Sherlock nerwowo krążył po pokoju.
-Jak to się mogło stać. Jak? Nienawidzę cię. Słyszysz? N I E
N A W I D Z E. Przeliterować ci to?- krzyczał wzburzony detektyw do sufitu
- Sherlock złotko –
zaczęła słodko Madie - Ten biedny sufit nic ci nie zrobił. Przestań na niego
krzyczeć, bo inaczej się obrazi i sobie pójdzie. Nie wiem jak ty, ale ja nie
zamierzam mieć wieży astronomicznej w pokoju.
Sherlock odwrócił się w stronę Madie.
- Daruj sobie tą swoją idiotyczną gadkę, bo…
- Bo co? – Madie uśmiechnęła się szyderczo - Braciszku wiem,
że jesteś idiotą, ale chyba zauważyłeś, że się ciebie nie boję. I pamiętaj, że
w każdej chwili mogę się przyłączyć do
Mormantiego czy jak mu tam na imię. A jeżeli będziesz sam to niezbyt wiele wskórasz.
– powiedziała i odwróciła się by wyjść z salonu.
- Madleine! – powiedział Sherlock, chwytając siostrę za
ramię - Po pierwsze nie podważaj mojego autorytetu. Po drugie ja mogę cię
wyrzucić z tego domu, co sprawi, że będziesz musiała się wynieść pod most. Po
trzecie to jest Moriarty, a po czwarte to nie jest powód do żartów.
- O proszę, proszę. Kiedy ty się taki poważny stałeś, żeby
mi kazania prawić i od kiedy są rzeczy,
z których żartować nie można. Przecież jesteś sławnym Sherlockiem Holmesem.
Najbardziej irytującym i bezuczuciowym człowiekiem, który żartuje z
wszystkiego.
- MORIARTY TO NIE POWÓD DO ŻARTÓW! To poważna sprawa. On
jest w stanie nas zabić a ty mówisz o przyłączeniu się do niego.
- Dla twojej wiadomości każdy może nas zabić. Chyba, że ty
jesteś wampirem i tylko moc Moriatiego
może cię zabić - powiedział Madie z uśmiechem ale natychmiast spoważniała - Z innych ludzi żartujesz do woli, więc czemu
ja nie mogę pożartować sobie z jedynego człowieka, który jest inteligentniejszy
od znanego geniusza Holmesa.
- On nie jest inteligentniejszy! On jest anonimowy i to mu
daje przewagę, co nie znaczy, że jest inteligentniejszy.
- Oho, no tak. Zapomniałam, że nie ma człowieka
inteligentniejszego od ciebie. Zapomniałam i przepraszam za taką zniewagę -
powiedziała dziewczyna z sarkazmem.
- O co tak właściwie ci chodzi?
- O to, że uważasz się za pępek świata. Ty wszystko możesz
ale inni najlepiej by było gdyby w ogóle nie istnieli. Jesteś pieprzonym
egoistą i chyba nie muszę ci mówić gdzie możesz sobie iść z tą swoją cholerną
inteligencją i sławą.
- Madie nie przeklinaj - powiedział Sherlock spokojnym tonem. Starał się
opanować. Wiedział, że kłótnia z Madie nie wyjdzie mu na dobre. – Nie kłóćmy
się. Lepiej skupmy się na Moriartym i jego planach.
- Ah i oto właśnie prawdziwy Sherlock Holmes. Nigdy nie
zrozumiem twojego systemu wartości. Mógłbyś przeprosić i wszystko mogłoby się dobrze skończyć, ale
nie. Ty musiałeś odwołać się do swojej pracy i wiesz co radź sobie sam. Ja ci
pomagać nie będę. – Madie rzuciła w Sherlocka rolką tapety, odwróciła się na
pięcie i pomaszerowała do swojego pokoju.
Rolka tapety odbiła się od Sherlocka i spadła na stolik,
zrzucające będące tam filiżanki po herbacie, filiżanki rozbiły się z głośnym
trzaskiem, ale Madie się nie odwróciła, by sprawdzić co się stało. Nawet gdyby
sufit się załamał i spadł Sherlockowi na głowę ona by nie pomogła. Nawet palcem
by nie skinęła w jego stronę. Madie wpadła do swojego pokoju, rzuciła się na
łózko, gwałtownie wstała, targnęła walizkę i położyła ją na łóżku. Zaczęła po
kolei opróżniać wszystkie półki i szafę
z ubraniami. Wszystko wrzucała do walizki. Było tego tak dużo, że Madie miała
problem upchać tam buty. W przypływie desperacji dziewczyna cisnęła butami w
okno. Siłą wyrzutu była na tyle duża, że szyba rozbiła się w drobny mak.
- Ciężkie te buty – pomyślała Madie i uśmiechnęła się w
duchu, ale uśmiech natychmiast znikł.Madie wypadła z pokoju na korytarz niczym
błyskawica, a nawet szybciej. Siła, z którą Madie otworzyła drzwi
najprawdopodobniej zostawiła ślad w ścianie, ale Madie miała to gdzieś. Teraz
to ona bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia byłaby w stanie zdemolować całe
mieszkanie na Baker Street. Sherlock wynurzył się z kuchni gdy Madie była już w
salonie.
- Czyś ty całkiem rozum postradała? Gdzie ty się wybierasz?
Czy ty wybiłaś okno? Nie musiałaś przy
okazji drzwi demolować? Co ty sobie
wyobrażasz? A filiżanki pani Hudson? Ta poczciwa staruszka chyba cię zabije! –
wyrzucił z siebie Sherlock jednym tchem. Teraz zauważył coś jeszcze.- Po co ci
walizka? – spytał podejrzliwie
- To nie twój interes!
-Jesteś pod moją opieką, więc mam prawo wiedzieć.
- Mogłabym sama się sobą opiekować i lepiej bym na tym
wyszła niż gdy ty mnie niańczysz.
- Madie!
Sherlock chciał coś jeszcze powiedzieć, ale Madie mu
przerwała.
- WYPROWADZAM SIĘ!
Detektywa zamurowało na kilka sekund. Madie ruszyła ku
wyjściu.
- Gdzie zamierzasz mieszkać?- zapytał brat,
Dziewczyna łaskawie się odwróciła i odparła:
- Jak najdalej od ciebie.
Powiedziawszy to wyszła. Gdy była już przy głównych drzwiach
wyjściowych usłyszała głos Sherlocka:
- A idź dokąd chcesz. Nie potrzebuję cię.
- Nienawidzę cię – odkrzyknęła Madie
Oboje kłamali.
***
SHERLOCK
Na Baker Street zapanowała napięta atmosfera. Pani Hudson
nie odzywała się do Sherlocka. Staruszka była przyzwyczajona do kłótni rodzeństwa, więc zignorowała głośne krzyki i trzaski dochodzące
z piętra. Mieszkając pod jednym dachem z Holmesem, a później również z jego
siostrą zdążyła się przyzwyczaić do takich rzeczy. Zaniepokoiła się dopiero, gdy usłyszała Madie
krzyczącą ‘’nienawidzę cię’’. Takie słowa często padały w tym mieszkaniu, ale
zaraz po tych słowach drzwi wejściowe zatrzasnęły się z takim trzaskiem, że aż
ulubiony wazon pani Hudson spadł z półki.
- No nie! Tego już za wiele- powiedziała gosposia sama do
siebie i żwawo podreptała na piętro.
Zastała Sherlocka w salonie. Detektyw siedział w fotelu i
właśnie nalewał sobie herbatę z ubitego dzbanka. Holmes nawet nie krzyknął, gdy
wrzący napój wylał mu się na spodnie. Popatrzył z zainteresowaniem na filiżankę.
Jak się okazało nie miała dna. Sherlock zaczął bawić się filiżanką udając, że
jest to luneta.
- Sherlocku, co się dzieje? Gdzie jest Madie? – zapytała
pani Hudson
- Madie? Chodzi pani o tego małego, irytującego szkodnika?
- Tak. Chodzi mi o twoją siostrę.
-A tak coś sobie przypominam. Kiedyś bawiłem się z jakimś
rozpieszczonym bachorem, który nazywał się Mycroft.
- Chodzi i mi o siostrę, nie o brata.
- Mycroft też może się zaliczać jako siostra. Trochę z tym
swoim wielkim brzuchem nie pasuje to żeńskiej figury, ale poza tym wszystko się
zgadza – powiedział detektyw z szerokim
uśmiechem
- Sherlocku! – powiedziała pani Hudson i cisnęła w niego
ściereczką do naczyń - przestań się wygłupiać i mów gdzie jest Madie.
Gosposia patrzyła na Sherlocka gniewnym wzrokiem.
- Odeszła i już nie wróci - powiedział
- Czyś ty do końca zwariował? Zabiłeś własną siostrę? Gdzie
ukryłeś ciało? Mógłbyś przestać przeprowadzać eksperymenty na ludziach!
Pani Hudson zamierzała kontynuować swój wywód pytań, gróźb i
pouczeń ale detektyw jej przerwał.
- Madeleine wyprowadziła się – powiedział beznamiętnie
-Wyprowadziła się czy ją wyrzuciłeś z mieszkania? – zapytała
podejrzliwie staruszka.
- Wyprowadziła się. Z własnej, nieprzymuszonej woli.
- Williamie Sherlocku Scottcie Holmesie masz w tej chwili
iść poszukać Madie i masz ją sprowadzić z powrotem tutaj sprowadzić. Już!
- Nie. Ona z własnej woli się wyprowadziła, więc ja jej nie
będę tu z powrotem ściągał. Niech sobie mieszka nawet pod mostem. Ona mnie nie
interesuje. Dla mnie ona nie istnieje.
Pani Hudson ruszyła ku wyjściu.
- Jesteś okropnym
egoistą i nie masz za grosz uczuć – gosposia nawet nie zaszczyciła Holmesa
wzrokiem.
- Myślałem, że się pani już do tego przyzwyczaiła…
Tak, więc Madie wyprowadziła się, a pani Hudson nie odzywała
się do Sherlocka. Detektyw starał się ją udobruchać ale ona całkowicie go ignorowała. Zachowywała
się tak jakby on w ogóle nie istniał. Następstwem tego było, że Sherlock sam
musiał sobie kupować jedzenie, sam robić herbatę. Holmes wiedział co ma zrobić,
żeby pogodzić się z gosposią. Musiał znaleźć Madie, ale nawet w najmniejszym stopniu nie miał ochoty
tego robić.
***
MADIE
Madie wiedziała, że wyprowadzenie się z Baker Street to nie
był dobry pomysł. Wiedziała to, ale nie chciała się sama przed sobą do tego
przyznać. Mogłaby wrócić do Sherlocka ale
wiedziała, że brat nie oszczędzi jej kpin z tego, że bez niego sobie nie
poradzi. Dziewczyna nie miała co ze sobą zrobić. Nie miała się gdzie podziać.
Nagle przyszła jej do głowy pewna myśl. Madie zaczęła mówić sama do siebie.
- Kooi ! Ona na pewno mi pomoże. Tylko gdzie ona mieszka?
Tego młoda Holmes nie wiedziała. Madie nie była u Kooi w
domu. Zawsze jak się spotykały to zawsze wychodziły gdzieś na miasto. Raz tylko
poszły na teren starego kampusu. Madie nie rozumiała czemu Kooi zaprowadziła ją
do jakiejś rudery. Przyjaciółka nie odpowiadała na pytania Madie, poleciła jej
tylko, że ma zaczekać przy drodze i na nią poczekać. Kooi znikła w jednym z
budynków, a Madie rozważała czy pójść na dziewczyną. W końcu jednak Holmes
uznała, że nie warto narażać się przyjaciółce. Później żadna z nich nie
wspomniała o tajemniczym miejscu i sprawa poszła w zapomnienie. Madie
postanowiła pójść do kampusu i zapytać czy ktoś wie gdzie mieszka Kooi, a może
nawet przy odrobinie szczęścia uda jej się spotkać tam przyjaciółkę. Dziewczyna
pomaszerowała w stronę starego miasteczka uniwersyteckiego. Walizka obijająca
się o łydki nie ułatwiła jej drogi, ale w końcu Madie dotarła na miejsce.
Walizkę zostawiła w krzakach pod drzewem. Uznała, że będzie wyglądać podejrzanie taszcząc ze sobą wielką walizę.
Madie czuła lekki dreszczyk napięcia. Nie wiedziała co tam zastanie, ale
ciekawość wygrała. Madie szybko ruszyła w stronę budynku, do którego kiedyś
wchodziła Kooi. Zaraz po wejściu Madie
stanęła jak wryta. W środku było pełno ludzi w mniej, więcej jej wieku.
Siedzieli oni na kanapach albo siedzieli na podłodze na kocach, z boku był mini
skatepark, a ściany były pokryte wymyślnymi graffiti. Chyba pierwszy raz w
życiu Madie nie wiedziała co zrobić.
- Przecież nie mogę tak po prostu podejść do pierwszej, lepszej
osoby i zapytać o Kooi – pomyślała. Holmes już chciała się wycofać i wymyślić
inny sposób na odszukanie przyjaciółki, gdy podszedł doniej jakiś chłopak.
Popatrzył na nią podejrzliwie i zapytał szorstko:
- Czego tutaj szukasz?
- Ja…ja… ja szukam Kooi – wyjąkała Madie
- Kooi? Nie znam żadnej Kooi. - opowiedział chłopak.
Madie uważnie przyjrzała się chłopakowi. Był wysoki i szczupły.
Miał jasną karnację, brązowe, długie włosy i orzechowe oczy.
- Nie? Na pewno? Taka blondynka z czerwonymi pasemkami -
Madie patrzyła na niego z nadzieją
- Nie. Nie znam jej. – odpowiedział chłopak szybko.
‘’Zbyt szybko’’ pomyślała Holmes. Zrobiła krok w jego
stronę. Madie sięgała mu do ramion, więc musiała podnieść głowę, by spojrzeć mu
w oczy. Przyjrzała się uważnie jego twarzy.
- Kłamiesz. – powiedziała.
Chłopak był zbity z tropu, ale nie dał tego po sobie poznać.
- Nie…
- Znasz Kooi –
Przerwała mu Madie - Gdzie ona jest?
Dziewczyna zaczęła się intensywnie w niego wpatrywać, by
zmusić go do mówienia. Chłopak odwzajemnił spojrzenie. Jego oczy mimo ciepłej
barwy były zimne. Madie uświadomiła
sobie, że stoją zbyt blisko siebie i gwałtownie się cofnęła. Przewróciłaby się
gdyby chłopak jej nie złapał za rękę.
-Dziękuję –powiedziała
- A tak właściwie jak masz na imię?
- Nie twój interes –odpowiedział ostro.
Madie nie wiedziała co zrobić. Ten chłopak przypominał jej
Sherlocka, ale z bratem Madie umiała sobie poradzić, a z tym chłopakiem nie.
- A więc powiesz mi gdzie ona jest? – zapytała po chwili milczenia
Chłopak zignorował jej pytanie.
- Kim jesteś i jak tu trafiłaś?
- Pierwsza zapytałam – powiedziała oburzona Madie. Nie lubiła jak
ją ignorowano.
Chłopak lekko uniósł kąciki ust widząc jej minę i
powiedział.
- Nie powiem ci nic, dopóki nie dowiem się kim jesteś i jak
tu trafiłaś. Możesz być jakimś szpiegiem albo kimś.
Madie roześmiała się.
- Czy ja wyglądam na szpiega?
Holmes zdawała sobie sprawę z tego jak wygląda. Wiedziała,
że jej kręcone włosy przy londyńskiej wilgotności przypominają szopę .
Dzisiejszy wiatr też nie był dla niej korzystny. Na rękach i twarzy miała
delikatne cięcia od kawałków szyby rozbitej na Baker Street.
- Nieczęsto
przychodzą tu nowi ludzi, więc trzeba się upewnić, a teraz mów.- powiedział
sucho.
Madie westchnęła.
- Jestem Madeleine i …
Madie nie dokończyła, bo ktoś jej przerwał.
- Coś się stało?
Holmes rozpoznała ten głos. Chłopak odwrócił się i Madie
zobaczyła znajomą twarz.
- Kooi – krzyknęła.
Madie miała ochotę przytulić przyjaciółkę, ale widząc minę
Kooi, powstrzymała się.
- Co ty tutaj robisz? – zapytała Kooi z wyrzutem.
- Ja mam do ciebie sprawę. Musisz mi pomóc.
- No ok, ale najpierw powiedz jak tu trafiłaś.
Madie opowiedziała wszystko i Kooi zamierzała zabrać przyjaciółkę do siebie,
do domu, by Madie mogła wyjaśnić Kooi w czym jej musi pomóc. Kooi ruszyła w
stronę wyjścia, a Madie już miała isć za przyjaciółką, ale chłopak powiedział:
- Olivier.
Madie zmarszczyła czoło. Nie wiedziała o co mu chodzi.
- Jestem Olivier.
Zanim Madie zdążyła coś odpowiedzieć chłopak odwrócił się na
pięcie i poszedł w kierunku przeciwnym do Kooi. Holmes nie mając innego wyboru
poszła za Kooi. Dziewczyny wyszły na ulicę i Madie pobiegła po walizkę ukrytą w
krzakach. Widząc walizkę Kooi domyśliła się, że Madie albo wyprowadziła się z
Baker Street, albo uciekła. ‘’Bardziej prawdopodobne było to pierwsze. W końcu
nic nie umknie jej sławnemu bratu ‘’ pomyślała. Przyjaciółka zaprowadziła Madie
do swojego domu, a raczej willi. Madie stanęła przed budynkiem i otwarła buzię
z podziwu.
- Zamknij, bo ci mucha wleci – powiedziała Kooi z uśmiechem.
- Ja nie wiedziałam, że jesteś taka bogata znaczy … wiesz o
co chodzi – powiedziała Madie
- Widzisz właśnie o to chodzi, że nikt nie wie. Specjalnie
udaję, żeby te wszystkie bogate pustaki z naszej szkoły się do mnie nie
przylepiły.
- Czyli ja jestem pierwszą osobą, która się dowiedziała?
- Tak. Wiem, że tego nikomu nie wygadasz.
- Ale jak ty przez te wszystkie lata mieszkania tutaj
ukrywałaś to?
- Nie jestem osobą towarzyską. Moi jedyni znajomi to kilka
osób z kampusu, a oni mają gdzieś to gdzie mieszkam.
- A twoi rodzice gdzie są?
- Oni zawsze są gdzieś w rozjazdach. Wiesz podróże po świecie
i te sprawy. Rzadko bywają w domu. – Kooi otworzyła drzwi wejściowe.
Przyjaciółki poszły na piętro. Madie cały czas zachwycała
się wnętrzem domu. W końcu dziewczyny doszły do ostatnich drzwi na końcu
korytarza. Kooi odwróciła się do Madie i powiedziała:
- Witaj w mroku! Przed tobą królestwo Kooi Caistairs.
Pokój był urządzony w stylu Kooi. Ściany były pokryte
plakatami zespołów, na podłodze był puchaty dywan, a większość półek zapełniały
książki. Kooi usiadła m kanapie i pokazała gestem, aby Madie usiadła obok niej.
Madie opowiedziała przyjaciółce historię o kłótni z bratem.
- A więc chcesz żebym ci załatwiła miejsce do spania?
- A mogłabyś?
- No pewnie pogadam z ludźmi z kampusu i postaram się
załatwić ci jakiś pokój.
- Dzięki Kooi. Jesteś naprawdę na najlepsza i… – dopiero
teraz to dotarło do Madie. - Yyyym to
wspaniale. – powiedział Madie z wymuszonym uśmiechem.
‘’KAMPUS! O nieee! ’’
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo, ale rozleniwiłam się przez te
wakacje, ale w końcu udało mi się i oto jest kolejny rozdział! Miłego czytania!
// Justyna c;