czwartek, 19 lutego 2015

Rozdział 14

** MADIE **

W kampusie dni upływały zdecydowanie zbyt wolno. Nie znając nikogo, oprócz Kooi, która była zbyt zajęta by przebywać w kampusie i Oliviera, który w tajemniczy sposób zniknął, Madie czuła się bardzo nieswojo i niekomfortowo w budynku kampusu. Poza czasem, kiedy przebywała w szkole, w większości czas spędzała na podwórku obok starego miasteczka uniwersyteckiego lub wychodziła na miasto, a wszystko dlatego, że nie miała ochoty zapoznawać się z ludźmi mieszkającymi w kampusie. Prawdę mówiąc Madie ich nie cierpiała, a zresztą oni jej też. Z podejrzliwością i pogardą patrzyli na nową mieszkankę ich budynku. Najchętniej wyrzuciliby ją, ale niestety niepisany regulamin kampusu wyraźnie mówił, że każdy ma prawo tam mieszkać. Nikt również nie chciał podpaść Kooi, która, jak wynikało z obserwacji Madie, była w kampusie osobą bardzo szanowaną i najwyraźniej pełniła tam jakąś ważną rolę. Bywały takie chwile, w których Madie miała ochotę spakować manatki i wrócić do Sherlocka, jednak zazwyczaj te chwile mijały tak szybko jak się pojawiały. Tym razem było inaczej – myśl o powrocie do domu nie dawała Madie spać i normalnie funkcjonować. Ciężko się żyje w miejscu, gdzie żadna osoba nie darzy cię sympatią i Madie już miała po dziurki w nosie takiego życia, które polegało na unikaniu ludzi. To nie było w jej stylu. Po bardzo długich namysłach Madie w końcu podjęła decyzję.
- Wracam do domu. – powiedziała do siebie pewnego dnia wracając ze szkoły.
Młoda Holmes chcąc zachować resztki godności uznała, że lepiej będzie ulotnić się wczesnym rankiem, kiedy kampus był opustoszały. Jak postanowiła, tak zrobiła. Spakowawszy wszystkie swoje rzeczy wyszła ze swojego pokoju i zostawiła wszystko za sobą. Dotarcie do centrum Londynu autobusem zajęło jej sporo czasu biorąc pod uwagę ruch panujący na drogach. Ciężko jej jednak było postawić nogę w mieszkaniu na Baker Street – byłoby to równoznaczne z przegraniem kłótni i narażeniem się na złośliwe uwagi brata.  Po kliku godzinnej tułaczce Madie zdecydowała, że koniec z tchórzostwem. Stanęła przed mieszkaniem brata i wpatrywała się w drzwi. Nagle usłyszała za sobą znajomy głos.
- Madeleine, co ty tutaj robisz?
Madie przeklęła w myślach. Olivier. Dziewczyna odwróciła się.
- Eeee… ja.. postanowiłam się yyy przejść. Tak właśnie, postanowiłam wybrać się na spacer.
- Na każdy spacer zabierasz walizki z całym swoim dobytkiem? – Olivier popatrzył jej prosto w oczy.
Madie znów przeklęła – on wie, że kłamię. Olivier mówił dalej.
- A więc skoro już uzgodniliśmy, że nie jesteś na spacerze i wiemy również, że uciekłaś z kampusu to może teraz mi powiesz dlaczego wpatrujesz się w drzwi mieszkania słynnego detektywa Sherlocka Holmesa? 
I wtedy Madie zdała sobie sprawę, że nikt w kampusie nie znał jej nazwiska – wykluczając Kooi oczywiście, a ona widocznie uznała, że ta informacja nie jest potrzebna ludziom w kapusie. Madie postanowiła nie przerywać tej niewiedzy.
 - Oh, naprawdę? Tutaj mieszka Sherlock Holmes? – Madie starała się zagrać jak najlepiej, aby Olivier nie wykrył jej kłamstwa.
Olivier prześwidrował ją wzrokiem i już miał coś powiedzieć, ale Madie dostrzegła w tłumie ludzi kogoś, kogo w tej chwili nie miała ochoty spotkać. Dziewczyna chwyciła Oliviera za rękę i pociągnęła go za sobą. Chłopak, ku jej zaskoczeniu, pobiegł za nią. Zatrzymali się dopiero na rogu Baker Street. Zdyszani usiedli na chodniku i oparci się o ścianę domu.
- To może teraz wyjaśnisz mi dlaczego najpierw stałaś pod domem Sherlocka, a potem zaczęłaś przed nim uciekać?
Madie znów przeklęła – Olivier zapewne odwrócił się w biegu i ujrzał twarz jej brata.
- No dalej, czekam na wyjaśnienia.
- Nie chcę o tym rozmawiać. – odpowiedziała Madie. Dziewczyna wstała i już miała zamiar rzucić się do biegu, żeby oddalić się od Oliviera, ale on chwycił ją za rękę i uniemożliwił jej ucieczkę. Madie odwróciła się twarzą do niego. Chłopak obserwował ją uważnie i po chwili milczenia odezwał się.
- To twój brat.
- Nie. – odpowiedziała Madie odwracając wzrok.
- Kłamiesz. – stwierdził Olivier wzmacniając uścisk na jej nadgarstku.
Madie milczała. Chłopak ścisnął jej rękę jeszcze mocniej.
- Au! To boli!
- Odpowiedz mi to cię puszczę.
- Szantażowanie ludzi jest karalne. – powiedziała buntowniczo Madie
- Uciekanie z domu też nie jest zgodne z prawem.
Madie odwróciła się od niego z miną obrażonego dziecka. Olivier roześmiał się.
- Co cię tak śmieszy? – zapytała ostro Madie.
- Ty. – odpowiedział szczerze chłopak.
- Taak? To zaraz zobaczymy czy też ci będzie do śmiechu jak ci skopię tyłek tak, że przez tydzień usiąść nie będziesz mógł!
Po tych słowach Madie z impetem kopnęła Oliviera w wyżej wymienioną część ciała. Taki przynajmniej był jej plan, ponieważ skończyło się na tym, że chłopak unieruchomił ją zanim zdążyła się ona porządnie zamachnąć, co poskutkowało to tym, że Madie dziko szamotała się w ramionach Oliviera jak kura w klatce.
- Puść mnie! Słyszysz, idioto! Puść, bo gorzko pożałujesz! Jak ci się tylko dobiorę…
 Dalsze groźby rozwścieczonej kury zostały  zagłuszone głośnym wybuchem śmiechu Oliviera.
- No, no już. Pani ‘’skopię ci tyłek’’, uspokój się, bo inaczej będziemy musieli całe miasto ewakuować w strachu przed twoja nogą rządną siniaków na części ciała kończącej plecy.
W odpowiedzi ‘’noga rządna siniaków’’ momentalnie wystrzeliła do miejsca poniżej pasa i tak samo szybko została bezczelnie zablokowana. Nie posiadając już żadnych kończyn, którymi można by było skopać kogoś, Madie uspokoiła się. Olivier uznał, że zagrożenie minęło i puścił dziewczynę. Okazało się to poważnym błędem – dziewczyna postanowił zemścić się na Olivierze. Madie postanowiła wykorzystać swoje ściśle określone ciosy, które, w jej dawnej szkole, zwykle zapewniały zwycięstwo nawet nad osobnikami starszymi i silniejszymi. Holmes rzuciła się na Olivera  z dzikim okrzykiem wojennym:
- A masz za swoje nędzny robaku!
Chłopak mógł od razu ją zablokować, ale postanowił dać się jej chwile nacieszyć. Po kilku minutach Oliverowi znudziło się blokowanie ciosów i już miał zamiar ją znów zablokować gdy Madie nieoczekiwanie rzuciła się do ucieczki.
‘’I co? Tego się nie spodziewałeś nędzniku!’’ – pomyślała z triumfem Madie.
Zaskoczenie go dało dziewczynie kilka sekund przewagi. Madie przechadzając się po Londynie znalazła ukrytą ścieżkę, którą teraz zamierzała wykorzystać do  wygrania pojedynku. Po kilku minutach biegu, będąc już tuż-tuż wyznaczonego miejsca, Madie spojrzała za siebie i ku wielkiej uciesze nie ujrzała za sobą swojego kolegi. Nie widząc dalszej potrzeby biegu, dziewczyna spacerkiem ruszyła przed siebie i nieoczekiwanie została przyparta przez kogoś do muru.
- Poddajesz się Madeleine? – wymruczał jej prosto do ucha znajomy głos.
‘’Niech to szlag, a byłam tak blisko’’ – pomyślała.
Madie odwróciła głowę w jego stronę i popatrzyła mu prosto w oczy.
- Nigdy w życiu.
Olivier uśmiechnął i ją puścił.
- To co? Odprowadzić cię do kampusu?
- Gdzie do kampusu?! – krzyknęła oburzona Madie – za straty fizyczne jaką jest dziura w mojej koszulce – tutaj Madie z uporem pokazywała malutką dziurkę na dole koszulki – i zburzenie mojej fryzury jesteś mi winien odkupienie koszulki i duży deser lodowy!
- Cooo? Nie za dużo sobie przypadkiem żądasz?
- Ciesz się, że za straty moralne cię jeszcze nie policzyłam nędzniku! – Madie pogroziła paluchem Olivierowi.
- Jakie straty moralne? To ty się na mnie rzuciłaś na mnie na środku ulicy jak tygrys na antylopę!
- Rzucić się rzuciłam, nie zaprzeczę,  ale nie jak tygrys! Ewentualnie jak bezbronny kociak…
- Bezbronny kociak?! – przerwał jej Olivier - Zlituj się Panie! Ten kociak o mało mi oczu nie wydrapał!
- Ja? Oczy? Wydrapać? No chyba śnisz! Nawet tknąć cię nie umiałam, boś mi cały czas ciosy zadawał i bronić się musiałam!
- Przypominam ci, że to ty się na mnie rzuciłaś i jeżeli ktoś się bronił to, to byłem ja!
- No pewnie, a ja teraz od tej twojej ‘’obrony’’ cała posiniaczona jestem!
- Trzeba się nie było…
-  Cicho tam! – przerwała mu Madie – to jeszcze nie koniec moich uszczerbków na zdrowiu.
- To ja może notesik sobie przyniosę i wszystko dokładnie zanotuję?!
- A proszę bardzo! Idź i notuj! I co się śmiejesz jeszcze draniu?! To nie ty uciekałeś przez pół Londynu przed gwałcicielem!
- A kiedy to ja na stanowisko gwałciciela zostałem mianowany?
- A bo ja wiem, co ci tam w tej twojej pustej głowie siedzi? Może akurat na moją część się nastawałeś?!
 - Oh, zamknij się już!
- Co zamknij się? Odszkodowania żądam! – powiedziała z uporem Madie.
- Figę z makiem ode mnie dostaniesz, a w gratisie jeszcze jedną garść figi!
- No co za zniewaga! Na policję wniosek złożę!
- A idź gdzie chcesz, nawet na policję! Bylebyś się ode mnie odczepiła głupia babo!
- Odczepiła? To ty mnie zaczepiłeś jak stałam pod mieszkaniem brata, a potem mi nie dałeś odejść i zaatakowałeś mnie, bezbronną niewiastę, na środku miasta!
- No już, już! Uznajmy, że to ja cię zaatakowałem i, że bardzo na tym ucierpiałaś, ale błagam – przymknij się już! – powiedział Olivier patrząc na Madie błagalnym wzrokiem.
- Przymknę się jak mi deser lodowy kupisz.
- Czy to szantaż? 
- Nie szantaż, a pomoc przyjaciółce w cukrowej potrzebie. – odpowiedziała wesoło Madie.
Olivier wzniósł oczy ku niebu.
- Uchowaj Panie od takich przyjaciół!
Za to stwierdzenie dostał kuksańca w żebra.
- To gdzie, przyjaciółko moja najdroższa, chcesz te lody zjeść?
- A byle gdzie, byleby szybko! Zaraz z braku cukru przytomność stracę.
- To trać, wtedy w końcu uwolnię się od ciebie. – powiedział cicho Olivier.
Niestety, wyostrzony słuch Madie wychwycił te słowa i chłopak jeszcze raz oberwał po żebrach.
Po zjedzeniu niewyobrażalnie dużej porcji lodów, żołądek Madie został zaspokojony i teraz nadszedł czas na zakupy, na które Olivier nie miał najmniejszej ochoty iść. Madie jednak posiada wielki talent do przekonywania ludzi do swoich racji, więc po kilkudziesięciu minutach błagania zrezygnowany Olivier powłóczył się za Madie. Holmes trajkotała jak katarynka o wszystkim i o niczym, a Olivier tylko przytakiwał i udawał, że jest szczerze zainteresowany tym, co ona mówi. Nagle rozległ się krzyk Madie:
- O MATKOOO!
Dziewczyna szybko wbiegła do jakiegoś sklepu, a Olivier pobiegła za nią i ze zdziwieniem patrzył na nią, kiedy ta łasiła się do bluzki jak kot. 
- Widziałeś kiedyś taką cudowną bluzkę? – Madie pomachała Olivierowi ową bluzką przed nosem – jeju, jaka ona cudowna! Muszę ją mieć! Idę ją przymierzyć! A ty – tutaj popatrzyła groźnie na Oliviera - masz na mnie czekać. Nawet nie próbuj się ruszyć z miejsca.
- No dobra, dobra. Nawet nie drgnę, ale się pośpiesz z tym przebieraniem.
- Okey, za 3 minuty jestem. – i pobiegła w stronę przebieralni.
Olivier wywrócił oczami i oparł się półkę z ubraniami. Minuty mijały, a Madie jak nie było, tak nie było. W końcu Olivier postanowił jej poszukać. Zaczął lawirować między wieszakami i w głębi sklepu zauważył szopę czerwonych włosów. Chłopak przybliżył się do niej, dziewczyna właśnie się odwróciła.
- Ojej, przepraszam. Pomyliłem cię z kimś. – powiedział Olivier, a Madie jak duch pojawiła się za nim.
- Odchodzę od ciebie na 3 minuty, a ty już znajdujesz sobie zastępstwo za mnie. – powiedział z wyrzutem Holmes i zmierzyła nieznajomą dziewczynę wzrokiem -  Na dodatek chyba masz słabość do rudzielców.
- 3 minuty?! Od jakiś 20 minut cię nie ma!
- Coś ci chyba zegarek za szybko chodzi!
- Chyba twój za wolno!
- Mój wewnętrzny zegarek chodzi idealnie, a to że twój nie chodzi tak samo jak mój, to już twoją wina! – powiedziała Madie tupiąc nogą.
Olivier już otwierał usta, żeby jej odpowiedzieć, ale nieznajoma go uprzedziła.
- Nawet się nie wysilaj, żeby odpowiedzieć. Z kobietami, a szczególnie takimi jak ona, nie wygrasz. - powiedziała z uśmiechem.
Olivier odpowiedział jej nieśmiałym uśmiechem, a Madie spiorunowała ją wzrokiem i już miała wykrzyczeć jej w twarz co o niej myśli, ale w ostatniej chwili się opanowała.
- Olivier, w sumie to ja już kupiłam tą koszulkę, więc możemy iść.
Madie, odwróciła się zamaszyście i pomaszerowała w stronę wyjścia. Chłopak chciał ruszyć za nią, ale nieznajoma go chwyciła za łokieć.
- Carolyn jestem.
- Oliv…
- Wiem.  – powiedziała z uśmiechem – Może byśmy się kiedyś spotkali? Co ty na to?
Olivier już chciał odpowiedzieć, że chętnie, ale poczuł na sobie wściekły wzrok Madie.
- Muszę iść. – powiedział i posłał Carolyn przepraszające spojrzenie.
Madie niemal biegła przez galerię wpatrzona przed siebie i nawet nie popatrzyła za siebie, aby zobaczyć czy Olivier za nią idzie. W końcu na ulicy Olivier dogonił Madie.
- Ej co się stało? – zapytał chwytając Holmes za rękę, aby mu nie uciekła.
Madie popatrzyła na niego zielonymi oczami, w których czaiła się złość.
- Nic. – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
Olivier zbliżył się do niej i popatrzył jej prosto w oczy. Madie wpatrywała się w jego orzechowe oczy, które zaintrygowały ją przy ich pierwszym spotkaniu.
- Co się stało? -  zapytał jeszcze raz, tym razem bardziej stanowczo.
- Ty się masz jeszcze czelność pytać co się stało?! Ta suka mnie wyzywała i poniżyła, a ty nie dość, że nic jej nie powiedziałeś, to jeszcze chcesz się z nią spotkać! – wykrzyknęła Madie krzyżując ręce na piersi i tupiąc nogą.
- No to mi odpowiedz jak to ona cię z wyzywała, bo chyba mnie w tym momencie nie było przy was.
W kącikach ust Oliviera czaił się uśmiech.
- No przecież powiedziała, że takimi jak ja nie wygrasz! I w sposób jaki to powiedziała! Z taką pogardą, jakbym była śmieciem! Nic nieznaczącym śmieciem! Nie rozumiesz tego?! To byłą oblega! I jeszcze z jakim triumfem patrzyła na ciebie, kiedy ja odeszłam!
- Oh, to ten triumf w oczach musiał być bardzo wielki, że aż go zauważyłaś będąc odwrócona plecami do niej. – powiedział Olivier i wybuchnął śmiechem.
Madie rzuciła się na niego, powalając go na ziemię.
- Jak. Śmiesz. Śmiać. Się. Z. Tego. – wrzeszczała, siedząc mu na brzuchu i okładając go przy tym pięściami.
Madie  chciała zadać decydujący cios, ale nagle jej ręka nagle zastygła w bezruchu, a wzrok powędrował w stronę gazet, znajdujących się na wystawie sklepu. Madie szybko pozbierała się z ziemi i wbiegła do owego sklepu. Olivier za zdziwieniem wstał i pobiegł za nią, lecz zanim zdążył ją dogonić, Madie już kupiła gazetę i z zapartym tchem ją czytała. Olivier spojrzał jej przez ramię, żeby zobaczyć co czyta.

SHERLOCK HOLMES W ŚPIĄCZCE. LEKARZE SĄ BEZRADNI. NIKT NIE WIE CO SIĘ STAŁO.

Madie wpatrywała się martwym wzrokiem w nagłówek. Olivier popatrzył na nią ze zdziwieniem.
- Nie wiedziałaś? – zapytał.
- Jja niee… skąd?..ja…nic..- odpowiedziała Madie, bezskutecznie walcząc ze łzami napływającymi do oczu.
Olivier objął ją ramieniem. Madie wzdrygnęła się, nie była przyzwyczajona do takich gestów, ale teraz przylgnęła do Oliviera i tak trwali przez kilka chwil. Madie opanowała się, wytarła łzy rękawem bluzy.
- Musze iść do niego. – powiedziała i odsunęła się od Oliviera i spuściła wzrok.
Wstydziła się tego, że zaczęła płakać przy Olivierze. Madie była z gatunku tych dziewczyn, które wstydzą się swoich słabości i na każdym kroku pokazują swoją siłę.
Olivier zabrał gazetę z jej ręki.
- Jest w szpitalu na  Praed Street – chłopak spojrzał na nią sponad gazety – Iść z tobą?
-  Nie, nie trzeba. Poradzę sobie. – powiedziała, pociągając nosem.
Madie chciała żeby Olivier z nią poszedł, ale nie chciała, żeby widział jak się załamuje.
-  Na pewno? Mogę iść z tobą, to żaden…
- Nie. – ucięła krótko Madie i spojrzała mu w oczy.
Jego oczy, zwykle zimne, teraz emanowały ciepłem.
- Okey, jak coś to wiesz, gdzie mnie szukać. – powiedział z pokrzepiającym uśmiechem.
Madie odeszła kawałek, a potem odwróciła się i spojrzała na Oliviera.
- Dziękuję. – powiedziała i pobiegła w stronę Praed Street.
Madie wparowała niczym burza do szpitala i podbiegła do najbliższej pielęgniarki.
- Przepraszam, w której sali leży Sherlock Holmes?
- Oh, kochanie nie mogę ci udzielić  tej informacji.
- Dlaczego? – zapytała Madie cierpko.
- Pan Holmes ma wielu fanów i nie możemy pozwolić, żeby wszyscy wparowywali do jego sali. On potrzebuje spokoju i …
Madie chwyciła pielęgniarkę za fartuch i przycisnęła do ściany.
- Gadaj, w której sali leży Sherlock, ale już!
- Ale, ale…
- Gadaj! – wrzasnęła Madie, a wszyscy wpatrywali się w nią. Jakiś pielęgniarz już zmierzał w jej stronę.
Madie popatrzyła gniewnie na wystraszoną pielęgniarkę.
- 37 – szepnęła pielęgniarka – sala 37! Na końcu korytarza w prawym skrzydle szpitala.
Madie uśmiechnęła się.
- I co? Nie dało się tak od razu?
I pędem pobiegła do wskazanej sali, ignorując wystraszone spojrzenia ludzi w poczekalni.
Holmes wpadła do Sali 37 jak burza. Pech chciał, że akurat w tej sali znajdował się lekarz, sprawdzając stan Sherlocka.
Lekarz popatrzył na nią znad okularów.
- A co pani tutaj robi? Proszę wyjść!
- Mam prawo tutaj być!
- Tak? To proszę mi pokazać przepustkę?
- Jaka przepustkę?
- Przepustkę od lekarza dyżurującego na recepcji, że ma pani prawo przebywać w tej sali.
- NIE MAM ŻADNEJ PIEPRZONEJ PRZEPUSTKI…!
- To proszę wyjść w tej chwili! – powiedział lekarz stanowczo.
- NIE BĘDĘ NIGDZIE WYCHODZIĆ! CHCĘ SIĘ ZOBCZYĆ Z SHELROCKIEM!
W tej chwili do sali przybiegli ochroniarze.
- Słuchaj młoda damo, nie będę tolerował takiego zachowaniu i…
- ZAMNKIJ SIĘ JUŻ STARY DZIADZIE ALBO ROZWALE CI SZCZĘKĘ!
Madie zamierzała się rzucić na lekarza, ale ochroniarze ją złapali i próbowali wywlec w sali. Madie  wierzgała nogami i wymachiwała rękoma na wszystkie strony. W połowie drodze do drzwi udało się Madie złapać krzesło, którym zaczęła okładać ochroniarzy, którzy chcąc ochronić siebie, puścili ją. Madie wstała i zaczęła biegać po sali rzucając w ochroniarzy i lekarza wszystkim co wpadło jej w ręce. Lekarz oberwał wazonem, a jeden z ochroniarzy dostał w brzuch apteczką jednak nadal Madie nie miała szans na wygraną, więc szybko wgramoliła się pod łóżko, na którym leżał Sherlock. Tam nikt nie mógł jej dosięgnąć, nie robiąc krzywdy Sherlockowi.
‘’Szach-mat’’ – pomyślała Madie jednak nagle ktoś chwycił ją za włosy, wyciągnął spod łóżka i brutalnie ciągnął w stronę wyjścia.
- AŁAAAAAAAAAAAAAAAAA! PUŚĆ MNIEEE! AUUUUUUUUUUU!!!! JESTEM SIOSTRĄ SHERLOCKA! JAK SIĘ OBUDZI TO MU OPOWIEM JAK MNIE TRAKTOWALISCIE!
W tym momencie ktoś, kto ją trzymał, puścił ją. Madie szybko umknęła na bok i chwyciła w ręce stolik, a raczej resztki stolika, aby móc się bronić.
- Jak to jesteś siostrą Sherlocka? – zapytał zdumiony lekarz, pocierając głowę.
- Tak to, że moja rodzicielka jest też rodzicielką Sherlocka. – warknęła Madie.
- Ooo, to zmienia postać rzeczy! Witaj siostro Sherlocka! – powiedział lekarz podsuwając jej krzesło, które brutalnie straciło jedną nogę i oparcie. – Przepraszamy, że uniemożliwiliśmy pani spotkanie z bratem. Czy możemy coś jeszcze dla pani zrobić?
- Wyjdźcie stąd! Wszyscy! Albo zacznę w was rzucać stolikiem!
- Ależ oczywiście, już wychodzimy. Może chce pani kawy albo herbaty, a może…
- WYJDŹ! – krzyknęła Madie, podnosząc rękę, aby rzucić stolikiem.
Lekarz pierzchnął z sali niczym mysz, a Madie usiadła w kacie i rozpłakała się na dobre.
Po kilku godzinach Madie wyszła z sali i natknęła się na lekarza, z którym toczyła wojnę.
- Wychodzę na chwilę, aby coś zjeść. Jak wrócę sala ma być wysprzątana. – powiedziała, piorunując go wzrokiem.
- Ależ oczywiście i czy mogłaby pani… ykhym..- lekarz popatrzył na nią niepewnie – nie mówić… ykhym… nic pani … ykhym … bratu … o tym … ykhym.zajściu?... ykhym.
- Zastanowię, a panu radę wziąć jakieś tabletki na gardło. – powiedział Madie, uśmiechając się szyderczo.
Holmes odwróciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę wyjścia, czując na sobie wzrok lekarza.
Madie wyszła na miasto i odetchnęła z ulgą. Poszwendała się gdzieś po parku, dając szpitalowi czas na wysprzątanie pobojowiska, które tam zostawiła.
‘’Gdyby tylko Sherlock wiedział, co musiałam zrobić, żeby się z nim zobaczyć’’ – pomyślała, kupując sobie porcję frytek w knajpce.
Gdy żołądek Madie znów się napełnił i przestał wydawać dźwięki zbliżone do dźwięków wydawanych przez łosie w okresie godowym, dziewczyna ruszyła w drogę powrotną do szpitala. Wszystkie pielęgniarki i lekarze uśmiechali się do niej, gdy kroczyła przez przychodnię, ale w ich oczach czaił się strach. Już wszyscy w szpitalu wiedzieli o jej małym wybryku. Madie spokojnie weszła do sali 37 i ledwo usiadła, a zobaczyła kogoś w drzwiach.
‘’O nieeee!’’ – pomyślała Madie, przeklinając się w duchu za to, że w ogóle tu przylazła.
- Ooo… Madie co ty tu robisz? – zapytał znajomy głos.
Madie przeklęła w myślach – ‘’Teraz zaczną się pytania i trzeba będzie wszystko wyjaśniać. Matko Boska! Nie mam sił na to.’’
Holmes uśmiechnęła się sztucznie.
- Witaj, John. Dawno cię nie widziałam.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Po długich męczarniach i nieprzespanych nocach- skończyłam! Napisałam najdłuższy rozdział w swoim życiu. Mam nadzieję, że spodoba się. Miłego czytania! // Justyna c;