niedziela, 19 kwietnia 2015

Rozdział 16

    Madie wzięła na poważnie sprawę śledzenia Carolyn.  Z tej okazji kupiła nowe buty, w których mogła się bezgłośnie poruszać. No dobra, nie do końca bezgłośnie, ale buty były piękne.
‘’Nawet bardzo piękne’’ - pomyślała,  płacąc za nie.
   Nie skończyło się jednak tylko na zakupie butów. Holmes całkowicie zaangażowała się i kupiła masę rzeczy, które miały pomoc w śledztwie. W jednej z wielu siatek zakupów znalazło się walkie-talkie, kabura na pistolet, spodnie, koszula, okulary przeciwsłoneczne oraz wiele innych przedmiotów. Olivier zakrztusił się, gdy zobaczył ile Holmes zapłaciła za te wszystkie bardzo potrzebne rzeczy, ale nie komentował niczego. Odezwał się dopiero, gdy Madie wyciągnęła kaburę.
- A po kiego kija ci ona? – zapytał, kładąc talerze z jedzeniem na stole.
Chłopak uznał, że ma dość odgrzewanego jedzenia i postanowił zrobić normalny obiad.
- Ładna jest, to kupiłam.
Madie odłożyła kaburę i usiadła przy stole zabierając się do jedzenia.
- Serio? – Olivier roześmiał się - Nigdy nie zrozumiem dziewczyn. Kupujecie miliony rzeczy, które są wam całkowicie niepotrzebne do życia, a …
Dziewczyna jednak go nie słuchała, ponieważ rozkoszowała się obiadem. Olivier był najlepszym kucharzem jakiego w życiu spotkała, ale mimo to Madie zawsze mówiła mu, że gotuje okropnie.
‘’Jeszcze by w samozachwyt popadł i co?’’ myślała sobie zawsze Madie. Prawda jednak była taka, że dziewczyna była zbyt dumna, by przyznać komukolwiek, że jest w czymś lepszy od niej. Każdy z rodziny Holmesów miał na drugie imię ‘’niktniejestlepszyodemnie’’. Madie przypomniała sobie różne sytuacje z dzieciństwa, w których Mycroft, Sherlock i ona rywalizowali ze sobą w każdej dziedzinie poczynając od tego, kto zje najwięcej kisielu aż do tego, kto zwinie więcej naklejek z pobliskiego kiosku albo…
- Ziemia do Madie!
Dziewczyna oderwała się od wspomnień.
- Co?
- Pytałem czy masz jakiś plan jak złapać Carolyn?  
- Yyyym…nooo... tak.  Już prawie wymyśliłam.
- Prawie wymyśliłam, czyli w ogóle zapomniałaś, że masz wymyślić plan, bo byłaś zajęta kupowaniem jakiś bzdet? – zapytał Olivier, patrząc na nią wymownie.
- Jakich bzdet?  – obruszyła się Madie  – To są bardzo potrzebne rzeczy.
- Taaa, jasne.  Jak coś wymyślisz, to wiesz gdzie mnie szukać.
Olivier wstał i odwrócił się w stronę wyjścia z kuchni kampusu.
- Ejże, stój! Mógłbyś mi przecież pomóc coś wymyślić!
- Niestety, moje łóżko mogłoby się na mnie pogniewać, gdybym z tobą został.
Chłopak wyszczerzył się i wyszedł.
‘’Głupi, tępy idiota’’ – pomyślała Madie  -  ‘’Mógłby mi pomóc, to nie! Jak zwykle sama musze sobie za wszystkim radzić. To nie fair.’’ 
Madie skończyła obiad i poszła do swojego pokoju, aby wymyślić ‘’najbardziej super skuteczny, mega, extra plan’’.
Jak powiedziała, tak nie zrobiła. Skończyło się na tym, że Holmes usiadła na fotelu i przybrała minę myśliciela, żeby chociaż sprawiać pozory, że wcale teraz nie ma ochoty zakopać się w łóżku i  nie wychodzić z niego co najmniej do przyszłego roku.  Zrezygnowana Madie podreptała do pokoju Oliviera.
Pokój ten znajdował się w najbardziej oddalonej części kampusu i mieszkał tam tylko Olivier, który kategorycznie zabraniał komukolwiek zamieszkać w pobliżu, sam również nie chciał się przenieść bliżej ludzi. Ledwie wchodząc na korytarz już było słychać muzykę, której chłopak słuchał przy każdej możliwej okazji, a teraz, kiedy Madie wepchnęła się do życia Oliviera i pochłaniała ¾ jego czasu, okazji tych było bardzo mało.
Madie oczywiście, jak na każdego Holmesa przystało, nie parała się takimi rzeczami jak na przykład pukanie do drzwi, więc wpadła do pokoju Oliviera jak burza i rzuciła się na łóżko, oczekując aż ten coś powie, jednak nie doczekała się. Dziewczyna rozejrzała się i zauważyła, że nikogo nie ma w pokoju. Już miała wstać, gdy otworzyły się drzwi. W progu stał nie kto inny jak właściciel pokoju.  Warto jednak wspomnieć, że osobnik ten był półnagi, a mokre włosy sterczały w artystycznym nieładzie na jego głowie. Chyba pierwszy raz w życiu Madie zaniemówiła.
Olivier tylko przez moment był speszony, lecz natychmiast pewność siebie wróciła do niego.  Swobodnym krokiem chłopak ruszył do szafy. Wiedząc, że Holmes śledzi każdy jego ruch, eksponował swoją gołą klatę i nadzwyczaj wolno ubierał koszulkę. Po tym całym przedstawieniu podszedł do Madie i delikatnym ruchem zamknął jej otwartą buzię.
- Uważaj, bo ci much wleci kochanie – powiedział z tym rodzajem błysku w oku, po którym wymiękały wszystkie dziewczyny.
No, prawie wszystkie, bo Holmes zamiast nadal ślinić się do niego wymierzyła mu  siarczysty policzek.
- Za co to? – krzyknął zaskoczony Olivier.
- Ty już dobrze wiesz! – powiedziała Madie, grożąc mu przy tym placem.
- Teraz to już nic nie rozumiem. Włamujesz się do mojego pokoju, a kiedy ja przychodzę do niego zaraz po kąpieli i funduję ci fajne widoki za free, to się obrażasz! No i gdzie tu logika?
- Jakie fajne widoki?! Jakie…
- A komu, aż ślinka leciała? No komu? – powiedział Olivier z szyderczo-triumfującym uśmiechem.
- Ja…ja…ja… jesteś okropny! – powiedziała Madie i zrobiła coś, co się popularnie nazywa ‘’foch z przytupem i grzywką’’ i zamaszystym krokiem wyszła z pokoju, nie zaszczycając przy tym Oliviera spojrzeniem.
Spokój Oliviera jednak nie trwał długo, bo już po 15-stu  minutach Madie znów rzuciła się na jego łóżko z okrzykiem przegranego żołnierza.
- A tobie co? – spytał chłopak podnosząc głowę sponad książki.
- Zmęczyłam się – powiedział Madie jeszcze bardziej zakopując się w łóżku.
- I byłaś aż tak zmęczona, że postanowiłaś pójść przez cały kampus do mojego pokoju, żeby rzucić się na moje łóżko?
Holmes tylko ofuknęła go i kontynuowała budowanie sobie ‘’kołdrowej nory’’.
- A więc powiedz mi, moja droga koleżanko, czym się tak bardzo zmęczyłaś? - kontynuował Olivier.
- Myśleniem.
Chłopak parsknął śmiechem.
- Czyli jak rozumiem nie wymyśliłaś żadnego planu?
- Nie, – powiedziała Madie  – ale wiem co może mi pomóc w wymyśleniu czegoś.
- Mianowicie co? - powiedział Olivier z nadzieją w głosie.
- LODY CZEKOLADOWE! – powiedziała Madie zrywając się z łóżka.
Olivier popatrzył na nią z litością.
- OJ NO PROSZĘ! CHODŹMY DO GALERII! CAŁY DZIEŃ CHCE SIĘ MI TYCH LODÓW!
Upór w jej głosie był rozbrajający.
- To temu się wtedy tak śliniłaś? – powiedział Olivier ze śmiechem.
Madie momentalnie zesztywniała i powiedziała oschłym, surowym tonem:
- Nie wiem o czym mówisz.
Olivier nie rozumiał o co jej chodzi, ale postanowił nic nie mówić. Wyrażenie zgody na pójście do galerii, od razu przywróciło Madie humor. Wędrując po mieście Madie i Olivier próbowali wymyślić jakikolwiek plan, jednak do głowy przychodziły im same nierealne i absurdalne pomysły. Będąc już w galerii chłopak nakazał Madie iść od cukierni, mówiąc, że on za chwilę tam przyjdzie, tylko musi coś załatwić. Madie zdziwiła się, bo widziała, że wyraźnie się mu gdzieś śpieszy, ale lody czekoladowe wzywały ją, wiec dziewczyna zrezygnowała ze śledzenia go.
Po kupieniu największej porcji lodów, jaką posiadała cukiernia, Madie czekała na Oliviera, ale nie było go nigdzie widać, więc Holmes postanowiła go szukać.  Wielkie było jej zaskoczenie, gdy znalazła Oliviera rozmawiającego z nikim innym jak Carolyn.
Madie miała zamiar podejść do nich i zrobić wielką aferę, nakrzyczeć na nich oboje i z godnością wyjść. To było bardzo w jej stylu, jednak idąc, zmieniła plan.
Podeszła do Oliviera i niemal uwiesiła się na jego szyi.
- Oh Ollie, wszędzie cię szukałam – powiedziała Madie słodko, całując go w policzek  –  O i jest tu też.. yyy.. jak ty się nazywasz? Carrine?
- Carolyn – powiedziała sucho dziewczyna.
- Mniejsza z tym. Ollie musimy już iść. – powiedziała niewinnie Holmes, ciągnąc Oliviera za sobą  – Do zobaczenia Carrine.
Carolyn zignorowała Madie i złapała Oliviera za rękę.
- Ale, proszę, przyjdź bez niej – powiedziała, wskazując na Madie z niechęcią.
Madie spiorunowała ją wzrokiem.
- Ale co to ma znaczyć? Co ty…
- Skończ z tą szopką  – przerwała jej Carolyn i odeszła.
- Co ty do cholery robisz?! – krzyknęli do siebie Madie i Olivier, mierząc się nawzajem wzrokiem.
Ludzie z  galerii popatrzyli na nich z zaciekawieniem i zdziwieniem.  Olivier zauważył to i brutalnie pociągnął Madie do wyjścia. Dopiero w zaułku nieopodal rozpętała się kłótnia. Pierwszy zaczął Olivier.
- Co ty wyprawiasz?! Jaki Ollie?! Czemu jak mucha lepisz się do mnie!?
- Co ja robię? – powiedział Madie patrząc z  wyrzutem na niego - To nie ja umawiam się na jakieś spotkanka towarzyskie z osobą, którą musimy złapać i wydusić z niej prawdę! Ona jest naszym wrogiem! Rozumiesz WRO-GIEM!
- Matko Mad, ale ty jesteś głupia! Umówiłem się z nią, żebyśmy ją złapać mogli. Spotkam się z nią, wezmę na spacer na jakieś odludzie, tam będziesz czekać na nas ty i wtedy to z niej wydusimy!
Madie patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami i ustami ułożonymi w dużą literkę ‘’O’’ 
- Ale, ale, ale…
- No co głuptasie, jakie ale? – powiedział chłopak z uśmiechem.
- Ale czemu mi nie powiedziałeś?
 - Bo byś mi nie pozwoliła tego zrobić.
- Idiota - powiedziała Madie i zamaszystym krokiem zaczęła iść w stronę kampusu.
Olivier nie mając innego wyboru pobiegł za nią. Droga do kampusu minęła im na dokładnym ustalaniu planu schwytania Carolyn. Będąc już pod drzwiami pokoju Madie, Olivier zapytał:
- Serio, Ollie?
- A co nie podoba się?
- W sumie to się podoba – powiedział po chwili milczenia Olivier i poszedł w stronę swojego pokoju, a Madie weszła do swojego pokoju, wpadła do łóżka i zasnęła głębokim snem.

***
Kolejny dzień nie rozpoczął się dla Madie zbyt przyjemnie, ponieważ Olivier zbudził ją o wczesnych godzinach rannych, które według wewnętrznego zegarka Madie obowiązywały co najmniej aż do godziny 12. Zrozpaczona dziewczyna wstała i z wyrazem cierpiętnicy powlokła się do łazienki, aby doprowadzić się do stanu używalności. Olivier rozsiadł się wygodnie na fotelu i uważnie obserwował poczynania Madie. Po 20 minutach ciągłego przeklinania i rozpaczania, bo kreski nie wyszły, bo koszulka brudna, bo spodnie się zgubiły, Madie była gotowa do wyjścia.
- Komu w drogę, temu trampki  – powiedział Olivier i z entuzjazmem ruszył w bliżej niekreślonym kierunku.
Madie nie posiadając innego wyboru podążyła za nim.
- A tak właściwie to gdzie idziemy? – zapytała, ziewając.
- Idziemy przygotować sobie wszystko na dzisiejszy wieczór. Wiesz musimy poznosić wszystkie potrzebne nam przedmioty w jedno miejsce i ogólnie trzeba wszystko do końca ustalić. W nocy zaniosłem już do jednego ze starych budynków wszystkie liny i inne takie, bo chyba dziwnie bym wyglądał, idąc w biały dzień z takimi rzeczami, a jako profesjonalny szpieg nie mogę zwracać na siebie uwagi.
- Ej przecież jest nas dwoje, więc używaj liczby mnogiej kolego szpiegu! –  zaprotestowała Madie.
- Szpiegiem to ty zaczniesz być, jak przestaniesz ziewać co 3 sekundy i jak się przestaniesz o własne nogi potykać.
- Było mnie nie budzić tak wcześnie  – burknęła Madie.
Olivier nic nie odpowiedział, tylko przyśpieszył kroku.
Po kilkunastu minutach marszu doszli na miejsce. W sumie okolica była ładna. Zniszczone budynki współgrały z wysokimi krzakami, a niewielkie jeziorko nadawało okolicy romantyczności. Olivier poprowadził Madie piaszczystą ścieżka, która prowadziła do brzegu jeziora. Dopiero teraz Madie zauważyła, że nad samiuteńkim jeziorkiem znajduje się wielka brzoza, a pod nią ławeczka. Zaraz za brzozą była ścieżka, która prowadziła do jednego z budynków.
- Idealnie – powiedziała Madie z uśmiechem.
- Lepiej nie mogliśmy trafić  – powiedział chłopak stając obok niej  – Teraz już dokładnie wiesz, jaki jest plan oraz wiesz juz co i jak. Została tylko sprawa tego, jak wydusimy z niej informacje.
- O to się nie musisz martwić – odpowiedziała Holmes z tajemniczym uśmiechem.
- Przerażasz mnie.
- I dobrze.
Madie popatrzyła na niego nadal z tym tajemniczym uśmiechem na twarzy. 
Reszta południa upłynęła im na omawianiu planu po raz 623721938. Tylko na chwilę udało się Madie wyrwać ze szponów Oliviera, aby pędem pobiec na miasto po jedzenie. Po zjedzeniu znów przyszła pora na omawianie. Zostało im jeszcze trochę czasu, więc Madie zdecydowanie powiedziała, że nie ma już sił na kolejne powtórki planu i chce teraz odpocząć. Chłopak nie chciał irytować Madie, więc nie pozostało mu nic jak tylko jej przytaknąć. Holmes rozłożyła się na podłodze w starym budynku i rozmyślała.
- Ollie? – zawołała.
Olivier uśmiechnął się słysząc to zdrobnienie.
- Tak?
- Jak ty masz na imię?
Olivier nie wiedział o co Madie chodzi, bo mina myślicielki, goszcząca na jej twarzy, utrudniała mu odczytanie sensu jej pytania.
- Na głowę upadłaś kobieto? Olivier jestem.
- Nie, nie o to mi chodzi – Holmes wywróciła oczyma – Chodzi mi o to, jak masz na nazwisko i na imię, i na drugie imię.
- A po co ci to wiedzieć?
Madie wzruszyła ramionami, a Olivier głowił się nad tym czy jej odpowiedzieć na pytanie, czy nie. Mijały minuty, a chłopak nie odpowiadał, więc Holmes uznała, że nie uzyska odpowiedzi i na powrót zatopiła się w myślach.
- William…
- Co? – zapytała ze zdziwieniem Madie.
- William Olivier Evans.
- Dlaczego używasz drugiego imienia?
- Ja… Eh, nieważne. Kiedyś ci opowiem, ale teraz muszę iść, bo się spóźnię.
Madie pozbierała się z podłogi i wstała.
- Dobra. Operacja ‘’Złapać rudzielca’’ rozpoczęta. Agent 007 zgłasza gotowość do działania.
-  Agent 007, ty się lepiej uspokój i weź się do roboty  – powiedział Olivier i poklepał Holmes po głowie  – Idę. Powodzenia Mad!
Madie uśmiechnęła się w odpowiedzi.
Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Dziewczyna nie wiedząc, co ze sobą robić chyba z milion razy posprawdzała wszystko i z milion jeden raz powtórzyła sobie cały plan. Według wewnętrznego zegarka Madie po wieczności, na horyzoncie pojawiły się dwie sylwetki.
‘’W końcu!’’ – pomyślała  i zajęła wyznaczone miejsce.
Olivier i Carolyn zmierzali w kierunku ławeczki. Zatopieni w rozmowie, usiedli na niej i tak sobie gruchali jak słodkie gołąbeczki. Olivier, albo był zadurzony w Carolyn, albo był profesjonalnym aktorem.  Madie patrząc na nich tak bardzo, bardzo, bardzo, bardzo głęboko w środku poczuła ukłucie zazdrości.  Małe, maleńkie, ale poczuła.
Minuty znów zaczęły sie dłużyć, a Olivier nie dawał Madie znaku, aby mogła zaatakować. Sytuacja miedzy ‘’zakochana parą’’ robiła się coraz bardziej gorąca i Madie była już bliska eksplozji, wiec wyskoczyła z krzaków i podbiegła do Carolyn zanim ta zorientowała się, co się dzieje, Madie już stała za nią z nożem przy jej szyi.
- Co ty do cholery robisz?! – zawołał Olivier.
- O to samo bym chciał zapytać – powiedziała Carolyn.
- Nie mam czasu na wasze gruchanie. Ollie, mieliśmy to załatwić szybko i bez ociągania, więc co teraz chcesz?!
- Ah te kobiety. Wiecznie niecierpliwe  – powiedział Olivier wywracając oczami.
- Zwiąż ja, żeby nam menda nie uciekła!
- CZY KTOŚ MI WYJAŚNI, CO SIĘ TU DZIEJE?! – krzyknęła Carolyn.
- No, a nie widzisz rudzielcu? – zapytała Madie, mocniej przyciskając nóż do jej szyi  – Bierzemy cię na tortury, żeby wydobyć z ciebie informacje.
- Aha. Okey. To macie taki jakiś gang czy coś w tym stylu?
- To ja tu jestem od zadawania pytań! Siedź cicho. Marsz za Olivierem!
Po przyprowadzeniu informatorki do ‘’sali tortur’’, przywiązano ją do krzesła. Wierzgała się ona przy tym okropnie, ale w końcu udało się ją usidlić.
- A więc zaczynamy, bez ociągania – przy tym Madie popatrzyła na Oliviera wymownie – Dlaczego chciałaś zabić mojego brata?
- Twojego brata? Nie znam nawet twojego brata! Co ty…
- Jak nie znasz?! Jak nie znasz?! A kto wbił mojemu bratu, słynnemu Sherlockowi Holmesowi, truciznę?
- Ja… twój brat… co? – Carolyn patrzyła na Madie ze zdziwieniem – Sherlock Holmes, największy i najsłynniejszy detektyw na świecie , człowiek, na widok którego żeńska połowa Londynu mdleje i osoba, która uratowała wielu ludzi, to twój brat?
- W swoim monologu zapomniałaś uwzględnić to, że jest największym idiotą i kretynem tego świata.
- Ale to najinteligen…
- No dobra, dobra. Nieważne  – przerwała jej Madie. – Ważne jest to, że teraz  przez ciebie on leży śpiączce. Powtarzam pytanie. Dlaczego to zrobiłaś?
- To nie ja. Znaczy dostałam taka propozycje, ale to nie ja.  
- Jak to: ‘’dostałaś propozycję’’?
- No zadzwonił do mnie jakiś gościu i zapytał, czy chcę zostać zabójcą słynnego Sherlocka Holmesa, to mu powiedziałam, że nie dzięki, że nie mam czasu, że może innym razem.
Madie spurpurowiała ze złości i chciała rzucić się na tą ‘’wredną kretynkę, która siedzi sobie zdana na moją łaskę lub niełaskę i się nabija ze mnie’’ z dzikim wrzaskiem, jednak Olivier zdążył ją złapać. Rozważał on możliwość przywiązania Madie do krzesła, ale uznał, że mógłby przy tym stracić kilka części ciała, więc wolał nie ryzykować. Skończyło się jednak na tym, że młoda Holmes została spoliczkowana w celu wyrwania z amoku rządzy mordu. Dziewczyna była tak wstrząśnięta wymierzonym policzkiem, że stanęła jak wryta. Miała ona zamiar rzucić się na przyjaciela, bo w końcu jak można tak znieważyć człowieka o nazwisku Holmes. Plany Madie, jednak przerwała Carolyn.
- Ty laska, ty jakaś niezrównoważona jesteś. Nie potrzebujesz wizyty u psychiatry?
Dzięki tej właśnie wypowiedzi  Carolyn przegrała życie. Holmes jednym susem doskoczyła do niej, przewróciła krzesło i zaczęła ją dusić. Olivier, chcąc zapobiec temu wszystkiemu, rzucił się na Madie, jednak otrzymał kopniaka w miejsce, znajdujące się poniżej pasa i na tym się skończyła jego interwencja.
Jeszcze kilkanaście sekund i Carolyn byłaby martwa, jednakże policja, zwabiona głośnymi krzykami, zjawiła się w budynku. Świadomość Madie zarejestrowała tylko to, że została ona uderzona w głowę, brutalnie odciągnięta od półmartwej dziewczyny  i zaprowadzona do samochodu policyjnego. Potem urwał się jej film.
***
- Madie? Madie?
- Zostaw, niech się sama obudzi.
Do Madie zaczęły docierać jakieś znajome głosy, jednak nie mogła ona zidentyfikować do kogo one należą. Właściciele głosów musieli zauważyć, że się poruszyła, bo dziewczyna poczuła na twarzy czyjś oddech.
- Madeleine Holmes, przestań udawać i do jasnej cholery otwórz oczy!
- Jeszcze moment – odpowiedziała prawie niesłyszalnym szeptem. 
- Matko! Ona mówi! Czyli jednak żyje. Dzięki Bogu! Sherlock by mnie zabił, gdyby ona umarła. Zabiłby, a potem jeszcze raz zabił i potem jeszcze raz. Chwała Panu!
- John, przymknij się. – powiedział drugi głos.
‘’Sherlock? John? Skąd ja ich znam? Mój baran chyba się nazywał Sherlock. To ja miałam kiedyś barana? Albo to był brat?‘’ Od tego myślenia zaczęła ją głowa boleć, więc dziewczyna postanowiła otworzyć oczy. To był jej pierwszy błąd. Światło momentalnie ją oślepiło i Madie przez kilka chwil myślała, że umarła i jest w niebie. Z ‘’nieba’’ przywróciła ją postać, która teraz pochylała się nad nią i zasłania cały widok.
- Ooo obudziłaś się  – powiedział jakiś głos - Usiądź.
Madie posłuchała polecenia. To był drugi błąd.
Potem zaczęły się pytania ‘’Jak się nazywasz? Skąd jesteś? Jak się nazywają twoi rodzice? Jak nazywa się twój kot?’’… etc, Holmes jednak nie miała cierpliwości do tych pytań i skończyło się na odpowiedzi:
- A co ja idiotka, żebym swojego imienia nie znać? Madie jestem i jak zaraz się nie zamkniecie, to pożałujecie!
- Tak, zdecydowanie już doszła do siebie  – powiedział głos, który już teraz Madie potrafiła zidentyfikować i dopasować do odpowiedniej osoby.
 ‘’John’’ – pomyślała, uśmiechając się w duszy.- ‘’To znaczy, ze nie będę miała żadnych kłopotów.’’
Kolejny błąd.
- A teraz mi powiedz, młoda damo, co ci strzeliło to tej pustej głowy, że postanowiłaś udusić tą dziewczynę – krzyknęła ta druga osoba, której Madie nadal nie rozpoznawała.
- Daj spokój Lestrade, wyjaśnię ci to – powiedział spokojnie Watson.
‘’Lestrade? Czy to nie ten policjant-idiota, o którym tak często Sherlock mówi? Jak on się nazywał? Gavin czy jakoś tak’’
- Panie Gavin – powiedziała Madie za stoickim spokojem  – pan mi da chwilę, a ja zaraz panu wszystko wytłumaczę. Tylko pan poczeka.
John parsknął śmiechem, a ‘’Gavin’’ coś tam mruknął pod nosem, że wykapany brat.
Po kilku chwilach Madie zaczęła opowiadać policjantowi całą historię o rudowłosej dziewczynie i tłumaczyła mu swoje motywy do zaatakowania jej. W głębi duszy Madie wiedziała, że nic jej nie grozi. W końcu Lestradowi nie uszłoby na sucho to, że ukarałby Madie, nawet gdyby została ona słusznie ukarana. Sherlock na pewno nie przyjąłby takiego wytłumaczenia i skończyło by się to źle. Nawet bardzo źle.
- No dobrze, moja droga - zaczął policjant – chociaż podejrzewam, że działałaś w słusznej sprawie to nie mogę cię od tak wypuścić! Jeśli słyszałaś o czymś takim, jak prawo – tu przerwało mu wymowne spojrzenie Madie – to pewnie wiesz, że usiłowanie zabójstwa, zgodne z nim nie jest. Spróbuję jakoś złagodzić karę, Mycroft pewnie też pomoże… no ale czystej kartoteki to ty nie będziesz miała.
- A czy kiedykolwiek miałam? – prychnęła dziewczyna.
- Na razie musisz tu zostać… chyba, że ktoś zapłaci jakąś kaucje – tu spojrzał znacząco na Johna.
- Ehh… ile? – John zapytał zrezygnowanym tonem. Zawsze to on musiał płacić za to, co narozrabiali Holmesowie.
- Och… niewiele… - tu dopełnili wszystkich formalności i Madie była wolna – Wystarczy teraz, że przeprosisz tą dziewczy…
Spojrzenie Madie sprawiło, że zamilkł.
- No dobrze, idź już – powiedział Greg, wywracając oczami.
Madie zbierała się już do wyjścia, jednak nagle się jej przypomniała, że nie ona sama brała udział w przesłuchiwaniu Carolyn.
- A co z Ollim? 
-  Z kim?
- Z Olivierem, on mi pomagał, znaczy on mnie odciągał, znaczy no…
- Poszedł sobie. Odmówił składania jakichkolwiek zeznań i uznaliśmy, że to on był poszkodowanym, bo..
Madie nie czekała, aż Lestrad dokończy i wyszła z komisariatu.  John poszedł za nią. Nie obeszło się bez kazania na temat tego, co zrobiła. John cały czas gadał, Madie jednak wyłączyła się i nie słuchała go. Jej myśli zajmowało to, że teraz jest bezsilna. Nie ma ani adresu, ani nie jest bliżej wybudzenia Sherlocka ze śpiączki… Holmes tak bardzo chciała być pomocna, chciała coś zrobić, a nie potrafiła.  Ta sytuacja ją przygniatała. Nie wiedząc nawet kiedy, Madie wraz z Johnem znaleźli się pod drzwiami szpitala. Tam czekał na nich Olivier. Z niewyjaśnionych powodów wiedział, że akurat tam spotka przyjaciółkę. John nie miał sił zadawać już nawet pytań kim jest chłopak.
W milczeniu poszli oni wszyscy razem do sali Sherlocka. Ciszę przerwał dopiero Olivier.
- To co teraz robimy?
John popatrzył ze zdziwieniem na chłopaka.
- Jacy my? Ty nie jesteś związany z tą sprawą, więc wracaj do domu, do rodzi…
- John – przerwała mu Madie – zostaw go. To on mi pomógł schwytać Carolyn, mimo że na nic się ona nam przydała.
- Ale…
- Nie ma żadnego ‘’ale’’ – powiedziała stanowczo dziewczyna i podeszła do łóżka, na którym znajdował się Sherlock-warzywko  –  Chciałabym, żeby to wszystko się już wyjaśniło i żeby Sherlock się obudził.
Siadając, Madie niechcący pociągnęła ze sobą kołdrę, którą był przykryty jej brat. Po sali rozszedł się odgłos gniecionego papieru. Wszystkie oczy zwróciły się w stronę łóżka.
- Co do chole… - powiedziała Madie dźwigając kołdrę  – Tylko nie wspominajcie Sherlockowi, że patrzyłam mu pod kołdrę. Jeszcze mógłby to źle zrozumieć. 
John uśmiechnął się w duchu. ‘’Nawet w krytycznych sytuacjach Holmesowie potrafią zachować poczucie humoru.’’
Owym papierem była koperta zaadresowana do Madie. Młoda Holmes z zaciekawieniem otworzyła ją i wyjęła z niej małą karteczkę.
- 199 Hawthorne Ave, Yonkers, Nowy Jork.
Ledwie Madie skończyła czytać, a Sherlock otworzył oczy. Tylko 8 sekund zajęło mu wydedukowanie co się stało i gdzie się znajduje. Po tym czasie zerwał się z łóżka, zrywając z siebie wszystkie kabelki i rzucił się do wyjścia. John zareagował automatycznie i zagrodził Sherlockowi drogę.
- CO ROBISZ DURNY KRETYNIE! PUŚĆ MNIE! POWIEDZIAŁEM PUŚĆ! MUSZE ZŁAPAĆ MORIARTEGO!
- Sherlock uspokój się – powiedział John, dysząc ze zmęczenia.
-JAKIE USPOKÓJ?! CHCĘ ŚWIAT URATOWAC PRZED TYM KRETYNEM! PUSZCZAJ!
- Zazwyczaj super bohaterowie mieli majtki na legginsach lub coś podobnego, ale jak widać mój kochany braciszek uważa, że ubranie jakiejkolwiek bielizny uwłacza jego godności  –  powiedział kpiący głos z końca sali.
Sherlock na początku nie zrozumiał o co chodzi i już miał odpowiedzieć, ale nagle to do niego dotarło.
Był nagi.
Był całkowicie nagi i wierzgał się jak kura w objęciach Johna, który powstrzymywał go przed wybiegnięciem na ulice. Momentalnie Sherlock doskoczył do łóżka i owinął się prześcieradłem, po czym z godnością usiadł na krześle i nie dając jakichkolwiek oznak speszenia zapytał:
- Co wy tutaj robicie?
- Siedzimy i oglądamy twoje poczynania. Mogłeś nam wcześniej powiedzieć, że taki występ tutaj zrobisz to bym zdjęcia zrobiła i do PlayGirl Magazine wysłała – odpowiedział mu Madie szczerząc się do niego.
Sherlock zachowując spokój odpowiedział:
- Trzymaj swoją zazdrość na smyczy.
- A czego bym ci niby miała zazdrościć?
- Ciebie by nawet do Playboya nie wzięli, małolato.
Madie już zbierała się, aby mu odpowiedzieć, ale przerwał jej Olivier.
- Skończcie oboje. Wróćmy lepiej do tej tajemniczej kartki z adresem.
Sherlock spojrzał na niego tym swoim spojrzeniem ‘’masz czelność do mnie mówić, idioto?’’.
-  A co ty się w ogóle wtrącasz?! Nie będziesz mi w moim domu rozkazywał kretynie.
Brwi Oliviera poszybowały w górę.
-  Nie jesteśmy w twoim domu.
  - Mniejsza z tym – zbył go Sherlock – dajcie mi tą kartkę z adresem.
Madie pokornie podała mu kartkę i wpatrywała się w niego, czekając aż coś powie. Reszta robiła to samo. Sherlock postanowił ich jednak nie zaszczycić swoja wypowiedzią i wyszedł z sali. John zawołał za nim.
- A ty dokąd?
- Do Stanów Zjednoczonych.
- Co? – zawołali razem Madie, Olivier i John.
- No przecież logiczne, że jak na kartce jest adres Nowego Jorku to do Chin nie polecę. Wysilcie czasem swoje mózgi, – Sherlock zlustrował ich wzrokiem  –  jeśli w ogóle je posiadacie.
Sherlock ruszył w stronę wyjścia, a reszta została w sali, próbując zrozumieć co się dzieje.
- To co teraz? – zapytał Olivier.
- Idziemy do lekarza powiedzieć, ze Sherlock się obudził i niech go złapią – odpowiedział John.
- A co to da? – Madie podeszła do drzwi – Nawet gdybyśmy zabili Sherlocka, nie powstrzymalibyśmy go.
Tak wiec pozostała trójka niezauważalnie wyszła ze szpitala, aby wraz z Sherlockiem uratować świat.
- Miejmy nadzieję, że zanim Sherlock wsiądzie do samolotu, chociaż ubierze spodnie.
Wszyscy razem wybuchnęli śmiechem. 
-----------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale myślę, że będziecie zadowoleni. Rozdział jeszcze dłuższy niż ten poprzedni. Standardowo zachęcam do komentowania i wyrażania swoich opinii/rad/czy czego tam chcecie. Pozdrawiam. // Justyna c;