środa, 30 lipca 2014

Rozdział 11

BUM !
- Co do...!? - krzyknęła Madie obudzona gwałtownie ze snu – Sherlock! - krzyknęła i wybiegła ze złością ze swojego pokoju. To co zobaczyła sprawiło, że stanęła jak wryta. W kuchni tapety całe spalone. Meble osmalone, a w podłoga cała czarna. W salonie zasłony nadal się paliły, ale reszta salonu wyglądała w miarę normalnie. Jednak największe zaskoczenie wywołał Sherlock. Jego szlafrok uległ osmaleniu, tak jak reszta ciała przez co wyglądał jak murzynek... bardzo brzydki murzynek. Madie chichotała a po chwili wybuchnęła śmiechem. Sherlock patrzył na nią nadąsany.
- Powiedz mi Sherlock – powiedziała Madie zwijając się ze śmiechu – jak ty to zrobiłeś?
- No cóż... mała miarka trotylu zmieszał się z acetonem i wyszło jak wyszło – odparł – eksperyment oczywiście.
W tym czasie do mieszkania na górze wparowała pani Hudson w szlafroku. Zaczęła wytykać Sherlockowi za zniszczenia :
- To już piąty raz w ciągu dwóch miesięcy! Tym razem ty płacisz za remont! - i tak wymieniała aż zabrakło jej tchu, widocznie była zła. Jednak po chwili wrócił jej ''babciny'' uśmiech i zaczęła śmiać się z Sherlocka razem z Madie.
Sherlock z kwaśną miną oznajmił, że idzie skorzystać z prysznica, a one mają posprzątać.
W czasie gdy on się kąpał one oglądały zniszczenia. Pani Hudson wyceniła je na 500 funtów i już dzwoniła po fachowca, który bywał u nich często. Holmes wyszedł z łazienki czysty i ubrany... właściwie owinięty prześcieradłem.
- Jeszcze nie posprzątałyście? - zapytał naiwnie jak dwuletnie dziecko.
- Nie Sherlocku, akurat zgubiłyśmy nasze różdżki... - odpowiedziała z ironią Madie – a teraz powiedz nam skąd weźmiesz 500 funtów ?
- O dziwo ludzie mi płacą, także mam pieniądze – wyjaśnił krótko.
Na tym skończyła się ranna przygoda, jednak jej skutki utrudniały rodzeństwu cały dzień. Madie chcąc sięgnąć do chlebaka zrozumiała, że chlebaka już nie ma. Sherlock biorąc ludzką głowę do sekcji zorientował się, że nie ma włosów. A poza tym jak gdyby nigdy nic, do czasu aż przybył rzekomy fachowiec... Po oglądnięciu zniszczeń stwierdził:
- No cóż... tapety do wymiany, podłoga również się o to prosi, meble zniszczone… - wymieniałby tak dalej gdyby Sherlock mu nie przerwał.
- Nie obchodzi mnie co jest zniszczone, oczekuje, że weźmie się pan do roboty i jutro będzie gotowe!
- Ale przecież, to zajmie cały tydzień! - wykrzyknął zdziwiony.
- W takim razie... proszę stąd iść! Ktoś inny może nie będzie takim idiotą jak pan i będzie potrafił zrobić to szybciej – i wygonił ''fachowca'' z mieszkania.

W tym czasie Madie była w szkole na niesamowicie zajmującej lekcji angielskiego. Jej wkład w te lekcje ograniczał się do rozmawiania szeptem z Kooi i myśleniem o nowych sprawach. Tych za to do wyboru mieli z Sherlockiem dużo, jednak każda z nich była poniżej ‘’siódemki’’. Jeśli jednak Sherlock zdecydował się na jakąkolwiek sprawę, to ona dowiadywała się o tym po jej rozwiązaniu. Sherlock wciąż nie przyzwyczaił się do jej towarzystwa w czasie spraw, więc kiedy tylko mógł ‘’pożyczał’’ Johna od Mary. Jednak ona od pewnego czasu także prowadziła własną działalność… w szkole. Razem z Kooi zaprojektowała plakat oznajmujący, że prowadzi działalność detektywistyczną. Teraz miała pełno spraw typu : ‘’Zgubiłam gumkę do włosów’’ czy ‘’Ktoś ukradł moją piłkę do koszykówki’’. Te sprawy nie zadowalały jej zbytnio ale zawsze była to jakaś rozrywka. Jednak dziś na Jenna, jedna ze ‘’szkolnych gwiazd’’,  poprosiła ją o pomoc. Otóż jej szyfr do szafki został złamany i ktoś wykradł z niej jej pamiętnik i ‘’najnowszą markową bluzkę, którą zamierzała dać swojej najlepszej przyjaciółce’’. Zaskoczyła ją ta prośba ale się zgodziła. Mogłaby chamsko odpowiedzieć, nie zgodzić się i zachować się jak Sherlock ale jednak miała jeszcze krztę dobroci w sobie. Uznała to też za ciekawą sprawę, więc to przeważyło na rzeczy. Po lekcjach miała się spotkać z nią na ‘’miejscu zbrodni’’ jednak przeszkodziła jej pewna rzecz. Mianowicie po zabrzmieniu dzwonka wyszła z klasy… zastając przy niej Sherlocka. Zaskoczyło ją to. Sherlock do nie dawna nie wiedział gdzie jest szkoła, więc nie wiedziała jak zdołał odnaleźć jej klasę, jednak postanowiła zostawić to pytanie bez odpowiedzi.
-  Co tu robisz? – zapytała udając obojętność. W głębi duszy chciała jak najszybciej dowiedzieć po co brat tu przyszedł. Może wreszcie zabierze ją na jakieś miejsce zbrodni lub przedstawi jakąś zagadkę.
- Zamierzam Cię zabrać do sklepu – odpowiedział.
Madie czuła, że nie chodzi o zakup ubrań jednak postanowiła zapytać:
- Sklepu odzieżowego? Sprecyzuj dokładniej…
- Weź pod uwagę fakt, że dziś rano nastąpił u nas w domu wybuch a fachowiec był idiotą. A poza tym masz już pełno ubrań.
- Sherlock, proszę, tylko nie mów mi, że wmówiłeś sobie, że sam zrobisz remont? A poza tym ubrań nigdy za wiele! – odparła Madie
- Poprawka, nie zrobię go sam. Zrobię go z tobą – odparł z uśmiechem – a teraz w każdym razie jedziemy do sklepu budowlanego.
- Eee… właściwie to… - próbowała się wykręcić, gdyż nie zbyt fascynował ją świat farb i tym podobnych – to… mam sprawę! – w porę przypomniała sobie o Jenny.
- Och daj spokój – rzekł Sherlock – zapewne nie jest to jakaś interesująca rzecz… – próbował ją przekonać.
- A owszem jest. Dlatego ty jedziesz sobie poszukać tapet czy czego a ja idę rozwiązać zagadkę! –odwróciła się i ruszyła w stronę przeciwną do Sherlock , ale po paru krokach dogonił ją Sherlock, chwycił za ramię i zaczął prowadzić w stronę wyjścia.  Zrozumiała, że nie wymiga się od wyjazdu do sklepu, ale przynajmniej może oddlić go na poźniej.
- Dobra. Pojadę z tobą ale najpierw moja sprawa! – powiedziała Madie z uporem.
Sherlock się zgodził, więc obydwoje ruszyli w stronę szafki Jenny. W drodze Madie przedstawiła bratu sytuacje. Nie uznał ją za interesującą, ale musiał ją rozwiązać gdyż chciał mieć ją przy sobie w sklepie. Miał nadzieje, że siostra ma większe doświadczenie w remontach. Jenne spotkali przy jej szafce, tam gdzie miała czekać na Madie. Nie spodziewała się jednak, że przybędzie ona ze światowej sławy detektywem. Spłonęła rumieńcem gdy zmierzył ją wzrokiem.
- Eee… dzień dobry panie Sherlocku – zaczęła z uśmiechem.
Zignorował to.
- Jenna, to może pokażesz mi swoją szafkę, co? – zapytała Madie zirytowana. Zauroczyła się w jej bracie czy co?
- Co.. ee.. ach tak. Proszę tutaj - wskazała ręką nie odrywając wzroku od Sherlocka.
Rodzeństwo obejrzało ‘’miejsce zbrodni’’, a Sherlock w myślach zaczął snuć teorie, potrzebował tylko jednego szczegółu…
- Wiesz kiedy to się stało? – zapytał dziewczynę.
- Yyy.. no cóż … eee.. między trzecią a czwartą lekcją, miałam wtedy biologię. Podejrzewam, że zrobił to woźny. Tak woźny - potwierdziła widząc zdziwione spojrzenie Madie -  ma córkę w moim wieku. Pewnie zobaczyła tą bluzkę a tatą ją ukradł dla niej – widocznie próbowała zaimponować Sherlockowi swoim zmysłem dedukcji i inteligencją ale na nic. Kompletnie zignorował jej teorie.
- A twoja przyjaciółka też była na biologii? – zapytał z irytacją. Męczyła go ta udawana inteligencja.
- Tak… źle się poczuła i poszła do pielęgniarki. Chyba jej pan nie podejrzewa? – zapytała z przestrachem w głosie.
Na tę informacje Sherlock wyciągnął głowę z szafki i powiedział z miną ‘’wszystko wiem’’ :
- Powinnaś sobie poszukać nowej koleżanki. Ukradła bluzkę - bo ci jej zazdrościła, a pamiętnik – bo była ciekawa twoich sekretów. Znajdziesz te rzeczy w jej zielonej torbie – powiedział wyciągając z szafki pincetą parę zielonych nitek.
- Skąd pan wie, o zielonej torbie?
- Zdjęcie tu wiszące przedstawia ciebie i ją z zieloną torbą. Gdy szła do gabinetu pielęgniarki musiała wziąć te rzeczy. Na przyszłość, nie dawaj nikomu szyfru do szafki – to wszystko powiedział beznamiętnym tonem.
Jenna stała z rozdziawioną buzią i powiedziała :
- Ale, ale… Alison nie zrobiłaby tego nigdy! – zaczęła sprzeciwiać się niezaprzeczalnym faktom.
- Jesteś bardzo naiwna – lub głupia dodał Sherlock w myślach - znajdź sobie nowe towarzystwo. Albo bądź sama, też ci to wyjdzie na dobre…
Madie zaczęła odciągać Sherlocka od biednej dziewczyny. Nie chciała by zaczął swój wywód i zniszczył jej psychikę. Byli już przy drzwiach gdy dogoniła ich Jenna.
- Panie Sherlock – zaczęła – dziękuje.
Sherlock zbaraniał. Rzadko kto mu dziękował. Nie za bardzo wiedział jak zareagować. Już miał rzucić jakąś sarkastyczną uwagę gdy dziewczyna powiedziała nieśmiało:
- I… czy mogę prosić o… autograf ? – i podała mu zeszyt z długopisem.
Sherlock był bardzo zdezorientowany. Spojrzał na Madie pytająco, a ta pokiwała głowa na znak, by zrobił to co chciała Jenna. Sherlock dał autograf ‘’fance’’ i wyszli z siostrą ze szkoły. Madie dusiła w sobie śmiech, jednak nie udawało jej się to.
- No co? – burknął
- Widzę, że wreszcie zainteresowałeś sobą kobietę, zawsze jakiś postęp – śmiała się.
Sherlock puścił to mimo uszu. Wsiedli do taksówki i pojechali do najbliższego sklepu budowlanego. Tam spędzili godzinę wybierając tapetę do kuchni, różne kleje i narzędzia potrzebne do remontu. Właściwie to z tym uwinęli się w dwadzieścia minut, byli bardzo zdecydowanymi ludźmi. Resztę czasu zajęło im wykłócanie się ze sprzedawcami oraz innymi klientami. Po zakupach przyjechali do domu i rozłożyli się z rzeczami. Przebrali się w odpowiednie ubrania. Madie zrobiła nawet odpowiednie czapki malarskie z papieru, której Sherlock za nic nie chciał włożyć. Już mieli zabrać się do remontu gdy dotarło do nich, że… nie wiedzą co i jak mają zrobić. Informacje, które zostawił im fachowiec były zbyt ogólne. Wiadome było, że trzeba wymienić panele, tapety i meble, ale w jakiej kolejności? Tego nie wiedzieli. Postanowili skorzystać w Internetu. Dowiedzieli się, że trzeba zacząć od paneli. Wynieśli zbędne meble i ochoczo zabrali się do pracy. Szło im to trochę pokracznie ale dawali radę. W końcu był to wszech wiedzący Sherlock i prawie dorównująca mu siostra. Gdy skończyli najtrudniejszą część czyli odrywanie paneli, a raczej pozostałości paneli, zabrali się do kładzenia nowych paneli. Przy tej części szło im trochę łatwiej, więc Madie postanowiła zacząć rozmowę i poruszyć temat, który dręczył ją od paru dni.
- Jak myślisz, dlaczego Anderson to zrobił? – zapytała
- Pewnie z zemsty za te wszystkie lata dręczenia i poniżania go – odparł spokojnie Sherlock – ale wątpię by sam to wykombinował, musiał działać na zlecenie kogoś.
- Tak, tak… jak myślisz kto to? Moriarty? – zapytała śmiało.
- Tak właściwie to… nie mam pojęcia – przyznał się Sherlock – ostatnim razem jego intrygi nie były tak nieprzewidywalne. Musimy czekać na jego następny ruch – powiedział ponuro.
- A wracając do Andersona… kiedy ma się odbyć jego przesłuchanie i rozprawa? - zapytała Madie.
- Jutro. Wiesz, że mamy w niej uczestniczyć? John mnie zadręczał żeby nie pozwolił ci zeznawać, że jakiś szok możesz przeżyć. Nie zapamiętałem dokładnie – uśmiechnął się pod nosem.
Madie chciała rzucić jakąś ciętą uwagę ale była zbyt zmęczona. Nie skończyli nawet połowy podłogi, a ona już padała. Sherlock także, było widać.
- To co może na dzisiaj koniec?- zapytała z nadzieją
Sherlock skinął głową i razem z Madie poszedł do salonu odpocząć. Sherlock zaczął rozmowę.
- Nadal nie rozumiem celu tej całej maskarady Andersona. Po co cię porwał i uśpił około dwustu ludzi? Wątpię by zamierzał cię zabić a to, że mnie nastraszył wydaję się błahym powodem.
- Może mały pokaz mocy M? – zasugerowała dziewczyna.
- Nie, nie… tu chodziło o coś więcej – odpowiedział zamyślony Sherlock.
- A co z tym pendrivem ? – zapytała Madie.
- Jakim pendrivem ? – zapytał zdziwiony Sherlock.
- Chyba zapomniałam powiedzieć, że wyciągnął z kieszeni jakiegoś starego człowieka pendrive… wiesz było duże zamieszanie – wyjaśniła zakłopotana Madie.
- Hmm… dołączę to do pytań, które mu jutro zadam – uśmiechnął się ironicznie – ale faktycznie, szkoda, że dopiero teraz mi to mówisz. To może być klucz do rozwiązanie zagadki.
Siedząc na cudem ocalałej kanapie, podziwiając mały efekt  ich pracy. Zaczęli się przekomarzać i gadać o błahostkach.
    Sherlock się zmienił. Na początku był oschły i zamknięty w sobie. A teraz proszę, potrafi gadać o normalnych rzeczach. Nie wierzę, że jak tak na niego działam – pomyślała uśmiechając się Madie. Obserwowała właśnie ze śmiechem jak Sherlock próbuję uwolnić się od foli malarskiej, którą perfidnie owinęła mu wokół głowy. Właśnie zadzwoniła jego komórka. Sherlock śmiejąc się jeszcze odebrał ją. Po usłyszeniu wiadomości, jego uśmiech znikł.
- Anderson uciekł… - oznajmił siostrze rozłączając się – dzwonił Lestrad, mamy jechać do jego celi w więzieniu. Ponoć ten kto mu pomógł zostawił wiadomość – powiedział beznamiętnie.
Madie osłupiała. Tego się nie spodziewała. Nie potrafiła ukrywać swojego zdziwienia równie dobrze jak Sherlock. Tak wiedziała, że jest zdziwiony, też nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Pojechali do więzienia taksówką. Na miejscu czekał Greg i zaprowadził ich do celi. Po drodze wyjaśnił, że lepiej jeśli sami to zobaczą. Ściany celi Andersona wypełniały imiona, wiele imion a na środku napis. ‘’ZNISZCZYĆ, ZABIĆ,’’.
- Nie wierzę, że Anderson to zrobił – wyszeptała Madie.
- Wykryto u niego problemy psychiczne – wyjaśnił Lestrade – a to znaleziono pozostawione na jego łóżku - i podał im kopertę zaadresowaną do obecnego tam rodzeństwa. Brzmiała ona tak : 
‘’ Nigdy się do mnie nie zbliżycie, nawet przez takich idiotów jak on. Ewentualnie ja zbliżę się do was… oczekujcie mojego następnego kroku, nic innego nie dacie rady zrobić.  M²’’   
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest następny rozdział ;) Przepraszam, że tak długo czekaliście ale dopadły mnie wakacje, leń, mundial i wiele innych. A co do rozdziału mam nadzieję, że się podobał i miło się czytało. Zachęcam do komentowania, gdyż bardzo ciekawi nas wasza opinia. Możecie także polecać nasz blog swoim znajomym ;) Dziękujemy także za wyświetlenia ;) ! Do następnego rozdziału ! // Kopenhaga ;D