Minął tydzień od rozwiązania tajemniczej sprawy morderstw
staruszków. Tydzień od otrzymania tajemniczej wiadomości od jeszcze bardziej
tajemniczego ‘’M²’’. Sherlock
przez cały ten czas myślał kim może być ten tajemniczy koleś. Coraz
częściej Sherlock powracał do myśli, że to kolejna sztuczka Moriaty’ego.
Litera ‘’M’’ przecież się zgadza, jednak czemu druga
potęga? – myślał Sherlock siedząc w sowim fotelu - a może to wcale nie sprawa
Moriarty’ego? Może do zupełnie inny człowiek utrudnia mi życie?
Na te pytania jednak Sherlock nie umiał
odpowiedzieć. W tej chwili do pokoju
weszła pani Hudson, która wróciła już ze szpitala po felernym dniu gdy jacyś
idioci próbowali zemścić się na niej za to co zrobił jej mąż. Pani Hudson jak
gdyby nigdy nic zajęła się ponownie domem. Nawet słowem nie wspomniała o tamtym
dniu, nie okazywała też żadnych uszkodzeń psychicznych po tym zdarzeniu, więc
Sherlock uznał, że nie musi się nią przejmować, że ona sobie da sama radę. Madie natomiast była przejęta tym co się
stało. Zaczęła poświęcać pani Hudson więcej czasu, bardziej się o nią
troszczyła i starała się żeby pani Hudson nie zostawała sama w domu lub sama
nie wychodziła na miasto. Madie bała się, że panią Hudson spotka taki los jak
resztę osób zaatakowanych przez morderców. Skoro przedtem udało im się wywieźć
panią Hudson z domu to czemu teraz miałoby im się to nie udać?
W mieszkaniu Holmesów zapanował pozory spokój. Ogólnie
nic się nie działo oprócz tego, że pewnego pięknego słonecznego dnia rano
Sherlock i Madie siedząc sobie spokojnie w fotelach i rozmyślając każdy o
swoich sprawach, zostali ‘’napadnięci’’ przez ich matkę.
- Co wy sobie wyobrażacie? Będziecie sobie tu tak
bezczynnie siedzieć bez żadnego słowa, żę moja córka jeszcze żyje?! –
powiedziała rozwścieczona matka.
Madie już się przygotowała, że zaraz zacznie się dłuuugie
kazanie na temat tego co zrobiła, jak bardzo mama się o nią martwiła, ile zawałów przeszła, etc... jednak to Sherlock został bardziej okrzyczany.
- Co ty sobie wyobrażasz Madeline? Będziesz sobie tak
uciekać z domu bez żadnego ostrzeżenia? A ty! – powiedziała matka wskazując
na Sherlocka - Ty powinieneś wykazać się większą dojrzałością i
odpowiedzialnością i powinieneś powiadomić mnie i ojca, że Madie jest u ciebie!
- Czy ja dobrze słyszę? Oskarżasz mnie o to, że ten mały
wypłosz przeszedł do mojego mieszkania bez żadnego ostrzeżenia, zadomowił się w
moim pokoju, zakłócił mój wewnętrzny spokój i na dodatek zaszantażował żebym
nie powiadamiał was o jej obecności tutaj. Halo! Ludzie! To ja tutaj jestem
poszkodowany – powiedział Sherlock zgrywając biedne dziecko.
- Wypraszam sobie! Ja cię wcale nie szantażowałam…-
zaczęła Madie, jednak Sherlock jej przerwał.
- Nie, wcale mnie nie szantażowałaś, wcale – powiedział
sarkastycznie Shelrock
- No dobrze może użyłam małego szantażu – powiedziała
Madie uśmiechając się szeroko- ale zapomniałeś, że pomogłam ci w rozwiązaniu
sprawy. Nie jestem aż tak bezużyteczna jak mówisz!
Sherlock właśnie chciał coś powiedzieć ale matka go
wyprzedziła.
- Dzieci przymknijcie się! – krzyknęła - nie wnikam w
wasze relacje. Ty Sherlocku bez względy na szantaż powinieneś nas powiadomić o
zaistniałej sytuacji – Sherlock wywrócił oczami słysząc słowa matki- Ty Madie pamiętaj jeszcze jedna taka akcja a
pożałujesz.
- To znaczy, że mam zacząć się już pakować? - powiedział smutno Madie
Sherlock był zaskoczony takim smutnym tonem głodu Madie i
szkoda mu się zrobiło siostry, bo chciał żeby Madie z nim została, bo ona
potrafiła mu pomóc w sprawach jednak aby zachować pozory nienawiści do siostry
udawał, że cieszy się z wyjazdu Madie.
- Znaczy no… nie pakuj się – powiedział matka ku
zaskoczeniu obydwojga Holmesów.
- Co? Jak to nie? – krzyknęli razem.
- No nie - odpowiedział spokojnie matka- Z ojcem chcemy
się gdzieś przejechać na romantyczne – przy tym słowie Sherlock wzdrygnął się –
wakacje, więc ktoś musi się zająć Madie a skoro ona już tu jest to niech tutaj
zostanie.
Madie chciała zaprotestować, że ona sobie sama poradzi i
nie musi jej zostawiać pod opieką brata, ale pasowało jej życie w towarzystwie
Sherlocka, było w nim dużo adrenaliny a tego właśnie potrzebował Madie. Sherlock był zaskoczony tym co usłyszał.
- Ale…ale przecież tak nie można! Nie możesz jej u mnie
zostawić! To wbrew zasadom! – powiedział zdruzgotany
- Sherlocku – uśmiechnęła się pani Holmes- wbrew jakim
zasadom?
- Wbrew moim zasadom – powiedział Sherlock robiąc minę
obrażonego dziecka
- Sherlock skarbeńku będziesz musiał jakoś przeżyć czas
naszego wyjazdu.
- Jak długo was nie będzie? – wtrąciła się Madie
- Jeszcze dokładnie nie wiem ale tak z miesiąc może dwa.
- Miesiąc może dwa? Czy ty się dobrze czujesz ? Mam
wytrzymać jeszcze tak długo z tym.. z tym czymś – powiedział Sherlock wskazując
na siostrę
- Oj nie martw się braciszku, jakoś damy radę –
powiedział słodko Madie i przytuliła się do Sherlocka.
Sherlock był zaskoczony tym aktem czułości.
Jednocześnie czuł takie miłe uczucie w
żołądku i obrzydzenie. Nie wiedząc co ma zrobić stał sztywno w czasie gdy matka
patrzyła na rodzeństwo i przypominała sobie dawne czasy gdy Sherlock, Madie i
Mycroft nie mogli bez siebie żyć i bawili się razem bez kłótni.
Niestety te czasy już
nie wrócą – pomyślała pani Holmes smutno - teraz każde z nich wybrało własną drogę.
No tak. Tak to już bywa.
Pani Holmes aby nie dać poznać po sobie smutku z powodu
wspomnień postanowiła opuścić mieszkanie przy Baker Street.
- No dobrze dzieci, a więc: Madie ty zostajesz u
Sherlocka o postaraj się nie narobić mu kłopotów – Madie oderwała się od
Sherlocka i przytaknęła – A ty Sherlock postaraj się żeby, gdy wrócimy z wakacji to żebyśmy zastali
Madie żywą- powiedział z uśmiechem matka rodzeństwa
- Nic nie obiecuje - odpowiedział pochmurnie Sherlock
Pani Holmes wyszła. Madie i Sherlock wrócili w ciszy do
swoich rozmyślań. Wkrótce Madie
przerwałą ciszę :
- Sherlocku…- zaczęła
- Hmmm…
- Może poszlibyśmy
do Johna, tak dawno się z nim nie widziałeś- powiedziała Madie
Na wspomnienie Johna Sherlocka coś zakuło w środku ale
aby nie zdradzić tego, że ma on jednak uczucia, Holmes przybrał surową minę i
powiedział ozięble:
- Niby po co mam tam iść?
- Bo dawno z nim nie rozmawiałeś – odparła Madie
- i co w związku z tym?
- To, że kiedyś rozmawialiście codziennie i nie mogliście
bez siebie żyć – powiedziała przekonująco Madie
- To było kiedyś. Czasy się zmieniły. On ma swoje życie. –
powiedział obojętnie Sherlock
- John to twój przyjaciel. Jedyny przyjaciel.
I tu Madie miała racje. Sherlockowi brakowało obecności
Johna. Miło było mieć świadomość, że jest ktoś dla kogo jesteś ważny, jednak
Sherlock nie potrafił zajść do Johna i z nim porozmawiać. John w końcu założył
własną rodzinę, więc po co mu Sherlock a może Madie ma rację. Może warto pójść do Johna. I tak trwały rozmyślania Sherlocka, które przerwała Madie.
- Wstawaj, idziemy! – powiedział stanowczo
- Ale gdzie?
- No jak to gdzie? Do Johna idioto – powiedziała Madie z
uśmiechem, wychodząc z mieszkania
Sherlock nie do końca świadomy tego co robi poszedł za
siostrą. W Madie było coś takiego, co potrafiło kontrolować Sherlocka. Brat
ulegał jej. Sherlock nadal próbował rozgryźć czemu akurat młodsza siostra
potrafi nim sterować, dlaczego on jest zależny od takiej marnej osóbki. Były to
kolejne pytania, na które Sherlock nie znał odpowiedzi. John
był bardzo zaskoczony gdy otworzył drzwi a za nimi stał Sherlock z
uśmiechniętą Madie.
- Witaj John! Jak się masz? Możemy wejść? – powiedział
Sherlock
- Eeeeee.. noo.. znaczy ...yyy… wejdzcie – powiedział
nadal zaskoczony John
- John, kto przyszedł? - powiedział Mary wchodząc do holu –
Ooo.. Sherlock! Jak miło cię widzieć. Tak dawno nie rozmawialiśmy. Czemu
wcześniej nie przyszedłeś?
- Był zajęty udawaniem, że sobie poradzi bez Johna, ale
trochę mu to nie wyszło – powiedziała Madie
- Ohh witaj. Przepraszam nie zauważyłam cię wcześniej
kochanie – powiedział Mary do Madie
- Nie ma sprawy Mary. Przyzwyczaiłam się, że wszyscy mnie
ignoruję – powiedziała patrząc na Sherlocka z wyrzutem.
- Nieważne. Chodźcie do salonu – powiedział John
zapraszającym gestem.
Rodzeństwo i Mary poszli za nim. Na początku pośród gości
panowała napięta atmosfera i było bardzo sztywno, potem Madie zaczęła wesoło
rozmawiać z Mary a Sherlock i John… no cóż.. oni rozmawiali o morderstwach.
Sherlock opowiadał Johnowi o sprawie z staruszkami i o kilku innych.. John
poczuł smutek z powody tego, że tym razem nie mógł pomóc Sherlockowi ale nie
przeszkadzało mu to w tym, żeby ‘’pogdybać’’ sobie z Sherlockiem o morderstwach. Na takich rozmowach upłynął im cały wieczór. W końcu Sherlock i Madie
pożegnali się i poszli do swojego mieszkania na Baker Street. Po drodze Madie
zapytała Sherlocka :
- I co ? Było aż tak strasznie ?
- Nie, brakowało mi tego - odpowiedział tajemniczo
Sherlock
Na Baker Street zapanował pozorny spokój, jednak nie na
długo…
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nareszcie. Udało mi się wymęczyć
kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się podoba. Zachęcam do
oczekiwania na kolejną część. Miłego dnia :D // Justyna c;
<dopisek Kopenhagi>
Wiem, że to tak zabrzmi ale...
prosimy o opinie, bardzo nam zależy na tym, ponieważ chcemy
wiedzieć czy ktoś to czyta i co o tym sądzi ;) Lekki rozdział
idealny dla poprawy humoru (przynajmniej dla mnie) mam nadzieję, że
wam też poprawił humor ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz