojętnie Sherlock
- Gdybyś nie zauważył mam broń - w tym momencie Anderosn pomachał pistoletem - więc uważaj z wyzwiskami.
- Lubię nazywać rzeczy po imieniu. Jesteś idiotą, więc tak będę cię nazywał. – powiedział Sherlock z szerokim uśmiechem.
Anderson nie wiedział co ma zrobić, więc wycelował broń w Madie.
- Odszczekaj to albo twoja siostra zginie! - krzyknął
- Hau, hau!
Sherlock nic sobie nie robił z gróźb Andersona. Ten człowiek nie był zdolny do takich rzeczy.
- Andersonie, obaj wiemy, że nikogo nie zastrzelisz. Odłóż ten pistolet, bo jeszcze sam sobie zrobisz krzywdę.
Anderson był rozzłoszczony do granic możliwości. Nacisnął spust pistoletu. Kula poleciała. Sherlock runął na Andersona. Madie spadła z krzesła pod wpływem uderzenia. Starszy Holmes unieszkodliwił Andersona i podbiegł do Madie.
- Madie! Madie! Madie! – krzyczał zrozpaczony detektyw - Żyj! Nie możesz odejść!
Sherlock klęczał nad Madie. Twarz miał ukrytą w dłoniach.
- W końcu zajęcia teatralne się na coś przydały - powiedziała Madie dusząc się ze śmiechu
- O ty! – krzyknął Sherlock z oburzeniem
Był zły, że siostra go nabrała ale sytuacja była wprost komiczna, więc nie mógł się nie roześmiać. W końcu przybyła policja i sprawiedliwie osądziła Andersona. Rodzeństwo rozmawiało z Lestradem. Gdy rozmowa się skończyła rodzeństwo zmierzało w stronę Baker Street. Szli w ciszy, którą niespodziewanie przerwała Madie:
- Dziękuję
- Nie ma za co – odpowiedział łagodnie brat
- Uratowałeś mi życie! Chyba mam za co dziękować!
- Nie miałem innego wyboru. Matka by mnie zamordowała gdyby dowiedział się, że umarłaś przeze mnie
Madie oczekiwała, że brat powie coś bardziej uczuciowego ale zrozumiała, że jej brat nie ma uczuć. Po chwili jednak Sherlock powiedział.
- Jesteś też moją siostrą, a to do czegoś zobowiązuje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście ale cierpiałam na brak weny i chęci. Zachęcam do komentowanie i życzę miłego dnia. // Justyna c;

czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 9

Nudy,nudy, jeszcze raz nudy – myślał Sherlock – czemu wysłałem Madie do szkoły? Przecież z nią też było nudno, ale nie aż tak! Złoczyńcy w sen zimowy zapadli? Ludzie przestali mieć problemy? Czemu jej tak długo nie ma?
''Wracaj! Nudzi mi się! SH''
''Jestem w szkole! A właściwie idę do dyrektora... dzięki braciszku!''
''Nie ma za co! Ale i tak wracaj!'' SH
Sherlock to idiota! - myślała Madie – pierwsze dni w szkole i już kłopoty. Od kiedy posyłają do dyrektora za posiadanie i używanie komórki?!
Weszła do gabinetu dyrektora, z wyrazem poirytowania na twarzy.
Zaraz się zacznie... - pomyślała
- Panno Madline – powiedział Christian – w naszej szkole jest zakaz używania urządzeń elektronicznych! To, że ma pani sławnego brata nie zmienia faktu, że... - w tym momencie rozległ się dźwięk sms'u z telefony Madie.
- Proszę mi to pokazać! -zażądał dyrektor
'Przekaż temu nad wyraz nienadającemu się na to stanowisko, dyrektorowi, że jeśli Cię nie zwolni będę wkrótce rozwiązywał sprawę jego morderstwa! SH''
Dyrektor pobladł i powiedział:
- No cóż... to wbrew zasadom ale... w takiej sytuacji...ekhm... proszę wyjść...
Madie wyszła w tryumfującą miną, dziękując w duchu Sherlockowi. Madie już zaaklimatyzowała się w szkolę. Miała Kooi, oraz parę innych osób, jednak większość odrzucała ją. Widziała uciekający wzrok innych w korytarzu, tu zaciekawione spojrzenie tu lękliwe. Podejrzewała, że to po części przez brata ale również dlatego, że umiała się postawić ''szkolnym gwiazdom''. A to widać w tej szkole nie jest zbyt pożądane. Nauczyciele odkryli, że jest mądra i nawet przewyższa ich inteligencją, więc chcieli ją ciągać po jakiś konkursach oraz brali do odpowiedzi, z czego nie była zbyt zadowolona. Dlatego bardzo się ucieszyła, że brat ją wybawił.
Wróciła spokojnie do klasy, po rzeczy, rzucając na odchodne chłodne spojrzenie wszystkim. Dotarła na Baker Street w ciągu 15 minut.
- Przestraszył się? - zapytał na przywitanie
- Też cię miło widzieć... tak przestraszył się. Mógłbyś częściej tak robić – powiedziała z usmiechem.
W tym momencie zadzwonił telefon Madie.
- Uggh.. Mycroft, odebrać? - zanim Sherlock coś odpowiedział, odebrała.
- Witaj siostrzyczko... - zaczął słodko Mycroft
- Czego chcesz?! - przerwała ostro Madie – mamy uratować Anglię? Może zamach terrorystyczny? A może...
- Nie, macie o wiele ważniejszą misję, – przerwał starszy brat – mianowicie macie iść z Sherlockiem na bal. W zastępstwie za mnie, oczywiście. Dzwonię do ciebie bo on nawet by nie odebrał, a co dopiero się zgodził. Samochód podjedzie po was o 18:00. Macie być gotowi. Sukienkę masz w szafie, wczoraj ją przywieźli – po tych słowach się rozłączył, zanim Madie zdążyła zaprotestować.
- Hmmm.. no cóż – powiedziała zwracając się do Sherlocka – wygląda na to, że idziemy na bal
Sherlock spojrzał na nią wzrokiem, który mógłby zabijać, ale chwilę potem uniosły mu się kąciki ust i się uśmiechnął.
- To idź się przygotować czy coś, nastolatki poświęcają na to dużo czasu co nie? - powiedział i odszedł do pokoju Johna, który teraz robił za jego.
On umie się cieszyć? I dlaczego z takiego czegoś? Przecież to... - Madie przestała próbować rozgryźć umysł Sherlocka i poszła zobaczyć na sukienkę. Sukienka była biała. Z przodu była krótsza z tyłu dłuższa. Na dziewczynę pasowała w sam raz . Madie sukienka przypadła do gustu. Popatrzyła na zegarek. Było wpół do drugiej, miała jeszcze dużo czasu. Z góry dobiegał dźwięk skrzypiec, Madie próbowała czytać książkę, jednak po chwili przestała. Padła na łóżko. Była podekscytowana balem i chociaż nie pokazywał tego, bardzo była ciekawa co może się tam dziać. Była już na paru balach. W szkole do której wysłali ją rodzice organizowali je co miesiąc. Jednak ona nie miała ochoty tam chodzić, ''zbiorowisko idiotów'', takie miała o tym zdanie ale zawsze szła, chociażby dla obserwacji. Ale teraz idzie z Sherlockiem! Chociaż nazywała go idiotą, to doceniała jego intelekt. Był inny od jej dotychczasowego towarzystwa. Zawsze dobierała sobie towarzystwo starszych osób, czuła się wśród nich dobrze, dorównywała im intelektem. To tak jakby... była starsza niż się urodziła.
Jej rozmyślania przerwał dźwięk sms'a brzmiał ''Szykuj się! SH''.
- Ojej! Już wpół do czwartej. Trzeba zacząć się ubierać.
Wzięła szybki prysznic, umyła zęby, nałożyła lekki, aczkolwiek wyrazisty makijaż i ubrała sukienkę. Coś jej nie pasowało... buty! Były na obcasie, nienawidziła takich.
Nie mogły być chociaż baleriny?! - pomyślała
W ramach buntu ubrała trampki. Czarne znoszone trampki. Pasowały idealnie. Poprawiła fryzurę, włosy zostawiła rozpuszczone. Skończyła przed szóstą. Wyszła z pokoju i zobaczyła Sherlocka, czekającego na nią. Sherlock był ubrany przyzwoicie jak na gust Madie. Ubrany w czarny garnitur, z białą koszulą pod spodem i muszką.
- Nieźle – podsumowali jednocześnie i zeszli na dół gdzie czekała na nich ''limuzyna''. Najchętniej pojechaliby taksówką, ale jak mus to mus.
Dojechali na miejsce w milczeniu, przerywanym kaszlem kierowcy. Hotel, w którym odbywał się bal był świetnie udekorowany, jednak dla rodzeństwa zbyt ''różowy''. W szatni zostawili ubrania i weszli na salę...
Określenie ''bal'', nie było w tej sytuacji dobre, wszyscy siedzieli i jedli lub korzystali z telefonów komórkowych. Sherlock i Madie spojrzeli po sobie jednak nic nie powiedzieli. Zajęli wyznaczone miejsca i poczęli obserwować ludzi, co parę chwil wymieniali się uwagami co do dedukcji.
Po godzinie zaczęło się coś dziać... pięć par wystąpiło na środek i zaczęło tańczyć.
- Premier przybył... - powiedziała żartem Madie.
Sherlock nie odpowiedział, widocznie się nad czym głęboko zastanawiał. Chwilę później na parkiecie zaroiło się od par. Nagle Sherlock odwrócił się do Madie i wypalił:
- Idziemy! - i pociągnął ją za rękę
- Tańczyć? - zadała głupie pytanie Madie – umiesz?
Sherlock uśmiechnął się do niej tajemniczo, a ona chcąc nie chcąc, zaczęła z nim tańczyć. Po chwili przekonała się, że umie tańczyć, i to jak! Czuła się dziwnie tańcząc z bratem, ale jednocześnie była szczęśliwa. Była zaskoczona umiejętnościami tanecznymi Sherlocka, jednak powinna się tego spodziewać. Przecież to Sherlock - Wszystko - Umiem – Holmes. Jej tańcu też nie można było nic zarzucić, gdy była młodsza mama posłała ją na lekcje tańca. Przetańczyli dwie piosenki, później  razem uznali, że staje się to dziwne, więc stanęli przy stolikach i zaczęli rozmawiać:
- Od kiedy tak tańczysz ? Masz ruchy baletnicy... chyba, że mama ciebie też...?- zapytała
- Tak, mnie i Mycrofta. Nasza mama ma dziwne zamiłowanie do tańca ale widzisz, przydaję się. Kiedyś uniknąłem śmierci, poprzez taniec, morderca nie umie trafić w tańczącą parę, zapamiętaj – i uśmiechnął się. To był jeden z jego rzadkich uśmiechów, widać było, że jego wskazówka szczęścia uniosła się odrobinę. Jednak po chwili jego twarz zastygła i pobladła, zaczął wpatrywać się w jeden punkt. Madie podążyła za jego wzrokiem. Skierowany był w stronę kobiety w krwisto czerwonej sukience z czarnymi włosami upiętymi w kok. Kobieta była blada, jednak to była sprawka makijażu. Sherlock bez słowa ruszył w jej kierunku. Madie postanowiła obserwować rozwój sytuacji. Sherlock podszedł do kobiety i zaczął z nią rozmawiać. Rozmowa trwała krótko. Sherlock złapał za rękę kobietę i wyprowadził na parkiet. Zaczęli tańczyć... i to tak, że wypchnęli wszystkie pary z parkietu. Większość ustawiła się by popatrzeć na parę. Kroków i obrotów tańca nie było końca, a wszyscy patrzyli na nich jak w zwierciadło. Skończyła się piosenka, a para zeszła z parkietu. Sherlock i tajemnicza kobieta, kłócili się, jednak szybko przestali, gdy podeszła do nich Madie. Kobieta spojrzała na nią i uśmiechnęła się do niej. Madie poczuła do niej sympatię. Staliby tak w milczeniu, gdyby Sherlock nie powiedział ostro:
- Irene idź już lepiej.
Kobieta spojrzała na niego zdziwiona jednak po chwili odeszła, rzucając im drapieżne spojrzenie.
Rodzeństwo podeszło do kanap, a Madie już gotowała się do pytań.
- Kto to był?!
- Wydedukuj, panno Holmes – odparł chłodno, nie lubił gdy ktoś wtrącał się w jego sprawy.
- Hmm... - zaczęła Madie – na pewno nie była to twoja dziewczyna, nie jesteś zdolny do miłości a poza tym nie odnosił byś się tak do niej. Zwykła znajoma też nie, nie tańczyłbyś tak... stawiam na to, że uratowała Ci życie lub na odwrót. Dobrze?
- Prawie. Irene Adler, kiedyś miała telefon, na którym miała wszystko. Nie szantażowała, po prostu zapewniała sobie bezpieczeństwo. Jednak zadarła z rodziną królewską, przynajmniej oni tak to zrozumieli i wezwali mnie. Reszty możesz się domyślać. Mogę powiedzieć jedynie, że to ja w wersji kobiecej, tylko trochę gorszy model. Kiedyś ją poznasz.
- Podobasz się jej, zresztą ona tobie też – zaczęła drążyć wątek Madie
- Działa tylko w jedną stronę, owszem jest zainteresowaną mną, ale ja nie, proste. Koniec tematu.
Madie posłusznie umilkła, jednak obiecała sobie, ze pozna prawdę.
Podszedł do nich kelner z kieliszkami wina. Madie wzięła ochoczo a Sherlock z powątpiewaniem. Nie lubił alkoholu, zakłóca zmysły, jednak nie mógł pozwolić by Madie ''to'' wypiła. Więc wziął jej porcje i wypił jednym haustem, krzywiąc się zanim siostra zdążyła zaprotestować.
- No co? Miałem się tobą opiekować – i wypił do tego swój kieliszek.
Madie już miała się zacząć kłócić, jednak odpuściła. Dzisiejszy wieczór był wspaniały i nie chciała tego niszczyć. Po chwili znowu była na parkiecie z Sherlockiem, alkohol pobudził jego towarzyskość. Właściwie zaczął zachowywać się dziwnie, ale Madie nie próbowała tego rozwikłać
To Sherlock – pomyślała i bawiła się dalej.
Wieczór mijał im dobrze, towarzystwo balowe też się rozkręciło. Madie wracała właśnie z parkietu, do Sherlocka gdy zauważyła zemdlonego człowieka, a nawet dwóch. W różnych kontach sali leżeli ludzie, jednak nie zajęło to myśli dziewczyny.
Co alkohol może zrobić z człowiekiem ? - zapytała siebie w myślach.
Dotarł do niej dźwięk sms'u z jej torebki. Zignorowała go.Podeszła do Sherlocka, który popatrzył na nią otępiałym wzorkiem. To uznała za dziwne, ale nie wychodzące ponad normę.
- Kręci mi się w głowie – stwierdził zdziwiony Sherlock, jak gdyby nigdy takiego czegoś nie doznał.
- Widzisz, na jednych alkohol działa tak a na innych tak – wyjaśniła rozbawiona Madie.
- Nie... to nie to, innym też się kręci, nawet mdleją. To dziwne... - po tych słowach z trudem się podniósł i powiedział – chodźmy stąd...
Madie posłusznie poszła za kołyszącym się bratem. Zaniepokoiła się...
- Dziwne – podsumował Sherlock – chodź... - przerwał w pół słowa, a jego twarz zbladła – ucie... - nie skończył i upadł na podłogę.
Madie natychmiast do niego przypadła. To nie zwykłe upojenie alkoholowe... nie... - wtem odskoczyła z krzykiem, gdyż obok niej upadła kobieta. Ogarnęła wzrokiem salę, ludzie padali jak muchy, mdleli. Madie nie była jeszcze w takiej sytuacji i była zdezorientowana. Postanowiła wysłać sms'a  do Mycrofta, lecz zauważyła wiadomość. Odczytała ją i zastygła.
-Nie, nie...nie teraz – wyszeptała...
A wiadomość brzmiała tak :
'' Zaczynamy zabawę, miłych snów!
                                                M² ''
------------------------------------------------------------------------------------------------------------

No i.... nowy rozdział :) Tym razem trochę inaczej, ale coś się dzieję ;) Dostaliście go w miarę szybko (następnego tak szybko nie będzie). Dziękujemy za miłe słowa pod poprzednim rozdziałem, cieszymy się z nowych czytelników. A także... DZIĘKUJEMY ZA 1000 WYŚWIETLEŃ ! ;) Cieszymy się, że się podoba i mamy nadzieję, że będziecie dalej śledzić i czekać na następne rozdziały. Do następnego rozdziału ! // KopenhAga ;)

niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 8

Sherlock był wstrząśnięty tym co przeczytał.
- Jak to możliwe? Przecież dziecko urodziło się dzisiaj a ktoś już o tym wie i już czyha na jego życie. To jakiś paradoks. Tak nie może być! - krzyknął rozwścieczony Sherlock.
Sherlock nie mógł się uspokoić, więc nerwowo przemieszczał się po salonie. Madie nadal stała w miejscu. Nawet się nie poruszyła. Była wstrząśnięta tą całą sytuacją. Była zła. Bardzo zła. W jednej chwili zobaczyła całe źródło zła w Sherlocku.
- To wszystko twoja wina! – krzyknęła Madie
  Sherlock stanął jak wryty. Odwrócił się w stronę Madie.
- Że co? Czemu niby to moja wina? – zapytał
- Gdybyś się nie angażował w te wszystkie głupie zagadki, to teraz życie Jo nie byłoby zagrożone.
- Wypraszam sobie. To, że jestem socjopata nie robi ze mnie od razu mordercy. Obwiniasz mnie o coś, na co nie mam żadnego wpływu.
- Kłamiesz!- krzyknęła Madie- Możesz temu zapobiec ale jesteś pieprzonym socjopatą, którego nie obchodzą inni ludzie.
- Nie mów tak! Gdybym mógł coś zrobić to jak najszybciej zapobiegłbym całej tej sytuacji. Nie bierzesz pod uwagę ilu ludzi uratowałem przez moją inteligencję, ilu ludzi ocaliłem. Zrobiłem o wiele więcej niż ty. Ty jesteś tylko marnym pasożytem, który utrudnia mi życie.
W napływie gniewu Sherlock nie panował nad tym co mówi. Madie nie umiała opanować emocji. Czuła gniew do Sherlocka lecz z drugiej strony współczuła mu, ale jego słowa, że jest marnym pasożytem zabolały ją. Dziewczyna z płaczem pobiegła do swojego pokoju i trzaskając głośno drzwiami chciała pokazać Sherlockowi, że jest dupkiem. Pani Hudson słyszała krzyki ale była przyzwyczajona, że rodzeństwo na siebie krzyczało jednak głośny trzask  spowodował, że postanowiła pójść sprawdzić czy przypadkiem Sherlock, w przypływie pogardy dla ludzkości, nie zastrzelił Madie. Było to bardzo możliwe, bo detektyw często z powodu nudności paradował po salonie z pistoletem i strzelał do ściany, bo kto mu niby tego zabroni. Pani Hudson weszła po schodach na górę i zobaczyła Sherlocka siedzącego w swoim fotelu w salonie.
- Co się tu dzie… - staruszka nie zdążyła dokończyć zdania, bo Sherlock jej przerwał
- To nie pani sprawa! Będę sobie tu robił co będę chciał a pani niech się do tego nie wtrąca.
Pani Hudson powinna być urażona słowami Sherlocka ale zdążyła już się przyzwyczaić do nieprzyjemnego charakteru detektywa.
- No dobrze przepraszam, ale usłyszałam trzask i chciałam się tylko dowiedzieć czy przypadkiem nie zastrzeliłeś Madie.
- Że też ja na to nie wpadłem – oczy Sherlocka rozbłysły na ten pomysł - niestety ten mały szkodnik nadal żyje i siedzi w swoim pokoju i udaje, że jest pępkiem świata – powiedział Sherlock na tyle głośno by wiedzieć, że Madie go usłyszała.
- Wcale nie! To ty robisz z siebie najinteligentniejszego a tak naprawdę jesteś idiotą – opowiedział głos zza drzwi
- Zauważ ilu ludzi uratowałem a ty nazywasz mnie idiotą – odparł Sherlock.
- Nie obchodzi mnie ilu ludzi uratowałeś. Nawet jeżeli uratujesz cały świat i tak nadal będziesz idiotą – odpowiedziała Madie z uśmiechem wychylając głowę zza drzwi.
 - Dzieci czy wy nie możecie żyć ze sobą w zgodzie? Musicie się cały czas kłócić?- zapytała gosposia
- Pani Hudson, te kłótnie to z miłości – odpowiedział sarkastycznie Sherlock.
Pani Hudson nie zrozumiała, że Sherlock nie mówi prawdy, więc wyszła rozczulając się nad rodzinną miłością. Madie słysząc co Sherlock mówi i słysząc reakcję pani Hudson roześmiała się. Dziewczyna, jak i Sherlock, zdążyła już zapomnieć o gniewie na drugą osobę.
Kolejne dni na Baker Street były spokojne. Raz po raz rodzeństwo wpadało do Johna i Mery aby zobaczyć co u Jo i żeby sobie porozmawiać. Wszystko byłoby OK gdyby nie pewien pomysł, który John podsunął Sherlockowi. Mianowicie podczas którejś tam wizyty rodzeństwa u Watsonów. Madie i Mary poszły po rozczulać się nad Jo. Sherlock mówił Johnowi, że teraz nie ma żadnych spraw i, że całe dnie z Madie przesiadują nic nie robiąc.
- A może wysłałbyś Madie do szkoły? – zapytał John
- Chcesz żebym wysłał członka rodziny Holmesów do miejsca gdzie zbierają się idioci, aby jeszcze więksi idioci uczyli ich rzeczy, które na nic nie są potrzebne w życiu? – odpowiedział pytaniem Sherlock
- Tak, chcę żebyś wysłał ją do szkoły - przytaknął Watson
- Nie. Nie czuję takiej potrzeby. Jeszcze przez tę szkołę Madie zmieniłaby się w idiotkę i co wtedy? Musiałbym poprosić rodziców żeby ją wydziedziczyli, bo gardzę idiotami - powiedział Sherlock nakładając na nos okulary słoneczne, które kupiła mu Madie.
- Sherlocku, ja mówię poważnie. Madie nie jest jeszcze pełnoletnia. A aż do osiągnięcia osiemnastu lat ma się obowiązek chodzenia do szkoły. Takie są zasady.- powiedział John
- John, czy mam ci powiedzieć gdzie ja mam te zasady? – odparł Sherlock z uśmiechem.
John mimowolnie uśmiechnął się ale od razu spoważniał.
- Jeżeli Madie nie skończy żadnej szkoły to nie dostanie pracy w przyszłości.
- Będzie detektywem doradczym tak jak ja - powiedział Sherlock
- Czyli chcesz żeby ona, tak samo jak ty, codziennie ocierała się o śmierć? Ty jakoś zawsze się ratujesz ale ona może nie mieć tyle szczęścia co ty – powiedział poważnie John.
Watson trafił w czuły punkt Sherlocka. Detektyw pod żadnym pozorem nie chciał narażać siostry na niebezpieczeństwo ale były tylko dwa wyjścia: narażać życie siostry albo wysłać ją do szkoły. Wybór był prosty, jednak Sherlock nie umiał się pogodzić z faktem, że wyśle siostrę do miejsca gdzie zbierają się wszyscy idioci, ale lepszego wyjścia nie ma.
- No dobrze. Jutro wyślę ją do szkoły – odpowiedział Sherlock
- Sherlocku a wiesz jak zapisać Madie do szkoły? -zapytał John ze śmiechem
- Nie mam pojęcia – odparł poważnie Sherlock
- Wiesz gdzie jest szkoła?
- Nie mam pojęcia.
- To jak zamierzasz zapisać ją do szkoły?- zapytał John
- Nie mam pojęcia – odpowiedział Sherlock
John był rozbawiony zaistniałą sytuacją. Chcąc zadbać o dobrą przyszłość Madie John postanowił, że następnego dnia zajedzie z Sherlockiem do pobliskiej szkoły. Sherlock najbardziej obawiał się reakcji Madie na wiadomość o tym, że będzie chodziła do londyńskiej szkoły ale może warto zaryzykować chwilowy gniew na rzecz dobrej przyszłości. Rodzeństwo Holmesów wyszło od Watsonów wieczorem. W drodze powrotnej Sherlock chciał zacząć rozmowę z Madie na temat szkoły ale jakoś nie umiał się wysłowić. Bał się gniewu siostry. Następnego dnia Sherlock rankiem wymknął się z mieszkanie. Nie chciał, żeby Madie zaczęła wypytywać go o to gdzie idzie. Jeszcze Sherlock wyjawiłby jej w jakim celu idzie do szkoły i wtedy byłby problem. Sherlock i John pojechali do szkoły taksówką. Detektyw starał się zapamiętać drogę dojazdu. Po przyjeździe na miejsce Sherlock i John udali się do gabinetu dyrektora. Dyrektor szkoły był w średnim wieku, miał lekko siwe włosy, na jego policzku było widać szminkę, co oznaczało, że ma żonę lub kochankę ale obrączka znajdująca się na palcu wskazywała na żonę.
- Dzień dobry! Jestem Christian Grey. W czym mogę pomóc?
- Witam, jestem Holmes. Sherlock Holmes – powiedział detektyw z uśmiechem – a to mój przyjaciel John Watson.
- Czy to pan jest tym sławnym detektywem, który rozwiązuje zagadki kryminalne? – powiedział zaskoczony dyrektor.
- Tak, to ja – powiedział dumnie Sherlock
- A ja mu pomagam w rozwiązywaniu spraw - wtrącił John czując się niedoceniony.
- Dobrze a w czym mogę panom pomóc?- zapytał Christian
- Chciałbym zapisać moją siostrę do szkoły. Niech pan załatwi co trzeba. Chciałbym to już mieć z głowy.
- Pan ma siostrę? Nigdy o tym nie słyszałem. – pan Grey był bardzo zdziwiony
-Tak mam siostrę ale pana powinno interesować tylko to, że chcę zapisać ją do tej szkoły. Nic więcej. – odparł szorstko Sherlock
- Pan jest jej bratem, więc nie ma pan nad nią opieki prawnej, więc nie może pan jej zapisać do szkoły. Może to zrobić tylko opiekun prawny. – odpowiedział spokojnie dyrektor
- Powtórzę jeszcze raz. Chcę zapisać moją siostrę do szkoły. Mam gdzieś zasady panujące w tym kraju. Chcę zapisać moją siostrę, to ją zapisuję, więc proszę w trybie natychmiastowym zapisać moją siostrę na listę uczniów! – krzyknął Sherlock pochylając się nad biurkiem Greya.
John był przygotowany by złapać Sherlocka gdy ten będzie chciał uderzyć Christiana. Sherlock na szczęście opanował się ale nadal pochlał się nad biurkiem.
- Dobrze. Rozumiem. Zaraz podam panu kartę.. gdzie ona jest.. o tutaj. Proszę ją wypełnić – powiedział przestraszony Christian podając Sherlockowi kartkę z mnóstwem informacji do wypełnienia.
Sherlock zabrał kartkę i zaczął czytać.
-Imię, drugie imię, data urodzenia, PESEL, miejsce zamieszkania, imiona rodziców, numer telefonu rodziców. Skąd ja mam to wszystko wiedzieć? Nie wystarczy jak podam panu imię i nazwisko i pan wpisze ją na listę uczniów i po problemie?
- Przykro mi. Informacje, które znajdują się na kartce są niezbędne do zapisania pana siostry do naszej szkoły – powiedział dyrektor
- Idiota – powiedział Sherlock
- Sherlocku! – upomniał go John – Przepraszam za niego. Możemy zabrać tą kartkę do domu i przynieść ją wypełnioną później?
- Dobrze ale proszę przynieść ją jeszcze dzisiaj. – odparł Christian
- Dziękuję. Sherlocku wychodzimy. Do widzenia – rzucił John na pożegnanie.
Siedząc w taksówce John krzyczał na Sherlocka i krytykował zachowanie detektywa. Sherlock, jak zwykle, miał gdzieś co mówi o nim John. Przyjechali na Baker Street. Mieli zamiar poszukać dokumentów, aby znaleźć informacje do wypełnienia kartki, która pozwoli zapisać Madie do szkoły. Madie wyszła pozwiedzać miasto, więc John i Sherlock mogli spokojnie szukać. Szukanie zajęło im sporo czasu. Po kilku godzinach szukania aktu urodzenia w pudłach, po kilkunastu atakach kaszlu z powodu kurzu, po pięciu telefonach do rodziców Holmesa udało im się zgromadzić potrzebne informacje do wypełnienia zgłoszenia. John pojechał już do swojego domu. Następnie Sherlock zawiózł zgłoszenie do szkoły i zajechał do księgarni aby zakupić książki potrzebne Madie. Przed Sherlockiem było teraz najtrudniejsze zadanie. Trzeba powiedzieć Madie, że od jutra będzie chodziła do szkoły. Gdy detektyw przyjechał na Baker Street Madie była już w mieszkaniu i jadła płatki śniadaniowe na obiad. Gdy tylko Sherlock przekroczył próg domu Madie zapytała go:
- Gdzie byłeś? – Gdy zauważyła, że Sherlock trzyma siatkę zapytała - Co masz w tej siatce?
Sherlock nie bardzo wiedział od czego zacząć wyjaśnienia. Postanowił nie owijać w bawełnę.
- To są książki do szkoły. Od jutra zaczynasz naukę w londyńskiej szkole – powiedział z szerokim uśmiechem
Madie właśnie wkładała łyżkę z płatkami do buzi ale informacja, którą usłyszała sprawiła, że łyżka wyleciała jej z reki.
- Co? Jak to? Tak przecież nie można! – krzyknęła oburzona Madie
- Można, można. Takie są zasady. Do osiągnięcia pełnoletniości masz obowiązek nauki – powiedział spokojnie Sherlock
- Od kiedy cię obchodzą zasady panujące w tym kraju? – zakpiła Madie - Nie po to uciekłam z domu żebyś teraz ty posyłał mnie do jakiejś idiotycznej szkoły !
- Przykro mi bardzo. Mnie nie obowiązują zasady, ale ciebie tak! Tutaj masz plan lekcji- Sherlock podał Madie kartkę- Jutro rano o 7 pobudka. Idziesz do szkoły – powiedział Holmes z uśmiechem
- Ja się nigdzie nie wybieram. Nie zaciągniesz mnie do tego zbiorowiska idiotów. Nie uda ci się – powiedziała stanowczo Madie
- Nie pójdziesz po dobroci, to cię siłą zaciągnę – powiedział Sherlock kończąc rozmowę.
Następnego dnia rano Sherlock poszedł obudzić Madie. Dziewczyna protestowała, krzyczała, że ona nie zamierza iść do szkoły. Sherlock wyszedł z pokoju. Madie myślała, że wygrała starcie z bratem. Sherlock wrócił jednak po chwili z wiadrem, którego zawartość [woda] wylądowała na głowie Madie. Dziewczyna starała się uspokoić aby nie dać bratu triumfować. Sherlock widział, że Madie nie zamierza ruszyć się z łóżka, więc chwycił ją za nogi i wlekł ją po podłodze aż do salonu. Siostra wyrywała się ale Sherlock miał nad nią przewagę. Dziewczyna nie widząc szansy na wygranie uległa bratu i posłusznie ubrała się i poszła z nim do szkoły. Rodzeństwo poszło to gabinetu dyrektora. Christian nie był zadowolony z wyglądu dziewczyny. Czerwone włosy bardzo wyróżniały ją spośród innych uczniów. Grey jednak nie chciał krytykować dziewczyny w obecności Sherlocka, bo to mogłoby się źle skończyć. Dyrektor powiadomił dziewczynę o podstawowych zasadach panujących w szkole. Madie niezbyt uważnie słuchała słów dyrektora ale gdy wspomniał on o tym, że trzeba nosić mundurki dziewczyna chciała zacząć krzyczeć ale Sherlock poskromił ją swoim wzrokiem. Madie wraz z dyrektorem poszła na lekcję  a Sherlock zamierzał wrócić do mieszkania. Na pożegnanie powiedział Madie:
- Spróbuj tylko uciec ze szkoły a wtedy nie będzie miło – powiedział z uśmiechem i oddalił się w stronę wyjścia
Christian wprowadził Madie do klasy.
- Witajcie dzieci. Od dzisiaj będzie z wami do klasy chodziła nowa dziewczyna. Przedstaw się – Grey zwrócił się do Madie.
-Jestem Madleine Holmes – powiedziała Madie a po klasie przeszedł szmer zdziwienia
- Madeleine jest tutaj nowa, więc proszę pomóżcie jej zaklimatyzować się w naszej szkole i stwórzcie miłą atmosferę – powiedział dyrektor patrząc wymownie na grupkę chłopaków i dziewczyn.
Patrząc na nich od razu można było dostrzec, że są to klasowe ‘’gwiazdy’’. Dziewczyny wymalowane, jedna podobna do drugiej a i tak sądzą, że każda jest oryginalna. Chłopaki to typowi podrywacze, myślą, że mogą mieć każdą, bo są ładni.
Idioci – podsumowała w myślach swoją klasę, Madie.
- Madleine usiądź tutaj – powiedziała nauczycielka wskazując pierwszą ławkę - Rozpakuj się i obserwuj lekcję. Na razie nic nie wymagam od ciebie, bo nie wiem na jakim poziomie edukacji jesteś.
- Na pewno wyższym od ciebie – szepnęła do siebie Madie, ale nauczycielka nie usłyszała, bo była zajęta dokończeniem lekcji.
Lekcja przemijała bardzo wolno. Madie dziwnie się czułą przebywając w pomieszczeniu, w którym nikogo nie znała. W końcu zabrzmiał dzwonek. Madie szybko wyszła z klasy. Postanowiła, że pójdzie poszukać swojej szafki z numerem 167. Po kilkuminutowych poszukiwaniach Madie znalazła swoją szafkę. Niestety ‘’klasowe gwiazdy’’ stały tam zapewne czekając na nową uczennice. Madie uznała, że nie będzie się przed nimi chować i podeszła do swojej szafki.
- Przepraszam, mogłabyś się odsunąć? – powiedziała grzecznie Madie do blondynki
- Yyyy… nie? Nie odsunę się rudzielcu – powiedziała blondynka a reszta grupki wybuchła śmiechem
- Źle się wyraziłam. Masz się odsunąć, bo chcę dojść do szafki. – powiedziała Madie popychając blondynkę żeby utorować sobie dojście do szafki – I mam czerwone włosy a nie rude, także podejrzewam u ciebie lekki daltonizm.
Blondynka nie była przygotowana na to, że ktoś się jej sprzeciwi, więc z powodu braku argumentów odeszła, tłumacząc, że z idiotami nie gada.
- Skoro nie gadasz z idiotami, to jak ze sobą wytrzymujesz?! – krzyknęła za nią, triumfująco Madie.
Całej tej scence przyglądała się dziewczyna. Blondynka z przeważającymi czerwonymi pasemkami.
- No brawo! Podpadłaś naszym gwiazdom już pierwszego dnia! To chyba jakiś rekord – powiedziała dziewczyna
-  To nie żadne gwiazdy tylko banda idiotów - odpowiedziała Madie
- Miło to słyszeć. Zawsze wszyscy uważają, że oni są tacy fajni i w ogóle...
- Jestem inna. Nie cierpię idiotów, więc przy najbliższej okazji znowu będę ich wyzywać.
- Tak mi się wydaje, że się dogadamy - powiedziała dziewczyna z uśmiechem- Jestem Kooi a ty to Madeleine tak?
- Madie – poprawiła ją Holmes.

Trochę długi ten rozdział ale mam nadzieję, że ktoś go przeczyta i, że się spodoba :D Zachęcam do wyrażenia opinii na temat opowiadań, bo chciałybyśmy wiedzieć czy to co piszemy ma jakiśkolwiek sens. Dziękujemy bardzo za ponad 700 wyświetleń. Bardzo nas cieszy, że ta liczba dość szybko rośnie :D Zachęcam do lektury i miłego dnia // Justyna c;   
EDIT : już ponad 800 wyświetleń :D DZIĘKUJEMY ! ;)