Madie wzięła na poważnie sprawę śledzenia
Carolyn. Z tej okazji kupiła nowe buty,
w których mogła się bezgłośnie poruszać. No dobra, nie do końca bezgłośnie, ale
buty były piękne.
‘’Nawet bardzo piękne’’ - pomyślała, płacąc za nie.
Nie skończyło się jednak tylko na zakupie
butów. Holmes całkowicie zaangażowała się i kupiła masę rzeczy, które miały
pomoc w śledztwie. W jednej z wielu siatek zakupów znalazło się walkie-talkie,
kabura na pistolet, spodnie, koszula, okulary przeciwsłoneczne oraz wiele
innych przedmiotów. Olivier zakrztusił się, gdy zobaczył ile Holmes zapłaciła
za te wszystkie bardzo potrzebne rzeczy, ale nie komentował niczego. Odezwał
się dopiero, gdy Madie wyciągnęła kaburę.
- A po kiego kija ci ona? – zapytał, kładąc talerze z
jedzeniem na stole.
Chłopak uznał, że ma dość odgrzewanego jedzenia i postanowił
zrobić normalny obiad.
- Ładna jest, to kupiłam.
Madie odłożyła kaburę i usiadła przy stole zabierając się do
jedzenia.
- Serio? – Olivier roześmiał się - Nigdy nie zrozumiem
dziewczyn. Kupujecie miliony rzeczy, które są wam całkowicie niepotrzebne do
życia, a …
Dziewczyna jednak go nie słuchała, ponieważ rozkoszowała się
obiadem. Olivier był najlepszym kucharzem jakiego w życiu spotkała, ale mimo to
Madie zawsze mówiła mu, że gotuje okropnie.
‘’Jeszcze by w samozachwyt popadł i co?’’ myślała sobie
zawsze Madie. Prawda jednak była taka, że dziewczyna była zbyt dumna, by
przyznać komukolwiek, że jest w czymś lepszy od niej. Każdy z rodziny Holmesów
miał na drugie imię ‘’niktniejestlepszyodemnie’’. Madie przypomniała sobie
różne sytuacje z dzieciństwa, w których Mycroft, Sherlock i ona rywalizowali ze
sobą w każdej dziedzinie poczynając od tego, kto zje najwięcej kisielu aż do
tego, kto zwinie więcej naklejek z pobliskiego kiosku albo…
- Ziemia do Madie!
Dziewczyna oderwała się od wspomnień.
- Co?
- Pytałem czy masz jakiś plan jak złapać Carolyn?
- Yyyym…nooo... tak. Już prawie wymyśliłam.
- Prawie wymyśliłam, czyli w ogóle zapomniałaś, że masz
wymyślić plan, bo byłaś zajęta kupowaniem jakiś bzdet? – zapytał Olivier,
patrząc na nią wymownie.
- Jakich bzdet? –
obruszyła się Madie – To są bardzo
potrzebne rzeczy.
- Taaa, jasne. Jak
coś wymyślisz, to wiesz gdzie mnie szukać.
Olivier wstał i odwrócił się w stronę wyjścia z kuchni kampusu.
- Ejże, stój! Mógłbyś mi przecież pomóc coś wymyślić!
- Niestety, moje łóżko mogłoby się na mnie pogniewać, gdybym
z tobą został.
Chłopak wyszczerzył się i wyszedł.
‘’Głupi, tępy idiota’’ – pomyślała Madie - ‘’Mógłby
mi pomóc, to nie! Jak zwykle sama musze sobie za wszystkim radzić. To nie fair.’’
Madie skończyła obiad i poszła do swojego pokoju, aby
wymyślić ‘’najbardziej super skuteczny, mega, extra plan’’.
Jak powiedziała, tak nie zrobiła. Skończyło się na tym, że Holmes
usiadła na fotelu i przybrała minę myśliciela, żeby chociaż sprawiać pozory, że
wcale teraz nie ma ochoty zakopać się w łóżku i
nie wychodzić z niego co najmniej do przyszłego roku. Zrezygnowana Madie podreptała do pokoju
Oliviera.
Pokój ten znajdował się w najbardziej oddalonej części
kampusu i mieszkał tam tylko Olivier, który kategorycznie zabraniał komukolwiek
zamieszkać w pobliżu, sam również nie chciał się przenieść bliżej ludzi. Ledwie
wchodząc na korytarz już było słychać muzykę, której chłopak słuchał przy
każdej możliwej okazji, a teraz, kiedy Madie wepchnęła się do życia Oliviera i
pochłaniała ¾ jego czasu, okazji tych było bardzo mało.
Madie oczywiście, jak na każdego Holmesa przystało, nie
parała się takimi rzeczami jak na przykład pukanie do drzwi, więc wpadła do
pokoju Oliviera jak burza i rzuciła się na łóżko, oczekując aż ten coś powie,
jednak nie doczekała się. Dziewczyna rozejrzała się i zauważyła, że nikogo nie
ma w pokoju. Już miała wstać, gdy otworzyły się drzwi. W progu stał nie kto
inny jak właściciel pokoju. Warto jednak
wspomnieć, że osobnik ten był półnagi, a mokre włosy sterczały w artystycznym
nieładzie na jego głowie. Chyba pierwszy raz w życiu Madie zaniemówiła.
Olivier tylko przez moment był speszony, lecz natychmiast
pewność siebie wróciła do niego.
Swobodnym krokiem chłopak ruszył do szafy. Wiedząc, że Holmes śledzi
każdy jego ruch, eksponował swoją gołą klatę i nadzwyczaj wolno ubierał
koszulkę. Po tym całym przedstawieniu podszedł do Madie i delikatnym ruchem
zamknął jej otwartą buzię.
- Uważaj, bo ci much wleci kochanie – powiedział z tym
rodzajem błysku w oku, po którym wymiękały wszystkie dziewczyny.
No, prawie wszystkie, bo Holmes zamiast nadal ślinić się do
niego wymierzyła mu siarczysty policzek.
- Za co to? – krzyknął zaskoczony Olivier.
- Ty już dobrze wiesz! – powiedziała Madie, grożąc mu przy
tym placem.
- Teraz to już nic nie rozumiem. Włamujesz się do mojego
pokoju, a kiedy ja przychodzę do niego zaraz po kąpieli i funduję ci fajne
widoki za free, to się obrażasz! No i gdzie tu logika?
- Jakie fajne widoki?! Jakie…
- A komu, aż ślinka leciała? No komu? – powiedział Olivier z
szyderczo-triumfującym uśmiechem.
- Ja…ja…ja… jesteś okropny! – powiedziała Madie i zrobiła
coś, co się popularnie nazywa ‘’foch z przytupem i grzywką’’ i zamaszystym
krokiem wyszła z pokoju, nie zaszczycając przy tym Oliviera spojrzeniem.
Spokój Oliviera jednak nie trwał długo, bo już po
15-stu minutach Madie znów rzuciła się
na jego łóżko z okrzykiem przegranego żołnierza.
- A tobie co? – spytał chłopak podnosząc głowę sponad
książki.
- Zmęczyłam się – powiedział Madie jeszcze bardziej
zakopując się w łóżku.
- I byłaś aż tak zmęczona, że postanowiłaś pójść przez cały
kampus do mojego pokoju, żeby rzucić się na moje łóżko?
Holmes tylko ofuknęła go i kontynuowała budowanie sobie
‘’kołdrowej nory’’.
- A więc powiedz mi, moja droga koleżanko, czym się tak
bardzo zmęczyłaś? - kontynuował Olivier.
- Myśleniem.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Czyli jak rozumiem nie wymyśliłaś żadnego planu?
- Nie, – powiedziała Madie – ale wiem co może mi pomóc w wymyśleniu
czegoś.
- Mianowicie co? - powiedział Olivier z nadzieją w głosie.
- LODY CZEKOLADOWE! – powiedziała Madie zrywając się z
łóżka.
Olivier popatrzył na nią z litością.
- OJ NO PROSZĘ! CHODŹMY DO GALERII! CAŁY DZIEŃ CHCE SIĘ MI
TYCH LODÓW!
Upór w jej głosie był rozbrajający.
- To temu się wtedy tak śliniłaś? – powiedział Olivier ze
śmiechem.
Madie momentalnie zesztywniała i powiedziała oschłym,
surowym tonem:
- Nie wiem o czym mówisz.
Olivier nie rozumiał o co jej chodzi, ale postanowił nic nie
mówić. Wyrażenie zgody na pójście do galerii, od razu przywróciło Madie humor.
Wędrując po mieście Madie i Olivier próbowali wymyślić jakikolwiek plan, jednak
do głowy przychodziły im same nierealne i absurdalne pomysły. Będąc już w
galerii chłopak nakazał Madie iść od cukierni, mówiąc, że on za chwilę tam
przyjdzie, tylko musi coś załatwić. Madie zdziwiła się, bo widziała, że
wyraźnie się mu gdzieś śpieszy, ale lody czekoladowe wzywały ją, wiec
dziewczyna zrezygnowała ze śledzenia go.
Po kupieniu największej porcji lodów, jaką posiadała
cukiernia, Madie czekała na Oliviera, ale nie było go nigdzie widać, więc
Holmes postanowiła go szukać. Wielkie
było jej zaskoczenie, gdy znalazła Oliviera rozmawiającego z nikim innym jak
Carolyn.
Madie miała zamiar podejść do nich i zrobić wielką aferę,
nakrzyczeć na nich oboje i z godnością wyjść. To było bardzo w jej stylu,
jednak idąc, zmieniła plan.
Podeszła do Oliviera i niemal uwiesiła się na jego szyi.
- Oh Ollie, wszędzie cię szukałam – powiedziała Madie
słodko, całując go w policzek – O i jest tu też.. yyy.. jak ty się nazywasz?
Carrine?
- Carolyn – powiedziała sucho dziewczyna.
- Mniejsza z tym. Ollie musimy już iść. – powiedziała
niewinnie Holmes, ciągnąc Oliviera za sobą – Do zobaczenia Carrine.
Carolyn zignorowała Madie i złapała Oliviera za rękę.
- Ale, proszę, przyjdź bez niej – powiedziała, wskazując na
Madie z niechęcią.
Madie spiorunowała ją wzrokiem.
- Ale co to ma znaczyć? Co ty…
- Skończ z tą szopką – przerwała jej Carolyn i odeszła.
- Co ty do cholery robisz?! – krzyknęli do siebie Madie i
Olivier, mierząc się nawzajem wzrokiem.
Ludzie z galerii
popatrzyli na nich z zaciekawieniem i zdziwieniem. Olivier zauważył to i brutalnie pociągnął
Madie do wyjścia. Dopiero w zaułku nieopodal rozpętała się kłótnia. Pierwszy
zaczął Olivier.
- Co ty wyprawiasz?! Jaki Ollie?! Czemu jak mucha lepisz się
do mnie!?
- Co ja robię? – powiedział Madie patrząc z wyrzutem na niego - To nie ja umawiam się na
jakieś spotkanka towarzyskie z osobą, którą musimy złapać i wydusić z niej
prawdę! Ona jest naszym wrogiem! Rozumiesz WRO-GIEM!
- Matko Mad, ale ty jesteś głupia! Umówiłem się z nią,
żebyśmy ją złapać mogli. Spotkam się z nią, wezmę na spacer na jakieś odludzie,
tam będziesz czekać na nas ty i wtedy to z niej wydusimy!
Madie patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami
ułożonymi w dużą literkę ‘’O’’
- Ale, ale, ale…
- No co głuptasie, jakie ale? – powiedział chłopak z
uśmiechem.
- Ale czemu mi nie powiedziałeś?
- Bo byś mi nie
pozwoliła tego zrobić.
- Idiota - powiedziała Madie i zamaszystym krokiem zaczęła
iść w stronę kampusu.
Olivier nie mając innego wyboru pobiegł za nią. Droga do
kampusu minęła im na dokładnym ustalaniu planu schwytania Carolyn. Będąc już
pod drzwiami pokoju Madie, Olivier zapytał:
- Serio, Ollie?
- A co nie podoba się?
- W sumie to się podoba – powiedział po chwili milczenia
Olivier i poszedł w stronę swojego pokoju, a Madie weszła do swojego pokoju,
wpadła do łóżka i zasnęła głębokim snem.
***
Kolejny dzień nie rozpoczął się dla Madie zbyt przyjemnie,
ponieważ Olivier zbudził ją o wczesnych godzinach rannych, które według
wewnętrznego zegarka Madie obowiązywały co najmniej aż do godziny 12. Zrozpaczona
dziewczyna wstała i z wyrazem cierpiętnicy powlokła się do łazienki, aby
doprowadzić się do stanu używalności. Olivier rozsiadł się wygodnie na fotelu i
uważnie obserwował poczynania Madie. Po 20 minutach ciągłego przeklinania i
rozpaczania, bo kreski nie wyszły, bo koszulka brudna, bo spodnie się zgubiły,
Madie była gotowa do wyjścia.
- Komu w drogę, temu trampki – powiedział Olivier i z entuzjazmem ruszył w
bliżej niekreślonym kierunku.
Madie nie posiadając innego wyboru podążyła za nim.
- A tak właściwie to gdzie idziemy? – zapytała, ziewając.
- Idziemy przygotować sobie wszystko na dzisiejszy wieczór.
Wiesz musimy poznosić wszystkie potrzebne nam przedmioty w jedno miejsce i ogólnie
trzeba wszystko do końca ustalić. W nocy zaniosłem już do jednego ze starych
budynków wszystkie liny i inne takie, bo chyba dziwnie bym wyglądał, idąc w
biały dzień z takimi rzeczami, a jako profesjonalny szpieg nie mogę zwracać na
siebie uwagi.
- Ej przecież jest nas dwoje, więc używaj liczby mnogiej
kolego szpiegu! – zaprotestowała Madie.
- Szpiegiem to ty zaczniesz być, jak przestaniesz ziewać co
3 sekundy i jak się przestaniesz o własne nogi potykać.
- Było mnie nie budzić tak wcześnie – burknęła Madie.
Olivier nic nie odpowiedział, tylko przyśpieszył kroku.
Po kilkunastu minutach marszu doszli na miejsce. W sumie
okolica była ładna. Zniszczone budynki współgrały z wysokimi krzakami, a
niewielkie jeziorko nadawało okolicy romantyczności. Olivier poprowadził Madie
piaszczystą ścieżka, która prowadziła do brzegu jeziora. Dopiero teraz Madie
zauważyła, że nad samiuteńkim jeziorkiem znajduje się wielka brzoza, a pod nią
ławeczka. Zaraz za brzozą była ścieżka, która prowadziła do jednego z budynków.
- Idealnie – powiedziała Madie z uśmiechem.
- Lepiej nie mogliśmy trafić – powiedział chłopak stając obok niej – Teraz już dokładnie wiesz, jaki jest plan
oraz wiesz juz co i jak. Została tylko sprawa tego, jak wydusimy z niej
informacje.
- O to się nie musisz martwić – odpowiedziała Holmes z
tajemniczym uśmiechem.
- Przerażasz mnie.
- I dobrze.
Madie popatrzyła na niego nadal z tym tajemniczym uśmiechem
na twarzy.
Reszta południa upłynęła im na omawianiu planu po raz
623721938. Tylko na chwilę udało się Madie wyrwać ze szponów Oliviera, aby
pędem pobiec na miasto po jedzenie. Po zjedzeniu znów przyszła pora na
omawianie. Zostało im jeszcze trochę czasu, więc Madie zdecydowanie
powiedziała, że nie ma już sił na kolejne powtórki planu i chce teraz odpocząć.
Chłopak nie chciał irytować Madie, więc nie pozostało mu nic jak tylko jej
przytaknąć. Holmes rozłożyła się na podłodze w starym budynku i rozmyślała.
- Ollie? – zawołała.
Olivier uśmiechnął się słysząc to zdrobnienie.
- Tak?
- Jak ty masz na imię?
Olivier nie wiedział o co Madie chodzi, bo mina myślicielki,
goszcząca na jej twarzy, utrudniała mu odczytanie sensu jej pytania.
- Na głowę upadłaś kobieto? Olivier jestem.
- Nie, nie o to mi chodzi – Holmes wywróciła oczyma – Chodzi
mi o to, jak masz na nazwisko i na imię, i na drugie imię.
- A po co ci to wiedzieć?
Madie wzruszyła ramionami, a Olivier głowił się nad tym czy
jej odpowiedzieć na pytanie, czy nie. Mijały minuty, a chłopak nie odpowiadał,
więc Holmes uznała, że nie uzyska odpowiedzi i na powrót zatopiła się w
myślach.
- William…
- Co? – zapytała ze zdziwieniem Madie.
- William Olivier Evans.
- Dlaczego używasz drugiego imienia?
- Ja… Eh, nieważne. Kiedyś ci opowiem, ale teraz muszę iść,
bo się spóźnię.
Madie pozbierała się z podłogi i wstała.
- Dobra. Operacja ‘’Złapać rudzielca’’ rozpoczęta. Agent 007
zgłasza gotowość do działania.
- Agent 007, ty się
lepiej uspokój i weź się do roboty –
powiedział Olivier i poklepał Holmes po głowie – Idę. Powodzenia Mad!
Madie uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Dziewczyna nie wiedząc,
co ze sobą robić chyba z milion razy posprawdzała wszystko i z milion jeden raz
powtórzyła sobie cały plan. Według wewnętrznego zegarka Madie po wieczności, na
horyzoncie pojawiły się dwie sylwetki.
‘’W końcu!’’ – pomyślała i zajęła wyznaczone miejsce.
Olivier i Carolyn zmierzali w kierunku ławeczki. Zatopieni w
rozmowie, usiedli na niej i tak sobie gruchali jak słodkie gołąbeczki. Olivier,
albo był zadurzony w Carolyn, albo był profesjonalnym aktorem. Madie patrząc na nich tak bardzo, bardzo,
bardzo, bardzo głęboko w środku poczuła ukłucie zazdrości. Małe, maleńkie, ale poczuła.
Minuty znów zaczęły sie dłużyć, a Olivier nie dawał Madie
znaku, aby mogła zaatakować. Sytuacja miedzy ‘’zakochana parą’’ robiła się
coraz bardziej gorąca i Madie była już bliska eksplozji, wiec wyskoczyła z
krzaków i podbiegła do Carolyn zanim ta zorientowała się, co się dzieje, Madie
już stała za nią z nożem przy jej szyi.
- Co ty do cholery robisz?! – zawołał Olivier.
- O to samo bym chciał zapytać – powiedziała Carolyn.
- Nie mam czasu na wasze gruchanie. Ollie, mieliśmy to
załatwić szybko i bez ociągania, więc co teraz chcesz?!
- Ah te kobiety. Wiecznie niecierpliwe – powiedział Olivier wywracając oczami.
- Zwiąż ja, żeby nam menda nie uciekła!
- CZY KTOŚ MI WYJAŚNI, CO SIĘ TU DZIEJE?! – krzyknęła
Carolyn.
- No, a nie widzisz rudzielcu? – zapytała Madie, mocniej
przyciskając nóż do jej szyi – Bierzemy
cię na tortury, żeby wydobyć z ciebie informacje.
- Aha. Okey. To macie taki jakiś gang czy coś w tym stylu?
- To ja tu jestem od zadawania pytań! Siedź cicho. Marsz za
Olivierem!
Po przyprowadzeniu informatorki do ‘’sali tortur’’,
przywiązano ją do krzesła. Wierzgała się ona przy tym okropnie, ale w końcu
udało się ją usidlić.
- A więc zaczynamy, bez ociągania – przy tym Madie
popatrzyła na Oliviera wymownie – Dlaczego chciałaś zabić mojego brata?
- Twojego brata? Nie znam nawet twojego brata! Co ty…
- Jak nie znasz?! Jak nie znasz?! A kto wbił mojemu bratu,
słynnemu Sherlockowi Holmesowi, truciznę?
- Ja… twój brat… co? – Carolyn patrzyła na Madie ze
zdziwieniem – Sherlock Holmes, największy i najsłynniejszy detektyw na świecie
, człowiek, na widok którego żeńska połowa Londynu mdleje i osoba, która
uratowała wielu ludzi, to twój brat?
- W swoim monologu zapomniałaś uwzględnić to, że jest
największym idiotą i kretynem tego świata.
- Ale to najinteligen…
- No dobra, dobra. Nieważne – przerwała jej Madie. – Ważne jest to, że
teraz przez ciebie on leży śpiączce.
Powtarzam pytanie. Dlaczego to zrobiłaś?
- To nie ja. Znaczy dostałam taka propozycje, ale to nie ja.
- Jak to: ‘’dostałaś propozycję’’?
- No zadzwonił do mnie jakiś gościu i zapytał, czy chcę
zostać zabójcą słynnego Sherlocka Holmesa, to mu powiedziałam, że nie dzięki,
że nie mam czasu, że może innym razem.
Madie spurpurowiała ze złości i chciała rzucić się na tą
‘’wredną kretynkę, która siedzi sobie zdana na moją łaskę lub niełaskę i się
nabija ze mnie’’ z dzikim wrzaskiem, jednak Olivier zdążył ją złapać. Rozważał
on możliwość przywiązania Madie do krzesła, ale uznał, że mógłby przy tym
stracić kilka części ciała, więc wolał nie ryzykować. Skończyło się jednak na
tym, że młoda Holmes została spoliczkowana w celu wyrwania z amoku rządzy
mordu. Dziewczyna była tak wstrząśnięta wymierzonym policzkiem, że stanęła jak
wryta. Miała ona zamiar rzucić się na przyjaciela, bo w końcu jak można tak
znieważyć człowieka o nazwisku Holmes. Plany Madie, jednak przerwała Carolyn.
- Ty laska, ty jakaś niezrównoważona jesteś. Nie
potrzebujesz wizyty u psychiatry?
Dzięki tej właśnie wypowiedzi Carolyn przegrała życie. Holmes jednym susem
doskoczyła do niej, przewróciła krzesło i zaczęła ją dusić. Olivier, chcąc
zapobiec temu wszystkiemu, rzucił się na Madie, jednak otrzymał kopniaka w
miejsce, znajdujące się poniżej pasa i na tym się skończyła jego interwencja.
Jeszcze kilkanaście sekund i Carolyn byłaby martwa, jednakże
policja, zwabiona głośnymi krzykami, zjawiła się w budynku. Świadomość Madie
zarejestrowała tylko to, że została ona uderzona w głowę, brutalnie odciągnięta
od półmartwej dziewczyny i zaprowadzona
do samochodu policyjnego. Potem urwał się jej film.
***
- Madie? Madie?
- Zostaw, niech się sama obudzi.
Do Madie zaczęły docierać jakieś znajome głosy, jednak nie
mogła ona zidentyfikować do kogo one należą. Właściciele głosów musieli
zauważyć, że się poruszyła, bo dziewczyna poczuła na twarzy czyjś oddech.
- Madeleine Holmes, przestań udawać i do jasnej cholery
otwórz oczy!
- Jeszcze moment – odpowiedziała prawie niesłyszalnym szeptem.
- Matko! Ona mówi! Czyli jednak żyje. Dzięki Bogu! Sherlock
by mnie zabił, gdyby ona umarła. Zabiłby, a potem jeszcze raz zabił i potem
jeszcze raz. Chwała Panu!
- John, przymknij się. – powiedział drugi głos.
‘’Sherlock? John? Skąd ja ich znam? Mój baran chyba się
nazywał Sherlock. To ja miałam kiedyś barana? Albo to był brat?‘’ Od tego
myślenia zaczęła ją głowa boleć, więc dziewczyna postanowiła otworzyć oczy. To
był jej pierwszy błąd. Światło momentalnie ją oślepiło i Madie przez kilka
chwil myślała, że umarła i jest w niebie. Z ‘’nieba’’ przywróciła ją postać,
która teraz pochylała się nad nią i zasłania cały widok.
- Ooo obudziłaś się –
powiedział jakiś głos - Usiądź.
Madie posłuchała polecenia. To był drugi błąd.
Potem zaczęły się pytania ‘’Jak się nazywasz? Skąd jesteś?
Jak się nazywają twoi rodzice? Jak nazywa się twój kot?’’… etc, Holmes jednak
nie miała cierpliwości do tych pytań i skończyło się na odpowiedzi:
- A co ja idiotka, żebym swojego imienia nie znać? Madie
jestem i jak zaraz się nie zamkniecie, to pożałujecie!
- Tak, zdecydowanie już doszła do siebie – powiedział głos, który już teraz Madie
potrafiła zidentyfikować i dopasować do odpowiedniej osoby.
‘’John’’ – pomyślała,
uśmiechając się w duszy.- ‘’To znaczy, ze nie będę miała żadnych kłopotów.’’
Kolejny błąd.
- A teraz mi powiedz, młoda damo, co ci strzeliło to tej
pustej głowy, że postanowiłaś udusić tą dziewczynę – krzyknęła ta druga osoba,
której Madie nadal nie rozpoznawała.
- Daj spokój Lestrade, wyjaśnię ci to – powiedział spokojnie
Watson.
‘’Lestrade? Czy to nie ten policjant-idiota, o którym tak często
Sherlock mówi? Jak on się nazywał? Gavin czy jakoś tak’’
- Panie Gavin – powiedziała Madie za stoickim spokojem – pan mi da chwilę, a ja zaraz panu wszystko
wytłumaczę. Tylko pan poczeka.
John parsknął śmiechem, a ‘’Gavin’’ coś tam mruknął pod nosem,
że wykapany brat.
Po kilku chwilach Madie zaczęła opowiadać policjantowi całą
historię o rudowłosej dziewczynie i tłumaczyła mu swoje motywy do zaatakowania
jej. W głębi duszy Madie wiedziała, że nic jej nie grozi. W końcu Lestradowi
nie uszłoby na sucho to, że ukarałby Madie, nawet gdyby została ona słusznie
ukarana. Sherlock na pewno nie przyjąłby takiego wytłumaczenia i skończyło by
się to źle. Nawet bardzo źle.
- No dobrze, moja droga - zaczął policjant – chociaż podejrzewam,
że działałaś w słusznej sprawie to nie mogę cię od tak wypuścić! Jeśli
słyszałaś o czymś takim, jak prawo – tu przerwało mu wymowne spojrzenie Madie –
to pewnie wiesz, że usiłowanie zabójstwa, zgodne z nim nie jest. Spróbuję jakoś
złagodzić karę, Mycroft pewnie też pomoże… no ale czystej kartoteki to ty nie
będziesz miała.
- A czy kiedykolwiek miałam? – prychnęła dziewczyna.
- Na razie musisz tu zostać… chyba, że ktoś zapłaci jakąś
kaucje – tu spojrzał znacząco na Johna.
- Ehh… ile? – John zapytał zrezygnowanym tonem. Zawsze to on
musiał płacić za to, co narozrabiali Holmesowie.
- Och… niewiele… - tu dopełnili wszystkich formalności i
Madie była wolna – Wystarczy teraz, że przeprosisz tą dziewczy…
Spojrzenie Madie sprawiło, że zamilkł.
- No dobrze, idź już – powiedział Greg, wywracając oczami.
Madie zbierała się już do wyjścia, jednak nagle się jej
przypomniała, że nie ona sama brała udział w przesłuchiwaniu Carolyn.
- A co z Ollim?
- Z kim?
- Z Olivierem, on mi pomagał, znaczy on mnie odciągał,
znaczy no…
- Poszedł sobie. Odmówił składania jakichkolwiek zeznań i
uznaliśmy, że to on był poszkodowanym, bo..
Madie nie czekała, aż Lestrad dokończy i wyszła z
komisariatu. John poszedł za nią. Nie
obeszło się bez kazania na temat tego, co zrobiła. John cały czas gadał, Madie
jednak wyłączyła się i nie słuchała go. Jej myśli zajmowało to, że teraz jest
bezsilna. Nie ma ani adresu, ani nie jest bliżej wybudzenia Sherlocka ze
śpiączki… Holmes tak bardzo chciała być pomocna, chciała coś zrobić, a nie
potrafiła. Ta sytuacja ją przygniatała.
Nie wiedząc nawet kiedy, Madie wraz z Johnem znaleźli się pod drzwiami
szpitala. Tam czekał na nich Olivier. Z niewyjaśnionych powodów wiedział, że
akurat tam spotka przyjaciółkę. John nie miał sił zadawać już nawet pytań kim
jest chłopak.
W milczeniu poszli oni wszyscy razem do sali Sherlocka.
Ciszę przerwał dopiero Olivier.
- To co teraz robimy?
John popatrzył ze zdziwieniem na chłopaka.
- Jacy my? Ty nie jesteś związany z tą sprawą, więc wracaj
do domu, do rodzi…
- John – przerwała mu Madie – zostaw go. To on mi pomógł
schwytać Carolyn, mimo że na nic się ona nam przydała.
- Ale…
- Nie ma żadnego ‘’ale’’ – powiedziała stanowczo dziewczyna
i podeszła do łóżka, na którym znajdował się Sherlock-warzywko – Chciałabym,
żeby to wszystko się już wyjaśniło i żeby Sherlock się obudził.
Siadając, Madie niechcący pociągnęła ze sobą kołdrę, którą
był przykryty jej brat. Po sali rozszedł się odgłos gniecionego papieru.
Wszystkie oczy zwróciły się w stronę łóżka.
- Co do chole… - powiedziała Madie dźwigając kołdrę – Tylko nie wspominajcie Sherlockowi, że
patrzyłam mu pod kołdrę. Jeszcze mógłby to źle zrozumieć.
John uśmiechnął się w duchu. ‘’Nawet w krytycznych
sytuacjach Holmesowie potrafią zachować poczucie humoru.’’
Owym papierem była koperta zaadresowana do Madie. Młoda
Holmes z zaciekawieniem otworzyła ją i wyjęła z niej małą karteczkę.
- 199 Hawthorne
Ave, Yonkers, Nowy Jork.
Ledwie Madie skończyła czytać, a Sherlock otworzył oczy.
Tylko 8 sekund zajęło mu wydedukowanie co się stało i gdzie się znajduje. Po
tym czasie zerwał się z łóżka, zrywając z siebie wszystkie kabelki i rzucił się
do wyjścia. John zareagował automatycznie i zagrodził Sherlockowi drogę.
- CO ROBISZ DURNY KRETYNIE! PUŚĆ MNIE! POWIEDZIAŁEM PUŚĆ!
MUSZE ZŁAPAĆ MORIARTEGO!
- Sherlock uspokój się – powiedział John, dysząc ze
zmęczenia.
-JAKIE USPOKÓJ?! CHCĘ ŚWIAT URATOWAC PRZED TYM KRETYNEM!
PUSZCZAJ!
- Zazwyczaj super bohaterowie mieli majtki na legginsach lub
coś podobnego, ale jak widać mój kochany braciszek uważa, że ubranie
jakiejkolwiek bielizny uwłacza jego godności –
powiedział kpiący głos z końca sali.
Sherlock na początku nie zrozumiał o co chodzi i już miał
odpowiedzieć, ale nagle to do niego dotarło.
Był nagi.
Był całkowicie nagi i wierzgał się jak kura w objęciach
Johna, który powstrzymywał go przed wybiegnięciem na ulice. Momentalnie
Sherlock doskoczył do łóżka i owinął się prześcieradłem, po czym z godnością
usiadł na krześle i nie dając jakichkolwiek oznak speszenia zapytał:
- Co wy tutaj robicie?
- Siedzimy i oglądamy twoje poczynania. Mogłeś nam wcześniej
powiedzieć, że taki występ tutaj zrobisz to bym zdjęcia zrobiła i do PlayGirl
Magazine wysłała – odpowiedział mu Madie
szczerząc się do niego.
Sherlock zachowując spokój odpowiedział:
- Trzymaj swoją zazdrość na smyczy.
- A czego bym ci niby miała zazdrościć?
- Ciebie by nawet do Playboya nie wzięli, małolato.
Madie już zbierała się, aby mu odpowiedzieć, ale przerwał
jej Olivier.
- Skończcie oboje. Wróćmy lepiej do tej tajemniczej kartki z
adresem.
Sherlock spojrzał na niego tym swoim spojrzeniem ‘’masz
czelność do mnie mówić, idioto?’’.
- A co ty się w ogóle
wtrącasz?! Nie będziesz mi w moim domu rozkazywał kretynie.
Brwi Oliviera poszybowały w górę.
- Nie jesteśmy w
twoim domu.
- Mniejsza z tym –
zbył go Sherlock – dajcie mi tą kartkę z adresem.
Madie pokornie podała mu kartkę i wpatrywała się w niego,
czekając aż coś powie. Reszta robiła to samo. Sherlock postanowił ich jednak
nie zaszczycić swoja wypowiedzią i wyszedł z sali. John zawołał za nim.
- A ty dokąd?
- Do Stanów Zjednoczonych.
- Co? – zawołali razem Madie, Olivier i John.
- No przecież logiczne, że jak na kartce jest adres Nowego
Jorku to do Chin nie polecę. Wysilcie czasem swoje mózgi, – Sherlock zlustrował
ich wzrokiem – jeśli w ogóle je posiadacie.
Sherlock ruszył w stronę wyjścia, a reszta została w sali,
próbując zrozumieć co się dzieje.
- To co teraz? – zapytał Olivier.
- Idziemy do lekarza powiedzieć, ze Sherlock się obudził i
niech go złapią – odpowiedział John.
- A co to da? – Madie podeszła do drzwi – Nawet gdybyśmy
zabili Sherlocka, nie powstrzymalibyśmy go.
Tak wiec pozostała trójka niezauważalnie wyszła ze szpitala,
aby wraz z Sherlockiem uratować świat.
- Miejmy nadzieję, że zanim Sherlock wsiądzie do samolotu,
chociaż ubierze spodnie.
Wszyscy razem wybuchnęli
śmiechem.
-----------------------------------------------------------------------------------
-----------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale myślę, że
będziecie zadowoleni. Rozdział jeszcze dłuższy niż ten poprzedni. Standardowo zachęcam
do komentowania i wyrażania swoich opinii/rad/czy czego tam chcecie.
Pozdrawiam. // Justyna c;