sobota, 24 maja 2014

Rozdział 7

Rodzeństwo siedziało sobie spokojnie, rozmyślając o minionym dniu. Madie rozmyślała nad swoim życiem, u boku Sherlocka, a Sherlock myślał o Johnie i jak bardzo mu go brakuje. Owszem Madie była dobrą pomocnicą lecz nie miała ''tego czegoś'', co miał John. 
Będę musiał go częściej odwiedzać, albo nie... pomyśli, że sobie nie radzę – myślał. 
Wtem rozległo się krótkie pukanie do drzwi. Madie wpuściła gościa. Była to kobieta starsza średniego wzrostu. 
- Przepraszam, czy pan Sherlock Holmes jeszcze przyjmuje ? - zapytała 
- Klientka ? John się tym zajmował... - powiedział z wahaniem Holmes
Miły uśmiech starszej pani zrzedł lecz ciągle miała nadzieję wypisaną na twarzy. Madie obserwując całą sytuacje postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i podsunęła pani krzesło mówiąc z uśmiechem: 
- Niech pani siada, zobaczymy co możemy poradzić w tej sprawie.
Sherlock głośno westchnął i spojrzał na Madie zirytowany, jednak się nie odezwał. 
- Mów – powiedział obojętnie
- No dobrze, otóż mój mąż zniknął parę dni temu, szukałam go wszędzie...
- A próbowała pani w kostnicy? – przerwał złośliwie Sherlock.
Nudziło go to, standardowa sprawa, ktoś zaginął najprawdopodobniej nie żyje, a on musi go odnaleźć. Mam lepsze rzeczy do roboty – myślał – albo nie... nie mam niczego do roboty. 
Ale mimo to postanowił zignorować sprawę oraz panią. Wstał, wziął płaszcz, już miał wychodzić jednak się zatrzymał i powiedział:
- Pani mąż wyjechał w tourne razem z orkiestrą. Zapomniała pani o tym. Skąd to wiem? Z pani płaszcza wystaje mini-plakat reklamujący tą trasę, musi też tam być pani mąż inaczej nie miałaby go pani w kieszeni na ważne rzeczy. Pani mąż gra na skrzypcach, widać że używa na pani smyczka do gry. Niezbyt praktyczne, można zniszczyć instrument. A zapomniała pani o tym, ponieważ nie wzięła pani leków na sklerozę, które wstają z pani torebki. Znowu, zapomniała pani o nich. To nie zwykła skleroza, radzę się przebadać, to może być początek poważnej choroby – powiedział i wyszedł zostawiając zdumioną siostrę i klientkę.
Poszedł do swojego ulubionego parku w Londynie. Mógł tam spokojnie pomyśleć, równocześnie dedukując ludzi. Po pół godzinie pojawiła się Madie, wiedział, ze przyjdzie, wypyta go o wszystko, ochrzani, pokłócą się, będą sobie docinać ale się pogodzą. Tak jak zawsze... - myślał obserwując siostrę zbliżającą się do niego. 
- Od kiedy przychodzisz do miejsc publicznych? - zaczęła złośliwie – myślałam, że głupota ludzka cię rozprasza.
- Teraz próbuję się od niej odciąć, przeszkadzasz mi – odparł spokojnie.
- Ta kobieta prawie zwariowała i od razu pobiegła do lekarza – zignorowała jego słowa Madie – jeśli u każdego będziesz dedukował choroby, to lekarze w tym mieście się wzbogacą.
Sherlock pozostał obojętny na jej słowa jednak po chwili powiedział : 
- Widzisz tego faceta, co stoi obok kosza na śmieci ? Żona zdradza go z jego terapeutą. W dzieciństwie go bito, widać po ruszaniu głową. Albo ta młoda nastolatka, jest królową szkoły, jednak śmieją się z niej i obgadują ją za plecami... - w tym momencie zabrzmiał telefon Sherlocka, jednak on dedukował dalej. Przerwała mu Madie:
- Skończ się popisywać, zresztą nie wciągniesz mnie w tą grę. Nie chce znać tajemnic innych ludzi, niektóre są zbyt...ee...dziwne – wyjaśniła poirytowana – i odbierz w końcu ten telefon !
- Po co? Ten kto mnie zna wiedziałby, że wolę sms'y.
Telefon w końcu przestał dzwonić i rodzeństwo pogrążyło się w ciszy. Jednak po chwili rozległ się dźwięk przychodzącego sms'a z telefonu Madie. Czym prędzej go odebrała. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. 
- Muszę iść – powiedziała i odeszła z uśmiechem.
Co ona taka radosna? - myślał Sherlock – zresztą to nastolatka, teraz cieszą się z byle czego. Ale przy najbliższej okazji muszę to zbadać – w tym momencie Sherlock dostał sms'a – no co znowu?! Jestem sławy, ale nie aż tak! - westchnął i odebrał wiadomość, zawierała jedynie te słowa : 
''Mary rodzi, szpital, przyjedź. 
                           JW'' 
No ładnie – pomyślał – teraz będzie miał dziecko, jeszcze mniej czasu...jechać tam? - bił się z myślami – w końcu to mój przyjaciel, jedyny... 
Sherlock gwałtownie wstał i pobiegł szukać taksówki. W ciągu kilku minut dojechał do szpitala. Znali go tam i wpuścili bez słowa. Zobaczył Johna przy sali operacyjnej. 
Widocznie coś się stało, cesarskie cięcie – myślał w biegu. 
John go spostrzegł i lekko się uśmiechnął, jednak jego twarz pozostała blada. 
- Parę godzin po waszym wyjściu, Mary zemdlała, pojechałem z nią do szpitala. Dziecko zagrożone, muszą operować – wyjaśniał gorączkowo – boję się o nią – wyznał.
Sherlock nie wiedząc co zrobić, dotknął lekko ramienia Johna, próbując go pocieszyć, jednocześnie starając pozostać przy obojętnym wyrazie twarzy. John wiedział, że dla Sherlocka ten gest znaczy tyle co dla innych przytulanie i pocieszanie, więc tylko uśmiechnął się do niego wdzięcznie. 
- Madie już tu jedzie, wysłałem jej sms'a. Pomyślałem, że wolałbyś żeby tu była... - wtem zza drzwi sali rozległ się płacz dziecka a na twarzy Johna pojawił się uśmiech. Niedługo przewieźli Mary na salę a John poszedł sprawdzić jak się czuję i zobaczyć swoje dziecko. Niedługo potem przybyła Madie z rumieńcami na twarzy. Sherlock na jej towarzystwo nic nie powiedział, więc siedzieli w milczeniu, aż pojawił się John, zapewniający, że wszystko w porządku i zapraszający ich do sali.
Madie weszła z wielkim uśmiechem, Sherlock z powątpiewaniem. Weszli do sali, a Madie od razu podbiegła do Mary i dziecka. Kochała dzieci, już sobie wyobrażała jak będzie się z nią bawić. Mary dała jej na ręce małą Josephie, Josephie Madeline Watson. Tak się nazywała, dziewczyna nie była pewna czy to na jej cześć ale myślała, ze dowie się w swoim czasie. Sherlock wciąż stał przy drzwiach. Czuł się jak piąte koło u wozu, wszyscy się cieszą, on zresztą też, ale tego nie okazywał. Dzieci urosną – myślał – z wiekiem już nie są takie wspaniałe... 
Zostałby tak gdyby nie John, który podszedł i go przytulił. Przelał w niego wszystkie emocje i radość dzisiejszego dnia. Cieszył się, że ma dziecko, ale również dlatego, że jest tutaj jego najlepszy przyjaciel. Po chwili włożył mu na ręce małą Jo. Sherlock był bardzo zaskoczony, nie miał dziecka na rękach od kiedy Madie była mała. Było to miłe uczucie, nosić na rekach nowe życie. Przyjrzał się jej dokładnie: miała blond włoski jak Mary i oczy Johna. Spoglądała na niego tak zaciekawiona, jak może być dziecko. Sherlock trwał w tej chwili rozkoszując się nią. Pokochał to dziecko, wiedział, że potrafiłby oddać za nią życie byle uratować, tak jak Johna. 
Miłość– dziwne uczucie – myślał. Dawno nie doświadczył takiej. Wspaniałą chwilę pełną ciszy przerwała Madie żartując: 
- Sherlock ma dziecko na rękach, trzymajcie mnie niebiosa. Kto ma aparat? Nikt w to nie uwierzy, że pan Holmes zdobył się na coś takiego... - jednak uderzyła ją ta chwila, Sherlock wyglądał tak ludzko z dzieckiem. Jak nie on.
Sherlock obudził się z transu, mający minę przyłapanego dziecka. Dał się przyłapać na uczuciach i to jego własnej siostrze! 
John podejrzewał, że zaraz się pokłócą, więc zajął Sherlocka mówiąc: 
- Miała mieć na drugie imię Sherly, od Sherlock, jednak zdecydowaliśmy się na Madeline. W końcu to też cząstka ciebie. Tak jak prosiłeś.
Sherlock uśmiechnął się w podzięce, chrząknął, pogratulował jeszcze raz szczęśliwej parze z dzieckiem i oznajmij, że musi iść, że nie chce przeszkadzać. Razem z nim wyszła Madie. Podjechali do domu taksówką, a stojąc już na ulicy Madie powiedziała: 
- No Sherlock, widać że oboje ją pokochaliśmy. Będzie tu częstym gościem. Wujek Sherlock i ciocia Madie, ładnie brzmi...
- To ty będziesz się nią zajmowała a John będzie znowu moim pomocnikiem dobrze? - powiedział sarkastycznie Sherlock – Chociaż.. czemu nie?
Madie prychnęła i weszli do domu. Sherlock od razu zauważyła brak pewnej rzeczy... 
- Ktoś ukradł moją czaszkę! - krzyknął.
W jej miejsce zastali wiadomość : 

''No, no, no...kolejna osoba, za którą możesz oddać życie, uważaj na nią, bo możesz ją zgubić ~ M²''

- O Boże... - wyszeptał Sherlock.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i kolejny rozdział ;) Trochę rozczulania ale coś trzeba było napisać ;) Mam nadzieje, że wam się podobało i zachęcam do czekania na następną część. Proszę także o opinie ! ;) Dziękuję również za wyświetlenia i za to że ktoś to czyta ;) // Kopenhaga ;) 

1 komentarz:

  1. Moim zdaniem, wasz blog jest ciekawy i dobrze dopracowany, czekam na następne rozdziały . Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń