wtorek, 20 maja 2014

Rozdział 6

Minął tydzień od rozwiązania tajemniczej sprawy morderstw staruszków. Tydzień od otrzymania tajemniczej wiadomości od jeszcze bardziej tajemniczego ‘’M²’’. Sherlock przez cały ten czas myślał kim może być ten tajemniczy koleś. Coraz częściej Sherlock powracał do myśli, że to kolejna sztuczka Moriaty’ego.
Litera ‘’M’’ przecież się zgadza, jednak czemu druga potęga? – myślał Sherlock siedząc w sowim fotelu - a może to wcale nie sprawa Moriarty’ego? Może do zupełnie inny człowiek utrudnia mi życie?
Na te pytania jednak Sherlock nie umiał odpowiedzieć.  W tej chwili do pokoju weszła pani Hudson, która wróciła już ze szpitala po felernym dniu gdy jacyś idioci próbowali zemścić się na niej za to co zrobił jej mąż. Pani Hudson jak gdyby nigdy nic zajęła się ponownie domem. Nawet słowem nie wspomniała o tamtym dniu, nie okazywała też żadnych uszkodzeń psychicznych po tym zdarzeniu, więc Sherlock uznał, że nie musi się nią przejmować, że ona sobie da sama radę.  Madie natomiast była przejęta tym co się stało. Zaczęła poświęcać pani Hudson więcej czasu, bardziej się o nią troszczyła i starała się żeby pani Hudson nie zostawała sama w domu lub sama nie wychodziła na miasto. Madie bała się, że panią Hudson spotka taki los jak resztę osób zaatakowanych przez morderców. Skoro przedtem udało im się wywieźć panią Hudson z domu to czemu teraz miałoby im się to nie udać?
W mieszkaniu Holmesów zapanował pozory spokój. Ogólnie nic się nie działo oprócz tego, że pewnego pięknego słonecznego dnia rano Sherlock i Madie siedząc sobie spokojnie w fotelach i rozmyślając każdy o swoich sprawach, zostali ‘’napadnięci’’ przez ich matkę.
- Co wy sobie wyobrażacie? Będziecie sobie tu tak bezczynnie siedzieć bez żadnego słowa, żę moja córka jeszcze żyje?! – powiedziała rozwścieczona matka.
Madie już się przygotowała, że zaraz zacznie się dłuuugie kazanie na temat tego co zrobiła, jak bardzo mama się o nią martwiła, ile zawałów przeszła, etc... jednak to Sherlock został bardziej okrzyczany.
- Co ty sobie wyobrażasz Madeline? Będziesz sobie tak uciekać z domu bez żadnego ostrzeżenia? A ty! – powiedziała matka wskazując na Sherlocka - Ty powinieneś wykazać się większą dojrzałością i odpowiedzialnością i powinieneś powiadomić mnie i ojca, że Madie jest u ciebie!
- Czy ja dobrze słyszę? Oskarżasz mnie o to, że ten mały wypłosz przeszedł do mojego mieszkania bez żadnego ostrzeżenia, zadomowił się w moim pokoju, zakłócił mój wewnętrzny spokój i na dodatek zaszantażował żebym nie powiadamiał was o jej obecności tutaj. Halo! Ludzie! To ja tutaj jestem poszkodowany – powiedział Sherlock zgrywając biedne dziecko.
- Wypraszam sobie! Ja cię wcale nie szantażowałam…- zaczęła Madie, jednak Sherlock jej przerwał.
- Nie, wcale mnie nie szantażowałaś, wcale – powiedział sarkastycznie Shelrock
- No dobrze może użyłam małego szantażu – powiedziała Madie uśmiechając się szeroko- ale zapomniałeś, że pomogłam ci w rozwiązaniu sprawy. Nie jestem aż tak bezużyteczna jak mówisz!
Sherlock właśnie chciał coś powiedzieć ale matka go wyprzedziła.
- Dzieci przymknijcie się! – krzyknęła - nie wnikam w wasze relacje. Ty Sherlocku bez względy na szantaż powinieneś nas powiadomić o zaistniałej sytuacji – Sherlock wywrócił oczami słysząc słowa matki-  Ty Madie pamiętaj jeszcze jedna taka akcja a pożałujesz.
- To znaczy, że mam zacząć się już pakować?  - powiedział smutno Madie
Sherlock był zaskoczony takim smutnym tonem głodu Madie i szkoda mu się zrobiło siostry, bo chciał żeby Madie z nim została, bo ona potrafiła mu pomóc w sprawach jednak aby zachować pozory nienawiści do siostry udawał, że cieszy się z wyjazdu Madie.
- Znaczy no… nie pakuj się – powiedział matka ku zaskoczeniu obydwojga Holmesów.
- Co? Jak to nie? – krzyknęli razem.
- No nie - odpowiedział spokojnie matka- Z ojcem chcemy się gdzieś przejechać na romantyczne – przy tym słowie Sherlock wzdrygnął się – wakacje, więc ktoś musi się zająć Madie a skoro ona już tu jest to niech tutaj zostanie.
Madie chciała zaprotestować, że ona sobie sama poradzi i nie musi jej zostawiać pod opieką brata, ale pasowało jej życie w towarzystwie Sherlocka, było w nim dużo adrenaliny a tego właśnie potrzebował Madie.  Sherlock był zaskoczony tym co usłyszał.
- Ale…ale przecież tak nie można! Nie możesz jej u mnie zostawić! To wbrew zasadom! – powiedział zdruzgotany
- Sherlocku – uśmiechnęła się pani Holmes- wbrew jakim zasadom?
- Wbrew moim zasadom – powiedział Sherlock robiąc minę obrażonego dziecka
- Sherlock skarbeńku będziesz musiał jakoś przeżyć czas naszego wyjazdu.
- Jak długo was nie będzie? – wtrąciła się Madie
- Jeszcze dokładnie nie wiem ale tak z miesiąc może dwa.
- Miesiąc może dwa? Czy ty się dobrze czujesz ? Mam wytrzymać jeszcze tak długo z tym.. z tym czymś – powiedział Sherlock wskazując na siostrę
- Oj nie martw się braciszku, jakoś damy radę – powiedział słodko Madie i przytuliła się do Sherlocka.
Sherlock był zaskoczony tym aktem czułości. Jednocześnie czuł takie miłe uczucie w żołądku i obrzydzenie. Nie wiedząc co ma zrobić stał sztywno w czasie gdy matka patrzyła na rodzeństwo i przypominała sobie dawne czasy gdy Sherlock, Madie i Mycroft nie mogli bez siebie żyć i bawili się razem bez kłótni. 
Niestety te czasy już nie wrócą – pomyślała pani Holmes smutno - teraz każde z nich wybrało własną drogę. No tak. Tak to już bywa.
Pani Holmes aby nie dać poznać po sobie smutku z powodu wspomnień postanowiła opuścić mieszkanie przy Baker Street.
- No dobrze dzieci, a więc: Madie ty zostajesz u Sherlocka o postaraj się nie narobić mu kłopotów – Madie oderwała się od Sherlocka i przytaknęła – A ty Sherlock postaraj się  żeby, gdy wrócimy z wakacji to żebyśmy zastali Madie żywą- powiedział z uśmiechem matka rodzeństwa
- Nic nie obiecuje - odpowiedział pochmurnie Sherlock
Pani Holmes wyszła. Madie i Sherlock wrócili w ciszy do swoich rozmyślań. Wkrótce Madie przerwałą ciszę :
- Sherlocku…- zaczęła
- Hmmm…
- Może poszlibyśmy  do Johna, tak dawno się z nim nie widziałeś- powiedziała Madie
Na wspomnienie Johna Sherlocka coś zakuło w środku ale aby nie zdradzić tego, że ma on jednak uczucia, Holmes przybrał surową minę i powiedział ozięble:
- Niby po co mam tam iść?
- Bo dawno z nim nie rozmawiałeś – odparła Madie
- i co w związku z tym?
- To, że kiedyś rozmawialiście codziennie i nie mogliście bez siebie żyć – powiedziała przekonująco Madie
- To było kiedyś. Czasy się zmieniły. On ma swoje życie. – powiedział obojętnie Sherlock
- John to twój przyjaciel. Jedyny przyjaciel.
I tu Madie miała racje. Sherlockowi brakowało obecności Johna. Miło było mieć świadomość, że jest ktoś dla kogo jesteś ważny, jednak Sherlock nie potrafił zajść do Johna i z nim porozmawiać. John w końcu założył własną rodzinę, więc po co mu Sherlock a może Madie ma rację. Może warto pójść do Johna. I tak trwały rozmyślania Sherlocka, które przerwała Madie.
- Wstawaj, idziemy! – powiedział stanowczo
- Ale gdzie?
- No jak to gdzie? Do Johna idioto – powiedziała Madie z uśmiechem, wychodząc z mieszkania
Sherlock nie do końca świadomy tego co robi poszedł za siostrą. W Madie było coś takiego, co potrafiło kontrolować Sherlocka. Brat ulegał jej. Sherlock nadal próbował rozgryźć czemu akurat młodsza siostra potrafi nim sterować, dlaczego on jest zależny od takiej marnej osóbki. Były to kolejne pytania, na które Sherlock nie znał odpowiedzi. John był bardzo zaskoczony gdy otworzył drzwi a za nimi stał Sherlock z uśmiechniętą Madie.
- Witaj John! Jak się masz? Możemy wejść? – powiedział Sherlock
- Eeeeee.. noo.. znaczy ...yyy… wejdzcie – powiedział nadal zaskoczony John
- John, kto przyszedł? - powiedział Mary wchodząc do holu – Ooo.. Sherlock! Jak miło cię widzieć. Tak dawno nie rozmawialiśmy. Czemu wcześniej nie przyszedłeś?
- Był zajęty udawaniem, że sobie poradzi bez Johna, ale trochę mu to nie wyszło – powiedziała Madie
- Ohh witaj. Przepraszam nie zauważyłam cię wcześniej kochanie – powiedział Mary do Madie
- Nie ma sprawy Mary. Przyzwyczaiłam się, że wszyscy mnie ignoruję – powiedziała patrząc na Sherlocka z wyrzutem.
- Nieważne. Chodźcie do salonu – powiedział John zapraszającym gestem.
Rodzeństwo i Mary poszli za nim. Na początku pośród gości panowała napięta atmosfera i było bardzo sztywno, potem Madie zaczęła wesoło rozmawiać z Mary a Sherlock i John… no cóż.. oni rozmawiali o morderstwach. Sherlock opowiadał Johnowi o sprawie z staruszkami i o kilku innych.. John poczuł smutek z powody tego, że tym razem nie mógł pomóc Sherlockowi ale nie przeszkadzało mu to w tym, żeby ‘’pogdybać’’ sobie z Sherlockiem o morderstwach. Na takich rozmowach upłynął im cały wieczór. W końcu Sherlock i Madie pożegnali się i poszli do swojego mieszkania na Baker Street. Po drodze Madie zapytała Sherlocka :
- I co ? Było aż tak strasznie ?
- Nie, brakowało mi tego - odpowiedział tajemniczo Sherlock
Na Baker Street zapanował pozorny spokój, jednak nie na długo…

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie. Udało mi się wymęczyć kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Zachęcam do oczekiwania na kolejną część. Miłego dnia :D // Justyna c;

<dopisek Kopenhagi>

Wiem, że to tak zabrzmi ale... prosimy o opinie, bardzo nam zależy na tym, ponieważ chcemy wiedzieć czy ktoś to czyta i co o tym sądzi ;) Lekki rozdział idealny dla poprawy humoru (przynajmniej dla mnie) mam nadzieję, że wam też poprawił humor ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz