Chyba pierwszy raz Madie była w tak
ogromnym niebezpieczeństwie nie mogąc liczyć na pomoc brata.
Dziewczyna była sparaliżowana. Nie wiedziała co zrobić. Strach ją
przerósł. Nagle otworzyły się drzwi. Madie zamknęła oczy i już
przygotowała się na możliwość, że może zaraz umrzeć.
Dziewczyna zebrała w sobie resztki odwagi, otworzyła oczy,
spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła…Philipa Andersona. Madie
poznała go gdy razem z Sherlockiem poszli na komisariat załatwić
jakieś sprawy papierkowe. Błagał by przyjęli go z powrotem do pracy. Dziewczyna zdążyła już się
przekonać, że Anderson to niesamowity idiota i tak jak Sherlock nie przepadała
za nim. Dla dziewczyny zobaczenie tego idioty w drzwiach sprawiło,
że natychmiastowo poczuła ulgę. Strach ją opuścił ale czy na
długo?
- Hey Anderson. Co u ciebie? Jak to
możliwe, że taki idiota jak ty dojechał na miejsce przed
zabójcami? – zakpiła z niego Madie
Anderson uśmiechnął się
- Zobaczymy kto się będzie śmiał
ostatni - powiedział i wyciągnął pistolet z kieszeni i wycelował
w leżącego na podłodze Sherlocka - A teraz na ziemie laluniu i leż
spokojnie chyba, że chcesz żeby twój braciszek zginął.
- Osz ty wredny draniu, zdrajco! -
krzyczała Madie - Niech się tylko Lestrade dowie. Zginiesz…
- Zamknij się. Nikt się o tym nie
dowie. Świadków żadnych nie ma a ty jeszcze dzisiaj zginiesz -
powiedział Anderson
Madie przestraszyła się ale nie dała
tego po sobie poznać. Znowu zaczął rzucać wyzwiska w stronę
Andersona ale ten kazał zawiązać jej usta i przy okazji związać
jej ręce, co poskutkowało tym, że Madie nie była w stanie się
ruszyć, ani nawet zawołać o pomoc. Anderson i jego dwóch
pomocników zajęło się szukaniem jakiejś rzeczy, na której
widocznie bardzo im zależało. Madie rozważała możliwość
ucieczki. Drzwi były niedaleko, jednak fakt, że była skrepowana
nie pomagał jej. Zanim dziewczyna zdążyłaby wstać Anderson już
by ją dopadł.
- Może warto spróbować - powiedziała
do siebie dziewczyna i zerwała się z podłogi w jednym,
błyskawicznym ruchu.
Madie sama była zdziwiona, że tak
szybko udało jej się wstać ale postanowiła nie marnować czasu i
rzuciła się biegiem w stronę drzwi. Oszołomieni bandyci zaczęli
gonić uciekinierkę po kilku sekundach co dało Madie trochę
przewagi. Dziewczyna dobiegła do drzwi, wybiegła na podwórko i
została złapana przez jeszcze jednego pomocnika Andersona, który
pilnował drzwi.
- Szlag! - krzyknęła Madie - puśćcie
mnie!
- Bo co? – powiedział ze śmiechem
jeden z pomocników
- Bo jak ci się zaraz odwinę to
będziesz u sąsiada zębów szukał- powiedziała Madie szarpiąc
się niemożliwie, jednak mężczyzna, który ją trzymał był
silny, więc nic to Madie nie dało.
- Lalunia, uspokój się, bo się
jeszcze zmęczysz - zakpił z niej Anderson
Madie nie mogła znieść myśli, że
zostaje obrażana przez takich idiotów. Anderson podszedł do
mężczyzny leżące w kącie, przeszukał go i znalazł to czego
szukał: pendrive. Madie nie miała pojęcia co może znajdować się
na tejże rzeczy.
- Dobra. Spadamy stąd. Popatrzcie czy
nie zostawiliście za sobą żadnych śladów. – powiedział
Anderson - bo jeszcze pan wszechwiedzący odgadnie kto tu był -
mówiąc to Anderson podszedł do Sherlocka leżącego na ziemi i
wymierzył mu solidnego kopniaka w brzuch.
- Sherlock! - krzyknęła przestraszona
Madie.
Niestety nogawka spodni Andersona
zahaczyła o guzik marynarki i spodnie rozerwały się zostawiając
kawałek materiału na guziku marynarki detektywa. Anderson tego nie
zauważył.
- Pośpieszcie się. Nie mamy dużo
czasu. Zaraz wszyscy się ockną.
W pospiechu wszyscy oddalili się z sali balowej. Madie został wepchnięta na tył auta, obok niej
usiadł jeden z pomocników Andersona. Madie nie miała pojęcia
gdzie jedzie. Bardzo się bała. W myślach modliła się, żeby
Sherlock obudził się i odnalazł ją, bo przestraszona dziewczyna
nie miała pojęcia co ci mężczyźni chcą z nią zrobić.
Tymczasem Sherlock zaczął odzyskiwać
świadomość. Wydawało mu się, że leży sobie spokojnie w łóżku
ale nagle poczuł zimno bijące od podłogi.
Czyżbym zasnął na podłodze? –
pomyślał
Zapach unoszący się w powietrzu też
nie pasował do jego domu. Sherlock nagle oprzytomniał. Przypomniał
sobie co się działo. Skoczył na równe nogi, rozejrzał i od razu
zauważył.
- Madie – szepnął błagalnym tonem
Wokół detektywa ludzie po kolei
zaczynali się budzić. Nikt nie był w stanie wyjaśnić co się
stało. Sherlock biegał jak oparzony z nadzieja, że zaraz zza rogu
wyjdzie Madie. W końcu Holmes wziął się w garść.
- Znajdą ją. Do cholery znajdę ją!
- powiedział sam do siebie.
Sherlock chciała poprawić marynarkę
i wtedy zauważył kawałek materiału zahaczony o guzik.
- Szlag! Znowu rozerwałem… to
przecież nie moje. Co to jest? I skąd się tu wzięło?
Sherlock dokładnie obejrzał kawałek
materiału. Wiedział, że zna kogoś kto nosi takie spodnie ale ni
umiał sobie przypomnieć kim jest ta osoba. Strach o Madie
paraliżował umysł Holmesa. Sherlock bardzo bał się o siostrę.
Już miał przed oczami wizję, jak jego matka wyskakuje na niego za
to, że nie dopilnował siostry. Ta wizja się mu nie podobało. Nie
mógł dopuścić, by się spełniła.
- Do cholery! Sherlocku skup się.
Musisz odnaleźć Madie. Szybko!
Gdy Sherlock się bał i nie umiał się
opanować często przeklinał. To był jeden z tych momentów gdy z
ust detektywa wychodziły takie słowa, jakich nikt nie używał.
Nagle przed Sherlockiem stanął obraz Andersona.
- Co ten idiota robi w moim umyśle? -
spytał sam siebie błagalnie - Anderson? Cóż znowu ten
niegodziwiec uczynił? Ahhh tak spodnie. Że też ja na to nie
wpadłem. Ale co on do diaska tutaj robił. Czyżby to on porwał
Madie. Niemożliwe. Ten idiota nie byłby w stanie obmyślić takiego
dogranego planu. Ale… może akurat. Mógł planować zemstę za te
wszystkie lata poniżania go. Nie to absurdalne. – Sherlock
prowadził monolog wewnętrzny. Tak trudno mu było racjonalnie
myśleć. Liczyło się dla niego tylko to, żeby odnaleźć Madie
żywą!- Zaufam intuicji. Idę szukać Andersona.
Powiedziawszy to Sherlock pospieszył
ku drzwiom. Biegnąc, krzyknął:
- Pędzę na ratunek. Madie żyj!
Ludzie znajdujący się w sali patrzyli
za wybiegającym Holmesem
- Wariat - stwierdził mężczyzna w
zielonym krawacie - Pewnie za ukochaną się ugania.
Sherlock złapał taksówkę i pojechał
do swojego mieszkania. Szybko wyciągnął laptopa i zaczął
namierzanie telefonu Andersona.
- Anderdon na pewno nie jest tak
inteligentny, by wyrzucić telefon - zakpił sobie Sherlock
Wyszukiwanie trwało chwilę. Sherlock
był na skraju cierpliwości i wytrzymałości. W końcu usłyszał
długo wyczekiwany dźwięk, który miał oznajmić, że poszukiwanie
zostało zakończone. Sherlock doskoczył do laptopa. Spojrzał na
adres i już wiedział, że Madie jest z Andersonem. Sherlock złapał
pierwszą lepszą taksówkę. W trakcie jazdy Holmes nieustannie
pośpieszał kierowcę, groził mu. Kierowca pod wpływem detektywa
jechał o wiele za szybko niż powinien. Gdy tylko taksówka się
zatrzymała Sherlock wyskoczył z niej i pędem pobiegł do
opuszczonego domu. Ta dzielnica nie wyglądała zbyt ładnie. Pełno
tutaj opuszczonych domów, starych ruder. Tutaj praktycznie nikt nie
mieszkał.
- Idealne miejsce na przetrzymywanie
więźniów – pomyślał Sherlock i wszedł do domu
Ogarnął go zapach zgnilizny. Holmes
usłyszał głos, a nawet 3 głosy i jeszcze jęki. Przytulony do
ściany detektyw próbował się obeznać z kim ma do czynienia. Od
razu rozpoznał głos Andersona. Oprócz tego idioty było tam
jeszcze 2 innych mężczyzn, zapewne tak samo idiotycznych jak
Anderson. A jęki należały nie do kogo innego jak Madie. Dziewczyna
miła skrępowane ręce, nogi. Usta też miła związane.
Zapewne stawiała opór - pomyślał
Sherlock
Mężczyźni rozmawiali o tym co zrobić
z Madie. Sherlock postanowił, że musi działać.
- Witam szanownych panów! Mogę
dołączyć do waszego skromnego przyjęcia? Panuje tu taka miła
atmosfera – powiedział detektyw z uśmiechem
- To znowu ty? – powiedział Anderson
- Milcz idioto – powiedział
obojętnie Sherlock
- Gdybyś nie zauważył mam broń - w
tym momencie Anderosn pomachał pistoletem - więc uważaj z
wyzwiskami.
- Lubię nazywać rzeczy po imieniu.
Jesteś idiotą, więc tak będę cię nazywał. – powiedział
Sherlock z szerokim uśmiechem.
Anderson nie wiedział co ma zrobić,
więc wycelował broń w Madie.
- Odszczekaj to albo twoja siostra
zginie! - krzyknął
- Hau, hau!
Sherlock nic sobie nie robił z gróźb
Andersona. Ten człowiek nie był zdolny do takich rzeczy.
- Andersonie, obaj wiemy, że nikogo
nie zastrzelisz. Odłóż ten pistolet, bo jeszcze sam sobie zrobisz
krzywdę.
Anderson był rozzłoszczony do granic
możliwości. Nacisnął spust pistoletu. Kula poleciała. Sherlock
runął na Andersona. Madie spadła z krzesła pod wpływem
uderzenia. Starszy Holmes unieszkodliwił Andersona i podbiegł do
Madie.
- Madie! Madie! Madie! – krzyczał
zrozpaczony detektyw - Żyj! Nie możesz odejść!
Sherlock klęczał nad Madie. Twarz
miał ukrytą w dłoniach.
- W końcu zajęcia teatralne się na
coś przydały - powiedziała Madie dusząc się ze śmiechu
- O ty! – krzyknął Sherlock z
oburzeniem
Był zły, że siostra go nabrała ale
sytuacja była wprost komiczna, więc nie mógł się nie roześmiać.
W końcu przybyła policja i sprawiedliwie osądziła Andersona.
Rodzeństwo rozmawiało z Lestradem. Gdy rozmowa się skończyła
rodzeństwo zmierzało w stronę Baker Street. Szli w ciszy, którą
niespodziewanie przerwała Madie:
- Dziękuję
- Nie ma za co – odpowiedział
łagodnie brat
- Uratowałeś mi życie! Chyba mam za
co dziękować!
- Nie miałem innego wyboru. Matka by
mnie zamordowała gdyby dowiedział się, że umarłaś przeze mnie
Madie oczekiwała, że brat powie coś
bardziej uczuciowego ale zrozumiała, że jej brat nie ma uczuć. Po
chwili jednak Sherlock powiedział.
- Jesteś też moją siostrą, a to do czegoś zobowiązuje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście
ale cierpiałam na brak weny i chęci. Zachęcam do komentowanie i
życzę miłego dnia. // Justyna c;