sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 10

     Chyba pierwszy raz Madie była w tak ogromnym niebezpieczeństwie nie mogąc liczyć na pomoc brata. Dziewczyna była sparaliżowana. Nie wiedziała co zrobić. Strach ją przerósł. Nagle otworzyły się drzwi. Madie zamknęła oczy i już przygotowała się na możliwość, że może zaraz umrzeć. Dziewczyna zebrała w sobie resztki odwagi, otworzyła oczy, spojrzała w stronę drzwi i zobaczyła…Philipa Andersona. Madie poznała go gdy razem z Sherlockiem poszli na komisariat załatwić jakieś sprawy papierkowe. Błagał by przyjęli go z powrotem do pracy. Dziewczyna zdążyła już się przekonać, że Anderson to niesamowity idiota i tak jak Sherlock nie przepadała za nim. Dla dziewczyny zobaczenie tego idioty w drzwiach sprawiło, że natychmiastowo poczuła ulgę. Strach ją opuścił ale czy na długo?
- Hey Anderson. Co u ciebie? Jak to możliwe, że taki idiota jak ty dojechał na miejsce przed zabójcami? – zakpiła z niego Madie
Anderson uśmiechnął się
- Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni - powiedział i wyciągnął pistolet z kieszeni i wycelował w leżącego na podłodze Sherlocka - A teraz na ziemie laluniu i leż spokojnie chyba, że chcesz żeby twój braciszek zginął.
- Osz ty wredny draniu, zdrajco! - krzyczała Madie - Niech się tylko Lestrade dowie. Zginiesz…
- Zamknij się. Nikt się o tym nie dowie. Świadków żadnych nie ma a ty jeszcze dzisiaj zginiesz - powiedział Anderson
Madie przestraszyła się ale nie dała tego po sobie poznać. Znowu zaczął rzucać wyzwiska w stronę Andersona ale ten kazał zawiązać jej usta i przy okazji związać jej ręce, co poskutkowało tym, że Madie nie była w stanie się ruszyć, ani nawet zawołać o pomoc. Anderson i jego dwóch pomocników zajęło się szukaniem jakiejś rzeczy, na której widocznie bardzo im zależało. Madie rozważała możliwość ucieczki. Drzwi były niedaleko, jednak fakt, że była skrepowana nie pomagał jej. Zanim dziewczyna zdążyłaby wstać Anderson już by ją dopadł.
- Może warto spróbować - powiedziała do siebie dziewczyna i zerwała się z podłogi w jednym, błyskawicznym ruchu.
Madie sama była zdziwiona, że tak szybko udało jej się wstać ale postanowiła nie marnować czasu i rzuciła się biegiem w stronę drzwi. Oszołomieni bandyci zaczęli gonić uciekinierkę po kilku sekundach co dało Madie trochę przewagi. Dziewczyna dobiegła do drzwi, wybiegła na podwórko i została złapana przez jeszcze jednego pomocnika Andersona, który pilnował drzwi.
- Szlag! - krzyknęła Madie - puśćcie mnie!
- Bo co? – powiedział ze śmiechem jeden z pomocników
- Bo jak ci się zaraz odwinę to będziesz u sąsiada zębów szukał- powiedziała Madie szarpiąc się niemożliwie, jednak mężczyzna, który ją trzymał był silny, więc nic to Madie nie dało.
- Lalunia, uspokój się, bo się jeszcze zmęczysz - zakpił z niej Anderson
Madie nie mogła znieść myśli, że zostaje obrażana przez takich idiotów. Anderson podszedł do mężczyzny leżące w kącie, przeszukał go i znalazł to czego szukał: pendrive. Madie nie miała pojęcia co może znajdować się na tejże rzeczy.
- Dobra. Spadamy stąd. Popatrzcie czy nie zostawiliście za sobą żadnych śladów. – powiedział Anderson - bo jeszcze pan wszechwiedzący odgadnie kto tu był - mówiąc to Anderson podszedł do Sherlocka leżącego na ziemi i wymierzył mu solidnego kopniaka w brzuch.
- Sherlock! - krzyknęła przestraszona Madie.
Niestety nogawka spodni Andersona zahaczyła o guzik marynarki i spodnie rozerwały się zostawiając kawałek materiału na guziku marynarki detektywa. Anderson tego nie zauważył.
- Pośpieszcie się. Nie mamy dużo czasu. Zaraz wszyscy się ockną.
W pospiechu wszyscy oddalili się z sali balowej. Madie został wepchnięta na tył auta, obok niej usiadł jeden z pomocników Andersona. Madie nie miała pojęcia gdzie jedzie. Bardzo się bała. W myślach modliła się, żeby Sherlock obudził się i odnalazł ją, bo przestraszona dziewczyna nie miała pojęcia co ci mężczyźni chcą z nią zrobić.

Tymczasem Sherlock zaczął odzyskiwać świadomość. Wydawało mu się, że leży sobie spokojnie w łóżku ale nagle poczuł zimno bijące od podłogi.
Czyżbym zasnął na podłodze? – pomyślał
Zapach unoszący się w powietrzu też nie pasował do jego domu. Sherlock nagle oprzytomniał. Przypomniał sobie co się działo. Skoczył na równe nogi, rozejrzał i od razu zauważył.
- Madie – szepnął błagalnym tonem
Wokół detektywa ludzie po kolei zaczynali się budzić. Nikt nie był w stanie wyjaśnić co się stało. Sherlock biegał jak oparzony z nadzieja, że zaraz zza rogu wyjdzie Madie. W końcu Holmes wziął się w garść.
- Znajdą ją. Do cholery znajdę ją! - powiedział sam do siebie.
Sherlock chciała poprawić marynarkę i wtedy zauważył kawałek materiału zahaczony o guzik.
- Szlag! Znowu rozerwałem… to przecież nie moje. Co to jest? I skąd się tu wzięło?
Sherlock dokładnie obejrzał kawałek materiału. Wiedział, że zna kogoś kto nosi takie spodnie ale ni umiał sobie przypomnieć kim jest ta osoba. Strach o Madie paraliżował umysł Holmesa. Sherlock bardzo bał się o siostrę. Już miał przed oczami wizję, jak jego matka wyskakuje na niego za to, że nie dopilnował siostry. Ta wizja się mu nie podobało. Nie mógł dopuścić, by się spełniła.
- Do cholery! Sherlocku skup się. Musisz odnaleźć Madie. Szybko!
Gdy Sherlock się bał i nie umiał się opanować często przeklinał. To był jeden z tych momentów gdy z ust detektywa wychodziły takie słowa, jakich nikt nie używał. Nagle przed Sherlockiem stanął obraz Andersona.
- Co ten idiota robi w moim umyśle? - spytał sam siebie błagalnie - Anderson? Cóż znowu ten niegodziwiec uczynił? Ahhh tak spodnie. Że też ja na to nie wpadłem. Ale co on do diaska tutaj robił. Czyżby to on porwał Madie. Niemożliwe. Ten idiota nie byłby w stanie obmyślić takiego dogranego planu. Ale… może akurat. Mógł planować zemstę za te wszystkie lata poniżania go. Nie to absurdalne. – Sherlock prowadził monolog wewnętrzny. Tak trudno mu było racjonalnie myśleć. Liczyło się dla niego tylko to, żeby odnaleźć Madie żywą!- Zaufam intuicji. Idę szukać Andersona.
Powiedziawszy to Sherlock pospieszył ku drzwiom. Biegnąc, krzyknął:
- Pędzę na ratunek. Madie żyj!
Ludzie znajdujący się w sali patrzyli za wybiegającym Holmesem
- Wariat - stwierdził mężczyzna w zielonym krawacie - Pewnie za ukochaną się ugania.
Sherlock złapał taksówkę i pojechał do swojego mieszkania. Szybko wyciągnął laptopa i zaczął namierzanie telefonu Andersona.
- Anderdon na pewno nie jest tak inteligentny, by wyrzucić telefon - zakpił sobie Sherlock
Wyszukiwanie trwało chwilę. Sherlock był na skraju cierpliwości i wytrzymałości. W końcu usłyszał długo wyczekiwany dźwięk, który miał oznajmić, że poszukiwanie zostało zakończone. Sherlock doskoczył do laptopa. Spojrzał na adres i już wiedział, że Madie jest z Andersonem. Sherlock złapał pierwszą lepszą taksówkę. W trakcie jazdy Holmes nieustannie pośpieszał kierowcę, groził mu. Kierowca pod wpływem detektywa jechał o wiele za szybko niż powinien. Gdy tylko taksówka się zatrzymała Sherlock wyskoczył z niej i pędem pobiegł do opuszczonego domu. Ta dzielnica nie wyglądała zbyt ładnie. Pełno tutaj opuszczonych domów, starych ruder. Tutaj praktycznie nikt nie mieszkał.
- Idealne miejsce na przetrzymywanie więźniów – pomyślał Sherlock i wszedł do domu
Ogarnął go zapach zgnilizny. Holmes usłyszał głos, a nawet 3 głosy i jeszcze jęki. Przytulony do ściany detektyw próbował się obeznać z kim ma do czynienia. Od razu rozpoznał głos Andersona. Oprócz tego idioty było tam jeszcze 2 innych mężczyzn, zapewne tak samo idiotycznych jak Anderson. A jęki należały nie do kogo innego jak Madie. Dziewczyna miła skrępowane ręce, nogi. Usta też miła związane.
Zapewne stawiała opór - pomyślał Sherlock
Mężczyźni rozmawiali o tym co zrobić z Madie. Sherlock postanowił, że musi działać.
- Witam szanownych panów! Mogę dołączyć do waszego skromnego przyjęcia? Panuje tu taka miła atmosfera – powiedział detektyw z uśmiechem
- To znowu ty? – powiedział Anderson
- Milcz idioto – powiedział obojętnie Sherlock
- Gdybyś nie zauważył mam broń - w tym momencie Anderosn pomachał pistoletem - więc uważaj z wyzwiskami.
- Lubię nazywać rzeczy po imieniu. Jesteś idiotą, więc tak będę cię nazywał. – powiedział Sherlock z szerokim uśmiechem.
Anderson nie wiedział co ma zrobić, więc wycelował broń w Madie.
- Odszczekaj to albo twoja siostra zginie! - krzyknął
- Hau, hau!
Sherlock nic sobie nie robił z gróźb Andersona. Ten człowiek nie był zdolny do takich rzeczy.
- Andersonie, obaj wiemy, że nikogo nie zastrzelisz. Odłóż ten pistolet, bo jeszcze sam sobie zrobisz krzywdę.
Anderson był rozzłoszczony do granic możliwości. Nacisnął spust pistoletu. Kula poleciała. Sherlock runął na Andersona. Madie spadła z krzesła pod wpływem uderzenia. Starszy Holmes unieszkodliwił Andersona i podbiegł do Madie.
- Madie! Madie! Madie! – krzyczał zrozpaczony detektyw - Żyj! Nie możesz odejść!
Sherlock klęczał nad Madie. Twarz miał ukrytą w dłoniach.
- W końcu zajęcia teatralne się na coś przydały - powiedziała Madie dusząc się ze śmiechu
- O ty! – krzyknął Sherlock z oburzeniem
Był zły, że siostra go nabrała ale sytuacja była wprost komiczna, więc nie mógł się nie roześmiać. W końcu przybyła policja i sprawiedliwie osądziła Andersona. Rodzeństwo rozmawiało z Lestradem. Gdy rozmowa się skończyła rodzeństwo zmierzało w stronę Baker Street. Szli w ciszy, którą niespodziewanie przerwała Madie:
- Dziękuję
- Nie ma za co – odpowiedział łagodnie brat
- Uratowałeś mi życie! Chyba mam za co dziękować!
- Nie miałem innego wyboru. Matka by mnie zamordowała gdyby dowiedział się, że umarłaś przeze mnie
Madie oczekiwała, że brat powie coś bardziej uczuciowego ale zrozumiała, że jej brat nie ma uczuć. Po chwili jednak Sherlock powiedział.
- Jesteś też moją siostrą, a to do czegoś zobowiązuje.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że tak długo czekaliście ale cierpiałam na brak weny i chęci. Zachęcam do komentowanie i życzę miłego dnia. // Justyna c;

3 komentarze:

  1. No wreszcie <3 tak długo czekałam :* Anderson ..kto by pomyślał :D czekam na kolejny rozdział ,życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Jest ciekawie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajne:) czekamy na c. d.

    OdpowiedzUsuń