niedziela, 2 listopada 2014

Rozdział 13

*SHERLOCK* 

- Stwierdzam, iż ona nie żyje.
- Trafna dedukcja Brooks, robisz się coraz lepszy – powiedział Sherlock z ironią pochylając się nad ciałem kobiety.
- Dziękuje, byłem ostatnio na jakiś kursach… - nie pojął ironii Brooks, nowy stażysta detektywa.
Żyję z idiotami – pomyślał Sherlock – Lestrade może się wypchać jego nowy sposobem szkolenia śledczych. ‘’To’’ się nie nadaje na śmieciarza, a co dopiero policjanta.
- Brooks mam dla ciebie dobrą wiadomość – kończysz dzisiaj wcześniej.
- Ale… jeszcze nie zaczęliśmy nawet sprawy, nie znamy nawet imienia zmarłej!
- Kobieta nazywa się Linsey Kanes – pisze na opasce na ręce. Gdybyś nie był ślepy zauważyłbyś. Miała wrzód na wątrobie – wyperforował. Pech chciał, że tego samego dnia wracając od fryzjera potrącił ją samochód. Wrzód przyśpieszył tylko proces umierania. Proste ? Proste. Żegnaj.
- Skąd ty to…?
- Magia – odparł z powagą Sherlock – nie mówiłem czegoś? Żegnaj. – I już wyszedł z kostnicy
- Pan poczeka! Ja miałem się czegoś nauczyć! – dogonił go zdyszany student.
- Aaa… no tak. Powiem ci coś, co powinno być lekcją na całe życie. Nie bądź idiotą, a świat stanie się lepszy. – i odszedł uszczęśliwiony, że kogoś czegoś nauczył – A i powiedz Lestradowi, że rozwiązałeś sam sprawę, będzie prościej.
Bycie nauczycielem nie jest takie trudne… może kiedyś? – rozmyślał detektyw.

Dziś uznał, że przejdzie się do domu pieszo, ot tak. Bo kto mu zabroni? Miał do uporządkowania parę rzeczy w swojej głowie i uznał, że ‘’świeże londyńskie powietrze’’ mu pomoże.
Sprawa numer jeden – myślał – pozbyć się natarczywego Lestrada, który wymyślił sobie, że on - Sherlock dobrowolnie zgodzi się brać pod swoje skrzydła niedouczonych studentów, którzy mieli zostać ‘’przyszłością Scotland Yardu’’ - jak to nazwał. Nie zgodził się, jednak ten miał to w głębokim poważaniu i raz na tydzień przysyłał mu idiotę… znaczy studenta – poprawił się w myślach.
Chcąc nie chcą Sherlock ‘’uczył’’ studentów. Wymyślał perfidne sposoby by się ich pozbyć – zwykle działały.
Jeszcze wymyślę jak zmusić Lestrada do zaprzestania wymyślania nowych metod nauki – myślał z uśmiechem. On – słynny detektyw nie mógł normalnie tego zrobić. – Sprawa numer dwa… - rozmyślania przerwał mu błysk czerwonych włosów na końcu ulicy. W umyśle zaświeciła mu się tablica z napisem ‘’MADIE’’.
– Jeśli to ta ona to… - i popędził za czerwonymi włosami.
Jak się później okazało nie była to jego siostra, tylko zwykła dziewczyna, która również miała czerwone włosy.  Dziewczyna oskarżyła go o napaść, więc siedział teraz na komisariacie i słuchał kazania jakiegoś policjanta.
- Gdzie John ? – przerwał policjantowi, jakże pouczające przemówienie.
- Nie wiem gdzie pana chłopak, ale może pan… - przerwało mu spojrzenie Holmesa.
Tym wzrokiem on mógłby zabijać ludzi – pomyślał policjant

Sherlock przywykł już do tego, że uważano go za homoseksualistę, a Johna za jego partnera, jednak zawsze osoba, która tak uważała zostawała automatycznie dodawana na listę osób do zabicia. Warto wspomnieć, że ta lista była bardzo długa. Detektyw zadzwonił do przyjaciela, a ten zjawił się po piętnastu minutach. Po wypełnieniu odpowiednich formalności, szybko wyszli z komisariatu. Po wyrazie twarzy Johna widać było, że szykuje się do kazania. Ledwo wsiedli do samochodu a John wydarł się :

- Co ty sobie do cholery wyobrażasz?! Że możesz się rzucać na przechodniów!? Wiem, że ci się nudzi ale nie musisz tego w ten sposób załatwiać…! Nie zawsze będę mógł po ciebie przyjechać – mam rodzinę. Brakuje ci Madie, rozumiem ale chyba nie będziesz rzucał się na każdą dziewczynę podobną do niej? – to zdanie zaowocowało natychmiastowym protestem Holmesa.
- Taa… brakuje mi jej jak Mycrofta w święta – czyli wcale. Madie nie jest mi potrzebna, chce ją tylko oddać matce, żeby mi powietrza nie marnowała.. Tak, Londyn jest dla nas za mały – powiedział na zdziwione spojrzenie Johna. – Może faktycznie trochę przesadziłem z tym, że napadłem na tę dziewczynę, ale jak się okazało uciekła z domu więc teoretycznie…

I wtedy właśnie podjechali pod mieszkanie Sherlocka.
- Samochód Gavina, świetnie… -  detektyw pobiegł w stronę drzwi.
- Grega… - próbował poprawić zrezygnowany John.
W środku zastali Lestrada i Donavan. Mieli poważne miny. Nie żeby kiedyś mieli rozbawione, ale te wiały oskarżeniem ‘’Znowu ty, Sherlocku’’.
- Sherlocku, przyszliśmy tu ponieważ… – zaczął Lestrade
- O co znowu jestem oskarżony? – przerwał mu detektyw – Wykryliście u mnie narkotyki? A może tak dla odmiany zamordowałem znowu człowieka, by móc rozwiązać sprawę i pochwalić się przed wami moim geniuszem? Ja jestem ten dobry, pamiętacie?
- Nie… akurat nie jesteśmy tutaj by cię oskarżać, dziwne nie ? – odpowiedziała mu Donavan – Będziesz występował w charakterze świadka.
- W sprawie ? – zapytał Sherlock.
- Pamiętasz może jak prosiłem cię byś doszkolił studentów? Ten z dziś został zamordowany. Podejrzewaliśmy, że ty go zabiłeś, ale akurat siedziałeś na komisariacie oskarżony o coś innego. A tak swoją droga, to co cię napadło by napadać na tę niewinną dziewczynę.  Dobra, nieważne. Wracając do naszej sprawy, to nie zauważyłeś czegoś dziwnego gdy z nim rozmawiałeś ? – wyjaśnił mu całą sprawę Greg.
- Hola, hola… od kiedy to przestaliście być tak leniwi, że nie wysługujecie się mną? Równie dobrze mogłeś tu przyjść i powiedzieć : ‘’Sherlock, nie umiemy rozwiązać sprawy zrób to za nas’’ czy coś w tym guście. Albo coś ukrywacie albo zaczęliście myśleć. Stawiam na to pierwsze, więc mów o co chodzi.
- Muszę pamiętać, żeby nigdy go nie okłamywać… – wymamrotał pod nosem policjant – No dobra, sprawa jest delikatna. Mamy podejrzenia, że zabił go ktoś z naszych szeregów. Na ciele żadnych śladów, a jeśli jakiś narkotyk czy trucizna wchodziła w grę, to nic nie znaleziono. Jednak to jest już trzecie zabójstwo w tym miesiącu i dotyczy samych nowicjuszy. O wcześniejszych nie poinformowaliśmy cię specjalnie, gdyż wiemy, że ty nie wiesz, co to jest sprawa delikatna jednak widząc nasze postępy w tej sprawie… no cóż, jedziemy do kostnicy nie?
- Patrz John, jaki on pewny, że mu pomogę! – krzyknął Sherlock – A może akurat postanowiłem zrezygnować z kariery detektywa-konsultanta i darmowej siły roboczej Scotland Yardu na rzecz zostania piratem?! Wiesz? Wkurza mnie już to, że jesteście takimi idiotami i nie potraficie nawet prostej sprawy rozwiązać! Nie obchodzi was to, że mam inne sprawy na głowie niż ratowanie wam tyłków! Muszę.. yyy… Moriartiego znaleźć iii.. no własnie muszę znaleźć Moriatiego – tu zakończył swój wywód, pozostawiając zdziwione miny na twarzach słuchaczach.
- Sherlocku, z cały szacunkiem, ale brałeś coś ? – zapytał zdziwony John. Sherlock często wybuchałm, ale nie w ten sposób.
- Nie… tak jakoś… dziwnie jest – Sherlock zatoczył się po pokoju – o nie… serio? Jak ja… mogłem się tak dać… jaa.. nie. – i upadł na podłogę i przy okazji rąbnął w stolik.
- Sherlock ! – ryknął i skoczył do niego John.
- Jak ja mogłem być takim idiotą… - powtarzał do siebie słabo Sherlock – przeklęta… farb.. – i nie powiedział nic więcej, bo stracił przytomność.
- No świetnie – podsumował krótko John – No co się tak gapicie!? Wzywajcie karetkę, policję, straż, czy kogo! Sam nic nie zrobię!
Po kilku chwilach pełnych krzyków i zdenerwowania przyjechała karetka, i zabrała Sherlocka do szpitala. John i Lestrade natychmiast tam przyjechali. Lekarze po kilku badaniach orzekli :
- Nie spotkaliśmy się jeszcze z taki rodzajem trucizny – to, że Sherlock był otruty nie pozostawiało złudzeń. Obiecali również, że zrobią bardziej szczegółowe badania, jednak ich ton nie świadczył o tym, że cokolwiek znajdą.
W mediach zrobiło się już o tym głośno. Wypowiadali się eksperci, lekarze, zwolennicy teorii spiskowych. Jedni uważali, ze przedawkował narkotyki.  Drudzy uważali, że nie udał mu się eksperyment, a jeszcze inni, że Moriarty go otruł.

John siedząc przy łóżku Sherlocka, zastanawiał się co zrobić. Zdawał sobie sprawę, że przy niedyspozycji przyjaciela on musi rozwiązać zagadkę. Skłaniał się do trzeciej teorii – Moriarty maczał w tym palce. Jeśli to Jim, to wiedział, że nie ma zbyt dużo czasu i możliwości manewru. W końcu to człowiek, który dorównuje, a nawet przewyższa Sherlocka intelektem! Wiedział też, że Moriarty nie zamierza detektywa tak szybko zabić. Pragnie się z nim jak najdłużej bawić, przy okazji grając na psychice i Sherlocka, i jego bliskich.
W ciągu dnia Sherlocka ciągano po badaniach toksykologicznych. One potwierdziły to, że trucizna jest ludziom nieznana. Nie postępuje jednak na razie brutalnie i szybko, lecz człowiek zmuszonych jest być w śpiączce.
Przed szpitalem zebrał się jego mały fanklub. Media coraz bardziej nakręcały sprawę. Nic dziwnego, dawno nic ciekawego się nie zdarzyło, a fakt, że najlepszy detektyw Anglii leży w śpiączce z niewyjaśnionych powodów, dodawało całej sprawie dramatyzmu. Pojawiło się pełno teorii i jak zwykle w takich sytuacjach ujawniły się błyskotliwe umysł ludzi, którzy na wszystkim się znają i wszystko wiedzą,
- Słyszałeś, że podobno pani Hudson otruła go swoimi ziółkami ? – powiedział ze śmiechem Lestrade, który przyszedł sprawdzić czy wiadomo coś nowego.
- Taaak, to nie jest najgorsze. Ja słyszałem, że ponoć był ostatnio na Hawajach i zaraził się czymś od jedzenia bananów. Ludzie wszystko są w stanie wymyślić nie? – odpowiedział John z lekkim uśmiechem. Bał się o Sherlocka i wkurzały go te historie.
- Wiadomo coś? – zapytał Greg
- Ehh… nic nowego. Cały czas jest w śpiączce i nie potrafią go wybudzić. Twierdzą, że trucizna działa zbyt mocno otumaniła mózg. Same nudny nie ? – powiedział sarkastycznie John.
- Nie martw się John, coś się wymyśli – i poszedł.
Dalej odwiedzili detektywa : Molly, pani Hudson, Mary. Każdemu John musiał objaśniać wszystko po kolei.
-… najgorsze jest to, że Madie nic nie wie o nim – wyznał swojej żonie.
- Wątpię,  by się tym przejęła choćby z racji tego, że są ze sobą skłóceni. Trochę to potrwa, aż znów się pogodzą. Znasz ich… mają podobne charaktery i żaden nie przyzna się do błędu – odpowiedziała Mary – będziesz tu siedział całą noc ?
- Nie, pobędę tu jeszcze chwilę i też wracam. Muszę chwile pomyśleć, ale ty lepiej wracaj już do domu.
- Dobrze, ale nie myśl, że teraz wszystko na twojej głowie. Nie jesteś detektywem. Pamiętaj o tym. powiedziała i poszła.
John chwilę jeszcze posiedział przy łóżku Sherlocka, jednak nic nie potrafił wymyślić.
Może jednak Mary ma racje? Nie jestem Sherlockiem - i już miał iść gdy zabrzęczał jego telefon.

‘’Tik-tak, Sherlock padł. Detektyw John – uroczo brzmi nie? Postaraj się coś wymyślić bo inaczej Sherlock straci coś co w nim najważniejsze…
                    M²’’


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Po długiej przerwie rozdział został napisany :). Szkoła, lenistwo i obowiązki opóźniły go… przepraszam. Mam nadzieje, że się spodobał. Krótki bo krótki ale jest :D Wygląd bloga się trochę zmienił, mam nadzieje, że jest przyjęty pozytywnie :). Zachęcam do komentowania i udostępniania bloga  znajomym. Do następnego rozdziału !:D // KopenhAga ;)