** MADIE **
W kampusie dni upływały zdecydowanie zbyt wolno. Nie znając
nikogo, oprócz Kooi, która była zbyt zajęta by przebywać w kampusie i Oliviera,
który w tajemniczy sposób zniknął, Madie czuła się bardzo nieswojo i
niekomfortowo w budynku kampusu. Poza czasem, kiedy przebywała w szkole, w
większości czas spędzała na podwórku obok starego miasteczka uniwersyteckiego
lub wychodziła na miasto, a wszystko dlatego, że nie miała ochoty zapoznawać
się z ludźmi mieszkającymi w kampusie. Prawdę mówiąc Madie ich nie cierpiała, a
zresztą oni jej też. Z podejrzliwością i pogardą patrzyli na nową mieszkankę
ich budynku. Najchętniej wyrzuciliby ją, ale niestety niepisany regulamin
kampusu wyraźnie mówił, że każdy ma prawo tam mieszkać. Nikt również nie chciał
podpaść Kooi, która, jak wynikało z obserwacji Madie, była w kampusie osobą
bardzo szanowaną i najwyraźniej pełniła tam jakąś ważną rolę. Bywały takie
chwile, w których Madie miała ochotę spakować manatki i wrócić do Sherlocka,
jednak zazwyczaj te chwile mijały tak szybko jak się pojawiały. Tym razem było
inaczej – myśl o powrocie do domu nie dawała Madie spać i normalnie
funkcjonować. Ciężko się żyje w miejscu, gdzie żadna osoba nie darzy cię
sympatią i Madie już miała po dziurki w nosie takiego życia, które polegało na
unikaniu ludzi. To nie było w jej stylu. Po bardzo długich namysłach Madie w
końcu podjęła decyzję.
- Wracam do domu. – powiedziała do siebie pewnego dnia
wracając ze szkoły.
Młoda Holmes chcąc zachować resztki godności uznała, że
lepiej będzie ulotnić się wczesnym rankiem, kiedy kampus był opustoszały. Jak
postanowiła, tak zrobiła. Spakowawszy wszystkie swoje rzeczy wyszła ze swojego
pokoju i zostawiła wszystko za sobą. Dotarcie do centrum Londynu autobusem zajęło
jej sporo czasu biorąc pod uwagę ruch panujący na drogach. Ciężko jej jednak
było postawić nogę w mieszkaniu na Baker Street – byłoby to równoznaczne z
przegraniem kłótni i narażeniem się na złośliwe uwagi brata. Po kliku godzinnej tułaczce Madie
zdecydowała, że koniec z tchórzostwem. Stanęła przed mieszkaniem brata i
wpatrywała się w drzwi. Nagle usłyszała za sobą znajomy głos.
- Madeleine, co ty tutaj robisz?
Madie przeklęła w myślach. Olivier. Dziewczyna odwróciła
się.
- Eeee… ja.. postanowiłam się yyy przejść. Tak właśnie,
postanowiłam wybrać się na spacer.
- Na każdy spacer zabierasz walizki z całym swoim dobytkiem?
– Olivier popatrzył jej prosto w oczy.
Madie znów przeklęła – on wie, że kłamię. Olivier mówił
dalej.
- A więc skoro już uzgodniliśmy, że nie jesteś na spacerze i
wiemy również, że uciekłaś z kampusu to może teraz mi powiesz dlaczego
wpatrujesz się w drzwi mieszkania słynnego detektywa Sherlocka Holmesa?
I wtedy Madie zdała sobie sprawę, że nikt w kampusie nie
znał jej nazwiska – wykluczając Kooi oczywiście, a ona widocznie uznała, że ta informacja
nie jest potrzebna ludziom w kapusie. Madie postanowiła nie przerywać tej
niewiedzy.
- Oh, naprawdę? Tutaj
mieszka Sherlock Holmes? – Madie starała się zagrać jak najlepiej, aby Olivier
nie wykrył jej kłamstwa.
Olivier prześwidrował ją wzrokiem i już miał coś powiedzieć,
ale Madie dostrzegła w tłumie ludzi kogoś, kogo w tej chwili nie miała ochoty
spotkać. Dziewczyna chwyciła Oliviera za rękę i pociągnęła go za sobą. Chłopak,
ku jej zaskoczeniu, pobiegł za nią. Zatrzymali się dopiero na rogu Baker
Street. Zdyszani usiedli na chodniku i oparci się o ścianę domu.
- To może teraz wyjaśnisz mi dlaczego najpierw stałaś pod
domem Sherlocka, a potem zaczęłaś przed nim uciekać?
Madie znów przeklęła – Olivier zapewne odwrócił się w biegu
i ujrzał twarz jej brata.
- No dalej, czekam na wyjaśnienia.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – odpowiedziała Madie.
Dziewczyna wstała i już miała zamiar rzucić się do biegu, żeby oddalić się od
Oliviera, ale on chwycił ją za rękę i uniemożliwił jej ucieczkę. Madie
odwróciła się twarzą do niego. Chłopak obserwował ją uważnie i po chwili
milczenia odezwał się.
- To twój brat.
- Nie. – odpowiedziała Madie odwracając wzrok.
- Kłamiesz. – stwierdził Olivier wzmacniając uścisk na jej
nadgarstku.
Madie milczała. Chłopak ścisnął jej rękę jeszcze mocniej.
- Au! To boli!
- Odpowiedz mi to cię puszczę.
- Szantażowanie ludzi jest karalne. – powiedziała
buntowniczo Madie
- Uciekanie z domu też nie jest zgodne z prawem.
Madie odwróciła się od niego z miną obrażonego dziecka.
Olivier roześmiał się.
- Co cię tak śmieszy? – zapytała ostro Madie.
- Ty. – odpowiedział szczerze chłopak.
- Taak? To zaraz zobaczymy czy też ci będzie do śmiechu jak
ci skopię tyłek tak, że przez tydzień usiąść nie będziesz mógł!
Po tych słowach Madie z impetem kopnęła Oliviera w wyżej
wymienioną część ciała. Taki przynajmniej był jej plan, ponieważ skończyło się
na tym, że chłopak unieruchomił ją zanim zdążyła się ona porządnie zamachnąć,
co poskutkowało to tym, że Madie dziko szamotała się w ramionach Oliviera jak
kura w klatce.
- Puść mnie! Słyszysz, idioto! Puść, bo gorzko pożałujesz! Jak
ci się tylko dobiorę…
Dalsze groźby
rozwścieczonej kury zostały zagłuszone
głośnym wybuchem śmiechu Oliviera.
- No, no już. Pani ‘’skopię ci tyłek’’, uspokój się, bo
inaczej będziemy musieli całe miasto ewakuować w strachu przed twoja nogą
rządną siniaków na części ciała kończącej plecy.
W odpowiedzi ‘’noga rządna siniaków’’ momentalnie
wystrzeliła do miejsca poniżej pasa i tak samo szybko została bezczelnie
zablokowana. Nie posiadając już żadnych kończyn, którymi można by było skopać
kogoś, Madie uspokoiła się. Olivier uznał, że zagrożenie minęło i puścił
dziewczynę. Okazało się to poważnym błędem – dziewczyna postanowił zemścić się
na Olivierze. Madie postanowiła wykorzystać swoje ściśle określone ciosy,
które, w jej dawnej szkole, zwykle zapewniały zwycięstwo nawet nad osobnikami
starszymi i silniejszymi. Holmes rzuciła się na Olivera z dzikim okrzykiem wojennym:
- A masz za swoje nędzny robaku!
Chłopak mógł od razu ją zablokować, ale postanowił dać się
jej chwile nacieszyć. Po kilku minutach Oliverowi znudziło się blokowanie
ciosów i już miał zamiar ją znów zablokować gdy Madie nieoczekiwanie rzuciła
się do ucieczki.
‘’I co? Tego się nie spodziewałeś nędzniku!’’ – pomyślała z
triumfem Madie.
Zaskoczenie go dało dziewczynie kilka sekund przewagi. Madie
przechadzając się po Londynie znalazła ukrytą ścieżkę, którą teraz zamierzała
wykorzystać do wygrania pojedynku. Po
kilku minutach biegu, będąc już tuż-tuż wyznaczonego miejsca, Madie spojrzała
za siebie i ku wielkiej uciesze nie ujrzała za sobą swojego kolegi. Nie widząc
dalszej potrzeby biegu, dziewczyna spacerkiem ruszyła przed siebie i
nieoczekiwanie została przyparta przez kogoś do muru.
- Poddajesz się Madeleine? – wymruczał jej prosto do ucha
znajomy głos.
‘’Niech to szlag, a byłam tak blisko’’ – pomyślała.
Madie odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła mu prosto w
oczy.
- Nigdy w życiu.
Olivier uśmiechnął i ją puścił.
- To co? Odprowadzić cię do kampusu?
- Gdzie do kampusu?! – krzyknęła oburzona Madie – za straty
fizyczne jaką jest dziura w mojej koszulce – tutaj Madie z uporem pokazywała
malutką dziurkę na dole koszulki – i zburzenie mojej fryzury jesteś mi winien
odkupienie koszulki i duży deser lodowy!
- Cooo? Nie za dużo sobie przypadkiem żądasz?
- Ciesz się, że za straty moralne cię jeszcze nie policzyłam
nędzniku! – Madie pogroziła paluchem Olivierowi.
- Jakie straty moralne? To ty się na mnie rzuciłaś na mnie
na środku ulicy jak tygrys na antylopę!
- Rzucić się rzuciłam, nie zaprzeczę, ale nie jak tygrys! Ewentualnie jak bezbronny
kociak…
- Bezbronny kociak?! – przerwał jej Olivier - Zlituj się
Panie! Ten kociak o mało mi oczu nie wydrapał!
- Ja? Oczy? Wydrapać? No chyba śnisz! Nawet tknąć cię nie
umiałam, boś mi cały czas ciosy zadawał i bronić się musiałam!
- Przypominam ci, że to ty się na mnie rzuciłaś i jeżeli
ktoś się bronił to, to byłem ja!
- No pewnie, a ja teraz od tej twojej ‘’obrony’’ cała
posiniaczona jestem!
- Trzeba się nie było…
- Cicho tam! –
przerwała mu Madie – to jeszcze nie koniec moich uszczerbków na zdrowiu.
- To ja może notesik sobie przyniosę i wszystko dokładnie
zanotuję?!
- A proszę bardzo! Idź i notuj! I co się śmiejesz jeszcze
draniu?! To nie ty uciekałeś przez pół Londynu przed gwałcicielem!
- A kiedy to ja na stanowisko gwałciciela zostałem
mianowany?
- A bo ja wiem, co ci tam w tej twojej pustej głowie siedzi?
Może akurat na moją część się nastawałeś?!
- Oh, zamknij się
już!
- Co zamknij się? Odszkodowania żądam! – powiedziała z
uporem Madie.
- Figę z makiem ode mnie dostaniesz, a w gratisie jeszcze
jedną garść figi!
- No co za zniewaga! Na policję wniosek złożę!
- A idź gdzie chcesz, nawet na policję! Bylebyś się ode mnie
odczepiła głupia babo!
- Odczepiła? To ty mnie zaczepiłeś jak stałam pod
mieszkaniem brata, a potem mi nie dałeś odejść i zaatakowałeś mnie, bezbronną
niewiastę, na środku miasta!
- No już, już! Uznajmy, że to ja cię zaatakowałem i, że
bardzo na tym ucierpiałaś, ale błagam – przymknij się już! – powiedział Olivier
patrząc na Madie błagalnym wzrokiem.
- Przymknę się jak mi deser lodowy kupisz.
- Czy to szantaż?
- Nie szantaż, a pomoc przyjaciółce w cukrowej potrzebie. –
odpowiedziała wesoło Madie.
Olivier wzniósł oczy ku niebu.
- Uchowaj Panie od takich przyjaciół!
Za to stwierdzenie dostał kuksańca w żebra.
- To gdzie, przyjaciółko moja najdroższa, chcesz te lody
zjeść?
- A byle gdzie, byleby szybko! Zaraz z braku cukru
przytomność stracę.
- To trać, wtedy w końcu uwolnię się od ciebie. – powiedział
cicho Olivier.
Niestety, wyostrzony słuch Madie wychwycił te słowa i
chłopak jeszcze raz oberwał po żebrach.
Po zjedzeniu niewyobrażalnie dużej porcji lodów, żołądek
Madie został zaspokojony i teraz nadszedł czas na zakupy, na które Olivier nie
miał najmniejszej ochoty iść. Madie jednak posiada wielki talent do
przekonywania ludzi do swoich racji, więc po kilkudziesięciu minutach błagania
zrezygnowany Olivier powłóczył się za Madie. Holmes trajkotała jak katarynka o
wszystkim i o niczym, a Olivier tylko przytakiwał i udawał, że jest szczerze
zainteresowany tym, co ona mówi. Nagle rozległ się krzyk Madie:
- O MATKOOO!
Dziewczyna szybko wbiegła do jakiegoś sklepu, a Olivier
pobiegła za nią i ze zdziwieniem patrzył na nią, kiedy ta łasiła się do bluzki
jak kot.
- Widziałeś kiedyś taką cudowną bluzkę? – Madie pomachała
Olivierowi ową bluzką przed nosem – jeju, jaka ona cudowna! Muszę ją mieć! Idę
ją przymierzyć! A ty – tutaj popatrzyła groźnie na Oliviera - masz na mnie
czekać. Nawet nie próbuj się ruszyć z miejsca.
- No dobra, dobra. Nawet nie drgnę, ale się pośpiesz z tym
przebieraniem.
- Okey, za 3 minuty jestem. – i pobiegła w stronę
przebieralni.
Olivier wywrócił oczami i oparł się półkę z ubraniami.
Minuty mijały, a Madie jak nie było, tak nie było. W końcu Olivier postanowił
jej poszukać. Zaczął lawirować między wieszakami i w głębi sklepu zauważył
szopę czerwonych włosów. Chłopak przybliżył się do niej, dziewczyna właśnie się
odwróciła.
- Ojej, przepraszam. Pomyliłem cię z kimś. – powiedział
Olivier, a Madie jak duch pojawiła się za nim.
- Odchodzę od ciebie na 3 minuty, a ty już znajdujesz sobie
zastępstwo za mnie. – powiedział z wyrzutem Holmes i zmierzyła nieznajomą
dziewczynę wzrokiem - Na dodatek chyba
masz słabość do rudzielców.
- 3 minuty?! Od jakiś 20 minut cię nie ma!
- Coś ci chyba zegarek za szybko chodzi!
- Chyba twój za wolno!
- Mój wewnętrzny zegarek chodzi idealnie, a to że twój nie
chodzi tak samo jak mój, to już twoją wina! – powiedziała Madie tupiąc nogą.
Olivier już otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, ale
nieznajoma go uprzedziła.
- Nawet się nie wysilaj, żeby odpowiedzieć. Z kobietami, a
szczególnie takimi jak ona, nie wygrasz. - powiedziała z uśmiechem.
Olivier odpowiedział jej nieśmiałym uśmiechem, a Madie
spiorunowała ją wzrokiem i już miała wykrzyczeć jej w twarz co o niej myśli,
ale w ostatniej chwili się opanowała.
- Olivier, w sumie to ja już kupiłam tą koszulkę, więc
możemy iść.
Madie, odwróciła się zamaszyście i pomaszerowała w stronę
wyjścia. Chłopak chciał ruszyć za nią, ale nieznajoma go chwyciła za łokieć.
- Carolyn jestem.
- Oliv…
- Wiem. – powiedziała
z uśmiechem – Może byśmy się kiedyś spotkali? Co ty na to?
Olivier już chciał odpowiedzieć, że chętnie, ale poczuł na
sobie wściekły wzrok Madie.
- Muszę iść. – powiedział i posłał Carolyn przepraszające
spojrzenie.
Madie niemal biegła przez galerię wpatrzona przed siebie i
nawet nie popatrzyła za siebie, aby zobaczyć czy Olivier za nią idzie. W końcu
na ulicy Olivier dogonił Madie.
- Ej co się stało? – zapytał chwytając Holmes za rękę, aby
mu nie uciekła.
Madie popatrzyła na niego zielonymi oczami, w których czaiła
się złość.
- Nic. – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Olivier zbliżył się do niej i popatrzył jej prosto w oczy.
Madie wpatrywała się w jego orzechowe oczy, które zaintrygowały ją przy ich pierwszym
spotkaniu.
- Co się stało? -
zapytał jeszcze raz, tym razem bardziej stanowczo.
- Ty się masz jeszcze czelność pytać co się stało?! Ta suka
mnie wyzywała i poniżyła, a ty nie dość, że nic jej nie powiedziałeś, to
jeszcze chcesz się z nią spotkać! – wykrzyknęła Madie krzyżując ręce na piersi
i tupiąc nogą.
- No to mi odpowiedz jak to ona cię z wyzywała, bo chyba
mnie w tym momencie nie było przy was.
W kącikach ust Oliviera czaił się uśmiech.
- No przecież powiedziała, że takimi jak ja nie wygrasz! I w
sposób jaki to powiedziała! Z taką pogardą, jakbym była śmieciem! Nic
nieznaczącym śmieciem! Nie rozumiesz tego?! To byłą oblega! I jeszcze z jakim
triumfem patrzyła na ciebie, kiedy ja odeszłam!
- Oh, to ten triumf w oczach musiał być bardzo wielki, że aż
go zauważyłaś będąc odwrócona plecami do niej. – powiedział Olivier i wybuchnął
śmiechem.
Madie rzuciła się na niego, powalając go na ziemię.
- Jak. Śmiesz. Śmiać. Się. Z. Tego. – wrzeszczała, siedząc
mu na brzuchu i okładając go przy tym pięściami.
Madie chciała zadać
decydujący cios, ale nagle jej ręka nagle zastygła w bezruchu, a wzrok
powędrował w stronę gazet, znajdujących się na wystawie sklepu. Madie szybko
pozbierała się z ziemi i wbiegła do owego sklepu. Olivier za zdziwieniem wstał
i pobiegł za nią, lecz zanim zdążył ją dogonić, Madie już kupiła gazetę i z
zapartym tchem ją czytała. Olivier spojrzał jej przez ramię, żeby zobaczyć co
czyta.
SHERLOCK
HOLMES W ŚPIĄCZCE. LEKARZE SĄ BEZRADNI. NIKT NIE WIE CO SIĘ STAŁO.
Madie wpatrywała się martwym wzrokiem w nagłówek. Olivier
popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie wiedziałaś? – zapytał.
- Jja niee… skąd?..ja…nic..- odpowiedziała Madie, bezskutecznie
walcząc ze łzami napływającymi do oczu.
Olivier objął ją ramieniem. Madie wzdrygnęła się, nie była
przyzwyczajona do takich gestów, ale teraz przylgnęła do Oliviera i tak trwali
przez kilka chwil. Madie opanowała się, wytarła łzy rękawem bluzy.
- Musze iść do niego. – powiedziała i odsunęła się od Oliviera i
spuściła wzrok.
Wstydziła się tego, że zaczęła płakać przy Olivierze. Madie była z
gatunku tych dziewczyn, które wstydzą się swoich słabości i na każdym kroku
pokazują swoją siłę.
Olivier zabrał gazetę z jej ręki.
- Jest w szpitalu na Praed Street – chłopak spojrzał na nią sponad gazety
– Iść z tobą?
- Nie,
nie trzeba. Poradzę sobie. – powiedziała, pociągając nosem.
Madie chciała żeby Olivier z nią poszedł, ale
nie chciała, żeby widział jak się załamuje.
- Na
pewno? Mogę iść z tobą, to żaden…
- Nie. – ucięła krótko Madie i spojrzała mu w
oczy.
Jego oczy, zwykle zimne, teraz emanowały
ciepłem.
- Okey, jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać. –
powiedział z pokrzepiającym uśmiechem.
Madie odeszła kawałek, a potem odwróciła się i
spojrzała na Oliviera.
- Dziękuję. – powiedziała i pobiegła w stronę
Praed Street.
Madie wparowała niczym burza do szpitala i
podbiegła do najbliższej pielęgniarki.
- Przepraszam, w której sali leży Sherlock
Holmes?
- Oh, kochanie nie mogę ci udzielić tej informacji.
- Dlaczego? – zapytała Madie cierpko.
- Pan Holmes ma wielu fanów i nie możemy
pozwolić, żeby wszyscy wparowywali do jego sali. On potrzebuje spokoju i …
Madie chwyciła pielęgniarkę za fartuch i
przycisnęła do ściany.
- Gadaj, w której sali leży
Sherlock, ale już!
- Ale, ale…
- Gadaj! – wrzasnęła Madie,
a wszyscy wpatrywali się w nią. Jakiś pielęgniarz już zmierzał w jej stronę.
Madie popatrzyła gniewnie
na wystraszoną pielęgniarkę.
- 37 – szepnęła
pielęgniarka – sala 37! Na końcu korytarza w prawym skrzydle szpitala.
Madie uśmiechnęła się.
- I co? Nie dało się tak od
razu?
I pędem pobiegła do
wskazanej sali, ignorując wystraszone spojrzenia ludzi w poczekalni.
Holmes wpadła do Sali 37
jak burza. Pech chciał, że akurat w tej sali znajdował się lekarz, sprawdzając
stan Sherlocka.
Lekarz popatrzył na nią
znad okularów.
- A co pani tutaj robi?
Proszę wyjść!
- Mam prawo tutaj być!
- Tak? To proszę mi pokazać
przepustkę?
- Jaka przepustkę?
- Przepustkę od lekarza
dyżurującego na recepcji, że ma pani prawo przebywać w tej sali.
- NIE MAM ŻADNEJ PIEPRZONEJ
PRZEPUSTKI…!
- To proszę wyjść w tej
chwili! – powiedział lekarz stanowczo.
- NIE BĘDĘ NIGDZIE
WYCHODZIĆ! CHCĘ SIĘ ZOBCZYĆ Z SHELROCKIEM!
W tej chwili do sali
przybiegli ochroniarze.
- Słuchaj młoda damo, nie
będę tolerował takiego zachowaniu i…
- ZAMNKIJ SIĘ JUŻ STARY
DZIADZIE ALBO ROZWALE CI SZCZĘKĘ!
Madie zamierzała się rzucić
na lekarza, ale ochroniarze ją złapali i próbowali wywlec w sali. Madie wierzgała nogami i wymachiwała rękoma na
wszystkie strony. W połowie drodze do drzwi udało się Madie złapać krzesło,
którym zaczęła okładać ochroniarzy, którzy chcąc ochronić siebie, puścili ją.
Madie wstała i zaczęła biegać po sali rzucając w ochroniarzy i lekarza
wszystkim co wpadło jej w ręce. Lekarz oberwał wazonem, a jeden z ochroniarzy
dostał w brzuch apteczką jednak nadal Madie nie miała szans na wygraną, więc
szybko wgramoliła się pod łóżko, na którym leżał Sherlock. Tam nikt nie mógł jej
dosięgnąć, nie robiąc krzywdy Sherlockowi.
‘’Szach-mat’’ – pomyślała
Madie jednak nagle ktoś chwycił ją za włosy, wyciągnął spod łóżka i brutalnie
ciągnął w stronę wyjścia.
- AŁAAAAAAAAAAAAAAAAA! PUŚĆ
MNIEEE! AUUUUUUUUUUU!!!! JESTEM SIOSTRĄ SHERLOCKA! JAK SIĘ OBUDZI TO MU OPOWIEM
JAK MNIE TRAKTOWALISCIE!
W tym momencie ktoś, kto ją
trzymał, puścił ją. Madie szybko umknęła na bok i chwyciła w ręce stolik, a
raczej resztki stolika, aby móc się bronić.
- Jak to jesteś siostrą
Sherlocka? – zapytał zdumiony lekarz, pocierając głowę.
- Tak to, że moja
rodzicielka jest też rodzicielką Sherlocka. – warknęła Madie.
- Ooo, to zmienia postać
rzeczy! Witaj siostro Sherlocka! – powiedział lekarz podsuwając jej krzesło,
które brutalnie straciło jedną nogę i oparcie. – Przepraszamy, że
uniemożliwiliśmy pani spotkanie z bratem. Czy możemy coś jeszcze dla pani
zrobić?
- Wyjdźcie stąd! Wszyscy!
Albo zacznę w was rzucać stolikiem!
- Ależ oczywiście, już
wychodzimy. Może chce pani kawy albo herbaty, a może…
- WYJDŹ! – krzyknęła Madie,
podnosząc rękę, aby rzucić stolikiem.
Lekarz pierzchnął z sali
niczym mysz, a Madie usiadła w kacie i rozpłakała się na dobre.
Po kilku godzinach Madie
wyszła z sali i natknęła się na lekarza, z którym toczyła wojnę.
- Wychodzę na chwilę, aby
coś zjeść. Jak wrócę sala ma być wysprzątana. – powiedziała, piorunując go
wzrokiem.
- Ależ oczywiście i czy
mogłaby pani… ykhym..- lekarz popatrzył na nią niepewnie – nie mówić… ykhym…
nic pani … ykhym … bratu … o tym … ykhym.zajściu?... ykhym.
- Zastanowię, a panu radę
wziąć jakieś tabletki na gardło. – powiedział Madie, uśmiechając się szyderczo.
Holmes odwróciła się na
pięcie i pomaszerowała w stronę wyjścia, czując na sobie wzrok lekarza.
Madie wyszła na miasto i
odetchnęła z ulgą. Poszwendała się gdzieś po parku, dając szpitalowi czas na
wysprzątanie pobojowiska, które tam zostawiła.
‘’Gdyby tylko Sherlock
wiedział, co musiałam zrobić, żeby się z nim zobaczyć’’ – pomyślała, kupując
sobie porcję frytek w knajpce.
Gdy żołądek Madie znów się
napełnił i przestał wydawać dźwięki zbliżone do dźwięków wydawanych przez łosie
w okresie godowym, dziewczyna ruszyła w drogę powrotną do szpitala. Wszystkie
pielęgniarki i lekarze uśmiechali się do niej, gdy kroczyła przez przychodnię,
ale w ich oczach czaił się strach. Już wszyscy w szpitalu wiedzieli o jej małym
wybryku. Madie spokojnie weszła do sali 37 i ledwo usiadła, a zobaczyła kogoś w
drzwiach.
‘’O nieeee!’’ – pomyślała
Madie, przeklinając się w duchu za to, że w ogóle tu przylazła.
- Ooo… Madie co ty tu
robisz? – zapytał znajomy głos.
Madie przeklęła w myślach –
‘’Teraz zaczną się pytania i trzeba będzie wszystko wyjaśniać. Matko Boska! Nie
mam sił na to.’’
Holmes uśmiechnęła się
sztucznie.
-
Witaj, John. Dawno cię nie widziałam.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po długich męczarniach i
nieprzespanych nocach- skończyłam! Napisałam najdłuższy rozdział w swoim życiu.
Mam nadzieję, że spodoba się. Miłego czytania! // Justyna c;